Oddycham głęboko i stawiam pierwszy krok na kamiennej posadzce. Po tygodniowym urlopie, kiedy ponad połowę tego czasu spędziłem w pracy, nie mogę powiedzieć, że dawno mnie tu nie było. Korytarze wrocławskiego cebeesiu się nie zmieniły. Nie zmieniły się przez dziesiątki lat i pewnie drugie tyle się nie zmienią.
– Siema – rzucam do kolegów po fachu i kieruję się prosto do gabinetu szefa.
Pukam i czekam, a gdy słyszę głośne „wejść!", wchodzę do środka. Nie wiem, po co mnie wezwał i kazał skrócić urlop, którego i tak nie miałem. Może chce mnie wyjebać, co w sumie jest mało prawdopodobne. W końcu kto nadstawia karku, jak nie wydział kryminalny? No właśnie, nikt.
– Co tam? – pytam i od razu siadam.
To, że Andrzej Koloński jest moim szefem, to jedno. Ale jesteśmy też kumplami, którzy od lat działają w tym fachu. Różnica jest tylko taka, że Andrzej ma górnolotne fantazje na temat pracy w policji, a ja... Dla mnie to robota jak każda inna. No dobra, może nie jak każda inna, ale dzięki niej czuję, że żyję. To taka mała wizja posiadania władzy. Niby nic, ale sprawiasz wrażenie, że w danej dziedzinie i czasie jesteś panem sytuacji i możesz wszystko. Prawda jest taka, że chuja możesz, ale i tak wszyscy ci się kłaniają, no bo kto normalny chciałby podpaść gliniarzowi, który od lat dłubie w najbardziej śmierdzących gównach tego miasta? No właśnie, nikt.
Nie zmienia to faktu, że Andrzejek to złoty chłopak i chyba ma jakiś syndrom w stosunku do mnie, czy jak to się tam nazywa. Chciałby, żebym był tym najbardziej zajebistym. No jestem, ale nie taki, jaki on by chciał. Mogę rozwiązać najcięższą sprawę, mogę nadstawić karku i z ledwością ujść cało, ale mam to gdzieś. Kiedy przychodzi do nagradzania i całego tego pierdolenia o zajebistości policji, ja spierdalam. No nie. Nie lubię rozmachu ani udawania, że ktoś na górze rzeczywiście się podniecił, bo ujebałem łeb hydrze. Nienawidzę udawania.
Jestem prostym chłopakiem, nie grzeszę przyzwoitością, a kiedy sytuacja tego wymaga, potrafię lawirować niczym rajdowiec między paragrafami a odpowiednio wypchanymi kopertami. Andrzej udaje, że nie wie o moich skłonnościach do brania w łapę czy rozjebania komuś łba i wykręcania się z tego jak piskorz. On po prostu jest prawdziwym przyjacielem.
– Mam nową robotę, a ty nadajesz się jak nikt inny. – Wstaje i zapina marynarkę. – Możesz odetchnąć od codzienności.
– Nie zdążyłem się zadomowić na urlopie, więc nie bardzo mam od czego odpoczywać – zauważam, unosząc brwi, a on patrzy na mnie i nawet nie mruga. – Kto? – kapituluję.
– Robert Adamski vel Topór – oświadcza dumnie, na co marszczę brwi. – Trzydzieści osiem lat, rodzinny interes, który przejął od ojca. – Siada z powrotem, a po wyrazie twarzy widać, że mu... ulżyło?
– Topór? – Krzywię się na tę wymyślną ksywkę, w sumie nie pierwszy raz. – Co to za pseudonim?
– Ponoć pierwszego mordu dokonał toporkiem strażackim – wyjaśnia mój przyjaciel, unosząc palec na wysokość głowy.
– Należy do OSP? – drwię. – Bez jaj...
– To bezwzględny morderca – przerywa mi. – Kaleczy swoje ofiary, zanim odbierze im życie. Kilka miesięcy temu przepadł jak kamfora.
– Nie ma żadnych śladów? – dziwię się. – Jak zarządza?
– Zapewne z ukrycia – odpowiada i przesuwa w moją stronę zdjęcia kilku osób. – To tradycyjna rodzina, więc zakładam, że pod nieobecność bossa władzę dzierży ojciec. – Puka palcem w pierwszą fotografię. – Stary nie jest lepszy. Mają tego swojego synalka i córkę Kingę. Ale kobiet chyba nie dopuszczają do interesów.
– Rozumiem, że mam go znaleźć? – upewniam się i chwytam zdjęcie gada, który notabene jest w moim wieku.
– Zgadza się. – Kiwa głową. – Ten padalec ma wiele na sumieniu, a my mamy na niego sporo twardych dowodów. – Podsuwa kolejną porcję fotografii i rozkłada je przede mną. – Wiele ofiar musiało bardzo cierpieć przed śmiercią. Ten, Rafał Obarski – stuka w pierwszą fotkę – dwa tygodnie temu został znaleziony ciężko pobity, z powyrywanymi paznokciami, z obciętym przyrodzeniem i dziurą w głowie.
– Fascynujące – mówię zgodnie z tym, co czuję.
Zawsze się zastanawiałem, co mają w głowach kaci, którzy torturują ludzi. Czy mogą potem spać spokojnie i nie dręczą ich koszmary?
– Ta kobieta została zamordowana tuż po porodzie, jakieś sześć lat temu – ciągnie, wskazując na kolejne zdjęcie. – Anna Merska. Ciała dziecka do dziś nie odnaleziono. – Kręci głową, a ja przyglądam się fotce zmasakrowanego ciała nieboszczki i drugiej, na której widać jeszcze żywą, młodziutką i piękną kobietę. – Nawet nie chcę wiedzieć, co musiał zrobić noworodkowi na jej oczach. Ja pierdolę – mruczy, drapiąc się po głowie.
– No, mocne – przyznaję.
– A ten tu to NN sprzed ośmiu lat – kontynuuje i wskazuje następną fotografię. – Twarz zmasakrowana tak, że był nie do rozpoznania, a w żadnych bazach nie występował – urywa i zaciąga się powietrzem. – DNA spod paznokci i mocz na zwłokach wskazują Adamskiego.
Kiwam głową, a on dalej opowiada o kolejnych przypadkach. Zgwałcone i zmasakrowane ciała kobiet, faceci w nie lepszym stanie. Widzę, że jego to rusza, bo najzwyczajniej w świecie wrażliwy z niego człowiek.
– Skąd wiadomo, że to wszystko jego sprawka? – dopytuję, zezując na zdjęcia.
– Ten to jego człowiek, który się ukrywał. – Pokazuje na pierwszego. – Ten miał go zapisanego w telefonie jako „egzekutor" i widziano ich razem. – Stuka w kolejne fotki. – Tu naskórek. A na każdej z tych kobiet, albo w nich, znaleziono jego DNA.
– Jebany – rzucam tylko, bo ten gość to rzeczywiście chory pojeb. – Rozumiem, że dopiero kiedy zniknął, policja zaczęła się nim interesować – zauważam rzecz zakurwiście standardową w tym kraju.
– Nie tylko. Ponoć szukają go Niemcy i Ukraińcy, czy jeszcze ktoś. Nie wiem, komu podpadł bardziej i co zrobił, ale jeden chuj. My musimy dorwać go pierwsi.
– Czyli będzie gorąco. – Uśmiecham się. – A niby jak ja mam go znaleźć, jak nawet te zakapiory go nie dorwały?
Andrzejek uśmiecha się przebiegle, wstaje, podchodzi do mnie i siada na drugim krześle. Teraz jesteśmy na tym samym poziomie, jak za starych, dobrych czasów, gdy wzajemnie pilnowaliśmy swoich pleców.
– To jest twój cel – mówi z uśmiechem i wyciąga kolejne zdjęcie. – Lena Adamska, żona Topora.
CZYTASZ
Prawo Żony. Krwią naznaczone #3
Mystery / ThrillerHubert Witosławski to policjant, który w swoim życiu stracił już wszystko. Żona odeszła od niego, a siedmioletnia córka nie chce spędzać z nim czasu. Od lat żyje sam w nieumeblowanej kawalerce, a całą swoją energię wkłada w pracę. Lena Adamska to ko...