GRZECH 4: INVIDIA

1 1 0
                                    

- Nigdy nie będziesz taka jak ja i zapamiętaj to raz a porządnie. – wyniosły oraz pełen pychy głos dziewczynki sprawiał, że Vivien tężała. Nie była w stanie pojąć tego, jak wielkim zadufaniem wykazywać mogła się osoba tak kuriozalnie młoda.

Nienawidziła z nią przebywać, a każda jedna konwersacja sprawiała, iż mała Morque coraz bardziej zamykała się w sobie i traciła pewność siebie. Patrzenie w oczy osoby, która w każdym momencie udowadniała swą wyższość ponad pozostałymi sprawiało, iż w jej żyłach płynąć zaczynał gniew. Nienawidziła również tego, iż dziewczynka dławiąca się swą wielkością w skali społeczeństwa się nie myliła. Mówiła prawdę, która dobijała brunetkę bardziej dosadnie niżeli pełne samozadowolenia spojrzenia rzucane przez rówieśniczkę. Vivien nigdy nie chciała stać się ulubienicą Evelyn. Uczucia jakie żywiła względem własnej matki zatrute zostały jadem oraz zgorszeniem. Nie potrafiła okazać jej niczego poza obrzydzeniem a także przerażeniem jakie odczuwała, ilekroć kobieta na powrót zjawiała się w mieście. Mała Morque zazdrościła Alyssie jednego. Pewności siebie o jakiej ta nigdy dotąd nie słyszała.

– Twoja mama zawsze wolała mnie. Nie kocha cię, bo nie jesteś dla niewystraczająco dobra. Jak myślisz, dlaczego przychodzi do nas za każdym razem, gdy wraca do miasta? – zapytała stojąca nieopodal dziewczynka. Iskry satysfakcji mrugające w jej skąpanych grzechem tęczówkach stawały się koszmarem permanentnie wyrytym w myślach Vivien.

Szyderczy uśmiech wykrzywił twarz siedmiolatki. Alyssa cechowała się zadufaniem. Nie doceniała nikogo poza samą sobą, uważając swoją osobę za najdoskonalszy przykład pełen wartości. Wywyższała się niedolą innych, czerpiąc z tego satysfakcję jakiej nigdy przedtem nie zaznała. Kto by pomyślał, że w tak młodym wieku dziewczynką władać mogła tak nieograniczona oraz bezwzględna nienawiść. Tak bezpruderyjna zawiść, którą świadomie krzywdziła niewinną niczemu brunetkę.

Vivien coraz ciężej utrzymywać było głowę uniesioną do góry. Czuła cierpkość zlewającą wargi, która mieszała się z metalicznym posmakiem krwi wypływającej ze zbyt mocno zagryzionego policzka. Z trudem udawało jej się trzymać w ryzach żal oraz rozgoryczenie jakie kryło się w jej wnętrzu. Nie po raz pierwszy zmierzyć musiała się z okrucieństwem koleżanki, jednakże z każdym kolejnym spotkaniem coraz trudniej było jej nie upaść pod naporem siły dziewczynki. To były jej urodziny, powinny być jednym z najszczęśliwszych dni w roku. Powinny składać się z ciepła, szczęścia oraz miłości. Niestety, stało się to co każdego razu, gdy matka dziewczynki zapraszała Alysse do ich domu.

Brunetka całą sobą powstrzymywała się od wybuchu płaczu, by nie pokazywać dziewczynce swej słabości. Nie mogła w tak jawny sposób udowadniać jej, iż słowa, którymi ją katowała w rzeczywistości były okropnie bolesnym uderzeniami sprowadzającymi ją na dno. Wiedziała, że tamtejsza noc miała być nieprzespana, ponieważ łzy w takich chwilach nie potrafiły przestać cieknąć z jej oczu. Wiedziała, że to nie było dobre. Że branie do siebie słów pragnącej chluby dziewczynki doprowadzało ja jedynie do załamań, jednakże nie potrafiła inaczej. Nie potrafiła nie czuć zazdrości, gdy czuła się przy niej mała. Gdy siła Alyssy umniejszała jej wartości, ilekroć znajdowała się w jej pobliżu.

- Nie wiesz? Więc ci odpowiem. – wyszczerzyła zęby w przepełnionym jadem uśmiechu. Vivien zacisnęła zęby, czując jak coraz większy gniew kipieć zaczynał w jej sercu. Mieszał się on ze zranieniem, które z każdą kolejną sekundą zdawało się rozdzierać ją od środka. Starała się trzymać emocje na wodzy, by nie dać matce kolejnego powodu do skarcenia jej za zachowanie. Sama kłótnia z córką koleżanki była odpowiednim powodem do ponownego obrzucenia dziewczynki surową karą. – Bo cię nienawidzi. Nie kocha cię i nic nie sprawi, że kiedykolwiek pokocha. Jesteś jej największym błędem, sama słyszałam, jak mówiła to mojej mamie. Opiekuję się mną, bo tylko wtedy czują się chociaż trochę spełniona. Bo gdy na ciebie patrzy widzi jedynie wstyd i porażkę. – wysyczała przez zęby patrząc w oczy Vivien z pewnością godną niejednego dorosłego. A szczęście malujące się na jej symetrycznej twarzy sprawiało, iż pokruszone serce Morque starło się na popiół.

SECUNDA PAGINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz