Wypad do parku [GONE WRONG]

138 6 24
                                    

Była niedziela... pomyślałem że miło byłoby pójść z moim bombelkiem do parku. Jakiś miał być tam festiwal czy coś?? Także obudziłem mojego skarba.

-"Synku! Mam swietny pomysł!"
Ten spojrzał na mnie zaspale.
-"Tatuś? O co chodzi?"
-"Postanowiłem abyśmy poszli dziś do parku! Będzie wata cukrowa i balony..."
Na tą wiadomość mały zerwał się od razu z łóżka.
-"WATA CUKROWA?!! BALONY!!! TAKK!!"
Tak się ucieszył że aż mnie przytulił, słodziak.
-"Tato jesteś najlepszym ojcem na świecie!!"
-"Dobra dobra...ogarnij się i lecimy!"

---Timeskip (wiem dużo w tym fanfiku ich ale nie chce mi się pisać niepotrzebnych elementów)---

Bawiliśmy się dobrze, zabrałem go na lody, kupiłem mu balonowego pieska... oczywiście także watę cukrową... Było świetnie do momentu...

-"No to co teraz młody?" - dostałem zero odpowiedzi...- "Gus?"
Gdy się obejrzałem, zobaczyłem że mojego skarba nie ma przy mnie.
-"Gus?!! Gdzie jesteś?!!" - zaczynałem się martwić i zacząłem go szukać. Wiedziałem że to może się źle zakończyć.

Zobaczyłem jak mój mały podążał za balonem (dla waszej informacji on nie był z helem tylko po prostu turlał się). JEZUS MARIA!! Serce mi podskoczyło do gardła...Gus zmierzał w stronę torów!! Od razu przyspieszyłem...
-"GUSS!!" - mały nie zareagował...Jezus moje dziecko!!!

On był już na torach... złapał swojego balonika. Na moje nieszczęście... jechał pociąg...Dopiero teraz zauważył mnie Gus.
-"GUS NIEEE!!!" - On spojrzał w stronę pociągu i...

Gus Pov

Trzymałem swojego balonika, w końcu go złapałem!! Mój tatuś biegł w moją stronę a potem się zatrzymał. Krzyczał i płakał?
-"Tatusiu ja żyję!" - odpowiedziałem a ten nic nie odpowiedział...-"Tato? Ja tu jestem!" - lecz nadal nie dostałem odpowiedzi...i nagle zobaczyłem...

Widziałem..swoje ciało? Nie rozumiałem o co chodzi? Co się stalo? Nie rozumiem...
-"Tato co się dzieje? Tato odpowiedz, proszę!" - lecz nadal nie dostałem odpowiedzi...-"TATO!! PROSZĘ ODPOWIEDZ MI!! BOJĘ SIĘ!!" - Dlaczego tatuś nie odpowiadał mi?!! Coś źle zrobiłem?

Nagle zobaczyłem kogoś... jakąś panią... Wyglądała na miłą i miała taką... białą poświatę?
-"Umarłeś młody człowieku..." - odparła
-"Umarłem? Co to znaczy 'umrzeć'?"
Ta zamilkła na chwilę...i zaczęła mówić.
-"To znaczy że nie oddychasz, nie możesz już się odzywać do innych" - o co jej chodziło? Przecież rozmawiam z nią!
-"Ale przecież z panią rozmawiam! Nie rozumiem...nic nie rozumiem..."
-"Możesz tylko mówić z umarłymi...widzisz swojego ojca?" -spytała się
-"Tak...on mnie nie słyszy i płacze...nawet nie chce mnie przytulić... coś źle zrobiłem..?" - czułem się źle...
-"Nie...nic nie zrobiłeś dziecko...Niestety lecz nie będziesz mógł już przytulić taty...ani z nim rozmawiać"
-"..Dlaczego?!!" - nic nie wiedziałem...Denerwowało mnie to!
-"Ponieważ nie żyjesz...Gdy umrzesz nie możesz już trzymać nic co jest na świecie...nie możesz też rozmawiać z czymś co żyje...masz tylko tych... którzy już opuścili ten świat...i nie możesz odwrócić śmierci...ale spokojnie... każdy kiedyś umrze... najwidoczniej to był czas dla ciebie..." - czyli... już nie będę mógł przytulić ojca? Nie będę mógł rozmawiać z Bonnie?
-"To nie fair!"
-"Życie nie jest sprawiedliwe...Powiedz dziecko...jak masz na imię?"
-"Gus.."
-"Gus...teraz masz tylko mnie...zaufasz mi?" - wydawała się na miłą... trochę jak moja przedszkolanka.
-"No dobrze!"
-"Chodź... pomogę ci z tym wszystkim i wytłumaczę na spokojnie..."

Także poszłem z tą miłą panią, opuszczając mojego tatusia...ale przed tym przytuliłem go...lecz moje ręce przeleciały przez niego... miała rację że nie będę mógł już przytulić Bustera...A więc tak zaczęła się moja przygoda.

Buster Pov

Siedziałem w szpitalu. Godzinami... Płakałem przez prawie cały czas...już nie miałem sił na nic...Lekarze walczyli o życie Gusa... Boże jakim ja jestem debilem... Debilem!! Dlaczego spuściłem z niego wzrok?!! Jestem okropnym ojcem...okropnym!! Jeśli on nie przeżyje nie wybaczę sobie...i nagle... wyszedł lekarz.
-"Co z moim synkiem?!!"
-"...Przepraszamy, próbowaliśmy co tylko mogliśmy..." - nie... to nie mogła być prawda.. czułem jak łzy znowu napływają mi do oczu.
-"Nie...NIEE!!! NIE BŁAGAM NIE!!"
-"Wiemy że pan teraz jest bardzo zdruzgotany...lecz naprawdę nie było jak uratować malucha...Przykro nam z powodu pana straty..." - byłem totalnie zrujnowany...to moja wina...Moja! Nie wybaczę sobie...nigdy...

Wróciłem do domu... boże mam jeszcze po tym iść do pracy? Nie...od razu napisałem do szefa o zaistniałej sytuacji...i poinformowałem że nie mogę jutro się zjawić do kina. Ten zrozumiał to oraz współczuł mi... już nic nie chcę dziś robić... położyłem się do łóżka...nie mogłem zasnąć...moje dziecko...zabite... umarło przez moją głupotę...to moja wina...moja wina...moja wina.

---------------------------------------------------------

Dzisiejszy rozdział roszarpuje serca. Sama jak to pisałam miałam małą chęć się rozpłakać. Proszę mnie nie bić za ten rozdział 😭

Lover boy made in China Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz