Czytałam zarys naszej misji i naprawdę nie dowierzałam. Jeżeli mają zamiar mnie na Alaskę, to na pewno się wypisuje. Dlaczego to zawsze musi być miejsce ze śniegiem?
-Ale z tą Alaską, to może wygonimy tam tylko Vincenta. - spojrzałam na Oliviera, który pił właśnie kawę. Prawie wybuchł śmiechem, gdy zobaczył moją minę.
-On nienawidzi zimna i śniegu.
-No to życzę nam powodzenia. - spojrzałam na niego. Uśmiechnął się i patrzył co chwilę na mnie i na stertę papierów.
Chwilę później przyszedł Aleksander i rzucił dwa małe pudełeczka na stół. Vincent otworzył jedno z nich i zaśmiał się cierpko. Wstał i podszedł do mnie.
-No to dopóki śmierć nas nie rozłączy, serduszko. - wziął moją dłoń i założył na palec pierścionek zaręczynowy, a następnie obrączkę na ten sam palec.
-To może wydarzyć się szybciej, niż sądzisz. - zabrałam drugie pudełko i spojrzałam mu w oczy.
-Sprawię, że twoje życie będzie koszmarem, mężu. - powiedziałam cicho wsuwając mu obrączkę na palec.
-I vice versa, żono.
-Wiesz, że jeśli oni się pozabijają, to będziemy stratni o dwóch agentów? - usłyszałam głos Oliviera. Zaśmiałam się cicho i spojrzałam kątem oka na Vincenta.
-Spokojnie, nie o dwóch, tylko o jednego. Vinnie nie byłby w stanie stanąć na wysokości zadania.
Jego zielone oczy momentalnie się przyciemniły, ale jeśli myślał, że ugnę się pod tym spojrzeniem, to grubo się mylił. I pewnie zabijalibyśmy się wzrokiem jeszcze przez długi czas, gdyby Aleksander się nie odezwał.
-Wszystko jest już ustalone. Dzisiaj o 18 wyjeżdżacie domu, który kupiliście pół roku temu. Mam nadzieję, że obrzeża Atlantic City wam się spodobają. Tam spotkacie się z dwójką agentów, którzy wprowadzą was i przedstawią na czym stoicie. Nie próbujcie nawet pomyśleć o niepowodzeniu tej misji, bo skończy się to źle dla nas wszystkich. Żadnych pochopnych ruchów.
-Widzimy się o 18, serduszko. - powiedział Vincent i po prostu wyszedł. Nie dodał nic więcej, nie spojrzał na nikogo.
-Do zobaczenia. - rzuciłam tylko i poszłam w ślady Vilina.
Zapowiadają się cholernie trudne miesiące.
***
Godzina wyjazdu nadeszła o wiele szybciej, niż bym sobie tego życzyła. Spakowałam się w dwie walizki, a Fuzzy cały czas chodził zaniepokojony wokół mnie. Gdy dojechałam do domu, Morgana już nie było. Zostawił krótką wiadomość na lodówce i bardzo nieudany rysunek alpaki.
W kółko powtarzałam sobie, że jestem gotowa, że wszystko mam pod kontrolą, gdy tak naprawdę byłam bałaganem. Od tygodni nie mogłam spać, byłam ociężała i spowolniona. Nigdy nie wątpiłam w swoje umiejętności, ale znałam swój organizm. To naprawdę nie ja powinnam jechać. Nie w tym okresie, gdy koszmary nie odstępują mnie na krok.
Lubiłam zacisze mojego mieszkania. Uwielbiałam ukrywać się w jego zakamarkach. Nikt nie widział, nikt nie mógł widzieć, moich załamań. Nikt nie słyszał moich krzyków w nocy. Nikt nie był świadkiem moich najgorszych godzin, w których próbowałam zedrzeć z siebie własną skórę.
Teraz miałam mieszkać z Vincentem. Udawać jego żonę, zakochaną w nim za zabój, a ja nawet nie wiem co to za uczucie. Nie popełnić najmniejszego błędu, który mógłby przesądzić o moim życiu. Dlatego mój cel był jasny, skupić się na misji, wykonać ją najszybciej jak to tylko możliwe. Bez żadnych rozproszeń.
CZYTASZ
Revenge
RomantizmDwoje ludzi tak podobnych do siebie, a jednak tak różnych. To od początku zmierzało tylko do katastrofy. Dla niej od początku liczyła się tylko zemsta. Spaliła wszystko i wszystkich na swojej drodze do osiągnięcia celu. Nikt nawet nie próbował jej...