Rozdział 4: Małżeństwo psychopatów

153 6 0
                                    

Nie zdążyłam jeszcze dobrze otworzyć oczu, gdy mój telefon zaczął dzwonić już 5 raz. Głowa mi pulsowała i każdy, choćby najcichszy dźwięk, zwiększał moją agonię. W końcu melodyjka przestała grać, a zaraz po niej przyszedł dźwięk powiadomienia.

Przetarłam oczy i usiadłam. Znajdowałam się na podłodze w moim salonie. Spojrzałam do góry i zobaczyłam śpiącego w najlepsze Damona.

Co to za smutny los, zostać zepchnięta z własnej kanapy na podłogę.

Podniosłam telefon, który leżał na stoliku i spojrzałam na wiadomość.

Od: Szef debil

Przyjedź do biura najszybciej jak możesz.

Nie odpisałam na wiadomość. Wstałam, co było wielkim wysiłkiem i udałam się do kuchni. Otworzyłam szafkę z lekami i wyciągnęłam aspirynę. Wypiłam dwie szklanki wody i z bólem serca poszłam się przebrać.

Po krótkim prysznicu zadzwoniłam po taksówkę. Włosy miałam nadal wilgotne, bo dźwięk suszarki był jak najgorsze tortury, więc zostawiłam je rozpuszczone. Ubrałam się w dopasowany, czarny kombinezon. Zabrałam kilka noży i wzięłam parę okularów przeciwsłonecznych.

Zostawiłam śpiącego Morgana w mieszkaniu, napisałam mu wiadomość, żeby nakarmił kota i odezwał się jak wstanie. Obok kartki zostawiłam zapasowe klucze, nigdy nie wiadomo, co wymyśli Young.

Praca z samego rana na kacu, o niczym innym nie marzyłam.

Pół godziny później wchodziłam bez pukania do biura mojego szefa. Ujrzałam mężczyznę w granatowym garniturze siedzącego na fotelu przed biurkiem mojego szefa. Przerwali rozmowę w momencie, gdy wzrok Younga spoczął na mnie.

-Witaj Vanesso. Na starcie, dla dobra nas wszystkich, od razu zapytam. Ile masz w tym momencie noży na sobie? - moje brwi automatycznie poszybowały w górę. Aleksander wybrał zły dzień na takie rozmowy.

-Ciebie też jest miło widzieć. Bardzo uprzejmie z twojej strony, że przedstawiłeś mi naszego gościa. - spojrzałam na mężczyznę, który obrócił się w moją stronę.

Miał bardzo szlachetne rysy. Na jego kwadratowej szczęce widniał parodniowy zarost, włosy były starannie ułożone, miał szary krawat idealnie zawiązany w szeroki supeł. Wyglądał na ważniaka.

-Olivier Evans, miło mi Vanesso. - wyciągnął w moją stronę dłoń wstając z fotela. Uścisnęłam ją mocniej niż zamierzałam. Miał naprawdę miękką i delikatną dłoń.

Co on robi w tym biurze z rękoma jak dziecko?

-Mam dla ciebie niespodziankę. - zwrócił się do mnie szef. - I naprawdę liczę, że nie wyciągniesz zaraz popisowo wszystkich swoich noży i nie zaczniesz rzucać nimi w naszych gości. - uśmiechnął się do mnie krzywo, a w jego oczach mogłam dostrzec ostrzenie. Doskonale wiedział, że nie mogłam mu tego obiecać.

Przeszłam do sali konferencyjnej z mężczyznami. Weszłam do niej jako ostatnia. I wtedy go zobaczyłam. Uśmiechał się cynicznie, siedział całkowicie wyluzowany na krześle przy długim drewnianym stole. Jego włosy nie były już ułożone na żel do tyłu, były w lekkim nieładzie, a ich końce lekko się zakręcały. Pozbył się flaneli na rzecz białej koszuli, która podkreślała jego karnację. Wyglądał, jakby wrócił świeżo opalony z wakacji nad oceanem.

Cholera, może jednak powinien wrócić do swojej kawy z mlekiem.

Weszłam w głąb pomieszczenia, w którym panowała całkowita cisza. Mój wzrok był utkwiony w pierdolonym Vincencie Villinie.

-Dobrze cię w końcu widzieć Vanesso. - odezwał się pierwszy szatyn. Przewróciłam oczami, na co zaśmiał się cicho. - Wdałaś się w jakąś bójkę? Nieładnie. - pokręcił głową.

RevengeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz