4 Hubert

81 32 0
                                    

Zaskoczona i chyba nieco wystraszona Sandra Witosławska wpatruje się we mnie swoimi ciemnymi oczami. A mogłem mieć ją na co dzień...

– Mogę wejść? – pytam, unosząc brwi.

– Tak, wejdź – zaprasza i odsuwa się na bok. – W końcu to też twój dom.

Wchodzę do środka i rozglądam się wokoło. Nie byłem tu jakieś pół roku. Tydzień temu zakończyliśmy jedną ze spraw, potem miałem mieć urlop i zajrzeć do nich, ale nie dałem rady. Niezmiennie jest tu czysto i schludnie, a na ścianach salonu zauważam świeży kolor.

– Dawno cię tu nie było – zaczyna, idąc za mną.

– Jakoś się nie złożyło – odpieram i w końcu odwracam się do niej.

Wygląda, jakby czas się jej nie imał. Długie, czarne włosy, ciemne oczy i piękna twarz. Tak naprawdę mogłaby mieć każdego. I wtedy, i teraz. A wybrała mnie, co nie wyszło jej na dobre. Dziś wygląda jeszcze lepiej niż wcześniej.

– To dla ciebie – mówię, wyciągając do niej rękę z kwiatami.

Kiedy uśmiecha się szeroko, przypomina mi się, że w lipcu miała trzydzieste urodziny. Kurwa, spóźniłem się cztery miesiące.

– Dziękuję – szepcze pełna zachwytu. – To do ciebie niepodobne.

– Wszystkiego najlepszego – rzucam i zaciskam szczęki, a ona zaczyna się śmiać.

– Urodziny już miałam, imieniny również, a Zaduszki były kilka dni temu – wylicza i odbiera ode mnie kwiaty. – Ale dziękuję.

– Mam też coś dla Nikoli, jest w domu?

– Tak, właśnie wróciłyśmy ze szkoły – odpowiada i rusza do kuchni, a ja podążam za nią. – Pamiętasz, że poszła do pierwszej klasy, prawda?

Spogląda na mnie spod czarnych rzęs, a mnie jakby ktoś w mordę strzelił. Kurwa! Moja córka rozpoczęła naukę w podstawówce, a ja nawet o tym nie wiedziałem. Nie pamiętałem.

– Zjebałem – przyznaję, chwytając się za kark. – Jestem chujowym ojcem.

– Mnie nie musisz się tłumaczyć, ja cię znam aż za... – urywa i zerka gdzieś obok mnie. – Kochanie, tata przyszedł cię odwiedzić.

Zamurowuje mnie. Mimo że wiedziałem, gdzie i po co jadę, nie jestem przygotowany na spotkanie z córką. Przełykam głośno ślinę i zmuszam się, by spojrzeć w prawo, a moim oczom ukazuje się śliczna niebieskooka blondyneczka.

– Cześć – odzywam się pierwszy i postanawiam przykucnąć, bo przy moich stu dziewięćdziesięciu centymetrach wzrostu ona sięga mi zaledwie do pasa. – Stęskniłem się.

– Tak?

– Tak. – Kiwam głową. – Mam coś dla ciebie – oświadczam dumnie i podaję jej torebkę.

Podekscytowana Nikola odbiera ją ode mnie i zagląda do niej. Kiedy się orientuje, co jest w środku, uśmiech schodzi jej z twarzy.

– Różowy? – Krzywi się.

– Twój ulubiony – przypominam nieśmiało. – Przecież...

– To było dawno, nie znoszę różowego – wtrąca mi się w zdanie, kompletnie mnie zaskakując. – Teraz wolę zielony.

– W takim razie wymienię go na zielony, co ty na to? – proponuję i mimowolnie kładę dłoń na jej ramieniu.

– Ale ja nie potrzebuję dzwonka. – Unosi wysoko brwi.

– Już masz?

– Nie. – Kręci głową. – Nie jeżdżę rowerem.

– Dlaczego?

Prawo Żony. Krwią naznaczone #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz