7 Hubert

75 34 0
                                    

Wszystko, co łączy Karola Zamirskiego z Hubertem Witosławskim, zostawiam w kolejnej kryjówce. Do Andrzeja zadzwonię z jakiegokolwiek telefonu, te najważniejsze numery przecież znam na pamięć. Jeszcze dwa głębokie wdechy, Eminem na ful i kiedy dobry bas wchodzi na maksa, podjeżdżam pod sporych rozmiarów bramę domu Roberta Adamskiego. Nie widać żadnego karka na horyzoncie, co nie wyklucza, że ktoś nie siedzi na jakimś drzewie i nie celuje właśnie w moje czoło. Kompletnie niezrażony zatrzymuję się przy domofonie z klawiaturą. Opuszczam szybę, kiwając głową w takt rapu, i wyciągam rękę.

Albo przejadę, albo mnie odjebią.

Dwa, zero, osiem, cztery, jeden, pięć. Klikam wszystkie zapamiętane cyfry, modląc się w duchu, by to był właściwy kod. Po kilku sekundach słychać stuknięcie, a brama zaczyna się rozsuwać. Bingo!

Spokojnie czekam, aż całe skrzydło się wsunie, i kiedy mam wystarczającą ilość miejsca, powoli wjeżdżam. Wewnątrz już reagują na moją obecność. Wychodzi kilku ludzi, a w dłoniach dzierżą różnego rodzaju broń. Trochę chce mi się śmiać, bo to wygląda jak w słabym filmie o mafii pruszkowskiej, ale w dzisiejszych realiach. Jednak dziś to już coś zupełnie innego niż dwadzieścia lat temu. Obecnie gangster nie ma zasad, a ludzkie życie jest dla niego gówno warte. Nie ma czegoś takiego jak dane słowo, a co do lojalności, to próbkę miałem parę godzin temu.

Kompletnie wyluzowany dojeżdżam do centralnej części parkingu i zatrzymuję się przy jednej z zaparkowanych bawarek. Gaszę silnik, po czym wysiadam i poprawiam kurtkę lotniczą w kolorze głębokiej zieleni. Zahaczam ją tak, by pokazać glocka zapiętego pod pomarańczową podszewką. Uwielbiam klasykę.

– A ty coś za jeden? – odzywa się gościu idący na przodzie.

– Szpadel – mówię od niechcenia i wyciągam paczkę fajek. Niby nie palę od ośmiu lat, ale niekiedy to element mojego kamuflażu.

Jeden z ludzi podaje mu komórkę, a reszta patrzy po sobie. Zerka na ekran i po chwili wlepia we mnie zaciekawione spojrzenie.

– A co Bolek tak nagle wyjechał? – rzuca do właściciela telefonu.

– Do matki czy babki pojechał – odpowiada. – Chuj go wie. – Wzrusza ramionami.

– Wiesz coś o tym? – zwraca się do mnie.

Łysy łeb i szeroki kark. Typowy pewny siebie kloc. Wygląda na kogoś, kto ma tu jakąś władzę. Już niedługo.

– A skąd ja mam wiedzieć? – prycham i zapalam fajkę. – Widziałem go może dwa razy na oczy.

– To skąd ja mam wiedzieć, że cię przysłał? – Unosi brwi.

– Bo nie przysłał – przyznaję i zamykam drzwi beemki.

– Nie wkurwiaj mnie! – unosi się i wyciąga do mnie broń. – Mów, skąd się tu wziąłeś!

Niezrażony podchodzę do niego, aż klatą stykam się z lufą pistoletu.

– Topór mnie wezwał – mówię lekko, wzruszając ramieniem.

Lata praktyki sprawiły, że gram niczym oscarowy aktor znający swoją rolę na pamięć. Mężczyzna patrzy na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, spogląda na telefon i marszczy czoło.

– Muszę to potwierdzić – mówi i odchodzi. – Pilnujcie go! – woła, po czym znika w budynku.

Zostaję z bandą ośmiu typów, którzy patrzą na wroga numer jeden. Wiem, że teraz waży się mój los. Przecież jak on zadzwoni do Adamskiego, sprawa się rypnie i dostanę kulkę w łeb. Ale z drugiej strony Bolek mówił, że nie mają kontaktu z szefem. No, ale szefowa ma. Kurwa. Zagrałem va banque, a chuj jeden może z tego wyjść.

Po jakichś pięciu minutach kark wraca, patrząc na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Prostuję się i rzucam peta pod jego nogi. Jeżeli mam teraz zginąć, to niech tak będzie, ale nie padnę na kolana.

– Skąd masz kod do bramy? – pyta, unosząc brodę.

– Czary-mary – odpowiadam, nachylając się lekko do niego, a on czerwienieje.

– Zajebię cię, jak Boga kocham...

– A kochasz? – rzucam ripostą i wyciągam telefon z kieszeni.

Dobrze to sobie zaplanowałem, więc teraz mam podkładkę. Odblokowuję ekran odciskiem palca, tak by widział mój wyświetlacz, i klikam listę kontaktów. Niby byle jak przewijam, ale osiągam zamierzony efekt, bo kark otwiera szeroko oczy, widząc wiele połączeń z kontaktem zapisanym: „Topór". Wreszcie się zatrzymuję, kręcę głową, po czym klikam wiadomości. Pojawia się mój dialog z „Toporem" i między innymi kod do bramy oraz kilka „wskazówek".

– O! – prycham i chowam przed nim telefon. – To już nie dla ciebie – mówię z krzywym uśmieszkiem.

Koleś szybko się cofa i patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Jednym słowem, łyknął wszystko. Jest głupszy, niż myślałem. Nikt tu chyba inteligencją nie grzeszy. A kiedy gestem ręki każe reszcie opuścić broń, autentycznie chce mi się śmiać. Co za barany.

– Major – wita się i wyciąga do mnie rękę.

Przez chwilę patrzę na wytatuowaną dłoń i mam przeogromną ochotę ją zignorować. Wiem jednak, że w ten sposób nie zjednam go sobie, a bez tego nie będę miał dojścia do informacji. Nie do końca rozgarniętych informacji, ale zawsze coś. Unoszę więc rękę i oddaję uścisk, wkładając w niego więcej siły, niż jest to potrzebne.

– Szpadel – powtarzam, patrząc mu prosto w oczy. – Co tu się odpierdala?

– Mamy małe problemy, a senior nie chce dać się przegadać...

– Z całym szacunkiem do Topora – przerywam mu, odgadując, o kogo chodzi – ale stary jest już chyba za stary – stwierdzam, na co Major od razu kiwa głową.

Zbliża się do mnie bardziej i rozgląda wokoło, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek nas słyszał.

– Podejmuje pojebane decyzje, a szefowa nie może go przegadać. No i dalej Niemcy chcą nam urwać łeb.

– W takim razie trzeba porozmawiać inaczej – zauważam, również się rozglądając. – Wprowadź mnie we wszystko, nie można pozwolić na więcej błędów.

Już się odwracamy, żeby wejść do środka, kiedy brama za mną zaczyna się rozsuwać. Po chwili na teren posesji wjeżdża nowiuteńka x szóstka. Ktoś tu się lubuje w bmw. Major od razu staje na baczność, co budzi moją ciekawość, więc zostaję w miejscu i czekam na dalszy rozwój wydarzeń.

Po chwili auto się zatrzymuje, z tyłu otwierają się drzwi, a ja skupiam się na czerwonych szpilkach, które wyłaniają się ze środka. Nie muszę długo czekać, by moim oczom ukazała się cała sylwetka. Rozpoznaję w niej tę, która jest moim pośrednim celem. Długie blond włosy wystają zza wysoko postawionego kołnierza czerwonego płaszcza. Grzywka przykrywa brwi i jasne oczy, które od razu zatrzymują się na mnie.

Przez chwilę mam wrażenie, jakby czas się zatrzymał, i nie ma to żadnego związku z miłością od pierwszego wejrzenia. Moje szanse na kulkę właśnie wzrosły do stu procent. Jeżeli ona teraz powie, że nic o mnie nie wie, to mam przejebane.

– Kto to? – odzywa się kobieta.

Nie wiem, dlaczego zwracam uwagę na delikatność jej głosu. I na to, jak kompletnie nie pasuje do tego otoczenia. Ona cała wydaje się, jakby nie należała do tego świata. Albo przynajmniej nie powinna.

– To Szpadel – odpowiada Major, wskazując na mnie ręką. – Szef go przysłał – dodaje, a ona od razu spogląda na niego.

– Szef?

Kurwa.

– Tak, wszystko sprawdzone. – Kiwa głową.

Kobieta wraca do mnie spojrzeniem, a mojej uwadze nie umyka, jak obczaja mnie od góry do dołu. Wreszcie zatrzymuje się na kolczyku w moim uchu i wzdycha, machając ręką.

– Skoro tak – rzuca od niechcenia i rusza w stronę domu. – Dziś już nigdzie nie jadę – dodaje, po czym znika za drzwiami budynku.

No i mamy pat.

Ktoś tu blefuje. I to bardziej niż ja.

Prawo Żony. Krwią naznaczone #3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz