~Rozdział 3~

53 5 6
                                    

Nie skończyło się na tym jednym razie. Elnyar każdego wieczoru kazał jej zabijać w coraz to nowsze, okrutniejsze sposoby. Zazwyczaj osobiście jej w tym towarzyszył, jednak bywały momenty, w których skazana była na samotność. Zabijanie stało się częścią jej rutyny, choć sama przed sobą nie potrafiła tego przyznać. Spełniała każde polecenie króla, niezależnie od tego, jak bardzo było sprzeczne z jej sumieniem. Czuła, że zawodzi tym nie tylko siebie, ale również Meylę, która od zawsze starała się ochronić ją przed takim losem. Ciekawe, co by o niej pomyślała, gdyby dowiedziała się, że stała się morderczynią. W niektóre dni Eilien zastanawiała się nad tym pytaniem, nie potrafiąc nawet spojrzeć na własne odbicie w lustrze. Nie widziała dla siebie nadziei, więc nie pozostało jej nic innego, niż próba dorównania Elnyarowi. Miała wrażenie, że niczym się od niego nie różniła, nie licząc poczucia winy, które zżerało ją od środka. Kiedy zabiła kogoś po raz pierwszy, coś zmieniło się w jej postrzeganiu świata. Stała się obojętna, zupełnie tak, jakby pogodziła się z faktem, że nic nie może zrobić.

Krew wciąż skapywała z jej sukni, gdy wchodziła po szklanych schodach. Ledwie zdążyła znaleźć się na piętrze, gdy jej wzrok przykuły otwarte na oścież drzwi. Zapewne nawet nie zwróciłaby na nie uwagi, gdyby nie fakt, że prowadziły do komnaty Neveraela, który od zawsze nad wyraz cenił sobie swoją prywatność. Jego sypialnię widziała może kilka razy w życiu. Starała się nie zaglądać do środka, jednak jej wzrok mimowolnie tam wędrował, zwłaszcza gdy w środku oprócz wiecznego dostrzegła wcześniej nieznaną jej kobietę. W jej wyglądzie było coś przykuwającego, zwłaszcza w oczach, które kolorem zbliżone były do ludzkiej krwi, co dobrze kontrastowało z ciemnymi cieniami wokół nich. Twarz miała o regularnych rysach, zdradzających doświadczenie, a jednocześnie nadających tajemniczości. Długie, ostre kły delikatnie wystawały spomiędzy bladych warg, a jej palce zdobiły pierścienie o metalicznym blasku. Każdy jej ruch był pełen gracji. Ubrana była w długą, czarną suknię, przylegającą do jej szczupłego ciała. Orientując się, że dziewczyna przygląda się kobiecie zbyt długo, chciała odejść, jednak wtedy zatrzymał ją znajomy głos.

— Może wejdziesz do środka i zaszczycisz nas swoją obecnością, zamiast stać i się przyglądać księżniczko? — Neverael zrobił krótką przerwę, na napicie się czegoś z kielicha, po czym gestem ręki wskazał jej, żeby weszła. — Mój gość bardzo chciałby poznać cię osobiście, chyba nie odmówisz jej tej przyjemności?

— Chętnie dotrzymałabym wam towarzystwa, jednak Elnyar poprosił mnie, żebym załatwiła kilka spraw w więzieniu, dlatego właśnie tam zmierzam, choć dziękuję za zaproszenie. Wiesz, że król nie lubi, gdy ktoś każe mu na siebie czekać — skłamała, udając, że idzie w przeciwnym kierunku, niż początkowo zamierzała. Zrobiłaby wszystko, byleby wymigać się z tej niezręcznej sytuacji, a tym bardziej uniknąć spotkania z wiecznym.

— Przyszła królowa nie powinna odmawiać spotkań z władcami podległych jej państw, zwłaszcza że nigdy nie wiadomo, jak potoczy się sytuacja polityczna — posłał jej uśmiech, stając w progu drzwi. — Pozwól, że przedstawię ci Merciię, stworzycielkę najczystszej rasy wampirów, żyjącą od samego początku istnienia znanego nam świata.

— Neveraelu nie potrzeba aż tylu zbędnych uprzejmości, żeby mnie przedstawić, choć dziękuje za te miłe słowa — zaśmiała się cicho, przenosząc swój wzrok na dziewczynę. — Masz moje słowo, że nie zabierzemy ci zbyt wiele czasu. Ostatni raz, gdy cię widziałam, byłaś jeszcze dzieckiem, stąd moja ciekawość, co z ciebie wyrosło. Król odkąd tylko się pojawiłaś, był tak przewrażliwiony na twoim punkcie, że nikomu nie pozwalał cię dotykać, nie mówiąc już nawet o zamienieniu zdania, a teraz jesteś już wystarczająco dorosła, żeby móc sama zadecydować, czy chcesz ze mną porozmawiać. Niezmiernie miło byłoby mi móc bliżej cię poznać.

Zwiastunka Śmierci Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz