Rozdział drugi: Czarna kawa

307 9 0
                                    

Wszędzie jest ciemno. Wiem tylko, że jestem w lesie, a niedaleko musi być jakiś strumyk, bo jedyne co słyszę to szelest wody. W oddali widzę jedyny jasny punkt w okolicy. Rozglądam się dookoła. Oczy mnie bolą od ciemności. Nie widzę nic, tylko tą jasną kropkę znajdującą się tak daleko.

Robię jeden krok wprzód. Gałęzie ranią moje bose stopy. Zrywa się silny wiatr, a ja orientuje się, że jestem ubrana tylko w białą koszulę nocną.

Gdzie jestem? Co ja tutaj robię?

Muszę się stąd wydostać i nie obchodzi mnie, że jedyne źródło światła może być pułapką. Nie zniosę ciemności, która kryje się za moimi plecami.

Podążam w stronę jasnego punktu i próbuje zapomnieć o bólu jaki sprawiają mi kolce, kamienie i gałęzie. Zbliżam się coraz bardziej a moimi oczami ukazuje się dom. Stoi pośrodku niczego, wygląda jakby był wyrwany prosto z osiedla w mieście.

-Aaron, stój! Proszę cię, to nie jest rozwiązanie. - słyszę krzyk z domu. Marszczę brwi. Znam skądś ten głos.

Wchodzę na ganek i cicho otwieram drzwi. W środku nie panuje całkowita ciemność mimo, że wszystkie światła są zgaszone. Jest dziwnie jasno, ale to dobrze, bo czuję się pewniej poruszając się po domu. Ruszam w stronę schodów i spokojnie, nie wydając żadnych dźwięków, zbliżam się do głosów, które słychać z piętra.

W korytarzu dostrzegam nastolatka z wiatrówką w ręce i dziewczynę niewiele młodsza od niego.

-Muszę to zrobić. Nie możemy tak żyć. - szepcze chłopak. Wyrywa się z uścisku brunetki.

-Nie mogę cię stracić, a jeśli to zrobisz, to na pewno się stanie. Jak ty sobie to wyobrażasz? Nie możesz się tak poświęcić. - patrzy na niego ze łzami w oczach. - Nie poradzę sobie w tym świecie bez ciebie.

Podchodzę do nich. Muszę coś zrobić, wiem, że mogę im jakoś pomóc. Ale oni mnie nie widzą. Nadal się kłócą i szarpią. Nie słyszą mnie, gdy mówię im, by byli cicho.

Nie mogę nic zrobić. Stoję i przyglądam się wszystkiemu wiedząc, że to nie ma prawa dobrze się skończyć. Patrzę jak dziewczynka próbuje wyrwać chłopcu broń z ręki, słyszę huk wystrzału. Słyszę krzyk i dźwięk otwieranych drzwi. I ten głos.

-Vanessa! Van! - rozglądam się, gdy ktoś krzyczy moje imię.

-Vanessa! Obudź się! - otworzyłam szeroko oczy. Natychmiast wstałam. Rozejrzałam się po pokoju. Było tak cholernie jasno.

Wielkie okna, które otaczają całą sypianie w apartamencie rozświetlały cały pokój. Morgan stał przede mną ze zmarszczonymi brwiami.

-Wszystko w porządku? Krzyczałaś.

-Tak. - odpowiadam za szybko, nadal spanikowana. - Tak, wszystko dobrze. Chyba śniło mi się coś dziwnego. - powiedziałam już spokojniej.

-Jesteś pewna? - zapytał nie wierząc w moje słowa. Nie dziwię mu się. Nie brzmiałam ani trochę przekonująco.

-Na pewno. - powiedziałam spoglądając na zegarek. - Muszę iść pod prysznic za dwie godziny wychodzę.

Tak też zrobiłam. Wstałam z łóżka i ruszyłam do łazienki nie oglądając się za siebie. Nie mogłam teraz patrzeć w oczy Morganowi, za łatwo by mnie przejrzał.

Znowu dałam się nabrać.

***

Właśnie paliłam papierosa czekając aż wybije odpowiednia godzina na wyjście z mieszkania. Odkąd wyjechaliśmy z Morganem do Nowego Jorku wcale nie minęło tak dużo czasu, jak mi się wydaje. Nie był to pierwszy raz, gdy pracowałam pod przykrywką, ale był to pierwszy raz, gdy tak mi się przy tym nudziło.

RevengeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz