2. To nie są mężczyźni

9 2 0
                                    


Wkrótce na niebie ukazały się sylwetki skrzydlatych. Ilya otworzyła usta z zachwytu, widząc ich skrzące się w wiosennym słońcu pióra. Niby brązowe niby złote, a jednak błyszczące na każdy kolor tęczy. Było ich sześciu: dwoje do każdej pozłacanej rikszy oraz po jednym z krótkim mieczem u pasa. Ich oczy przykrywały duże gogle o przezroczystych szkłach.

Im byli bliżej, tym więcej detali dostrzegała. Mieli długie,  związane w warkoczach włosy, w które wplątane były połyskujące kamyki, a na środku czoła każdego z nich znajdował się migocący kryształ. Poza tym nie mieli na sobie żadnych ozdób: obcisłe stroje mocno przylegały do ich ciał, nie ukrywając niczego. Niespodziewanie dla samej siebie na widok ich przystojnych twarzy oraz wyćwiczonych, smukłych sylwetek, poczuła ścisk w brzuchu. U nich za taki strój służącego mogłaby spotkać sroga kara. Ale nie byli już u nich, a pod bramami Periganu, miasta latających ludzi.

Gdy jednak stopy skrzydlatych dotknęły ziemi, a jej brat i dowódca podeszli do nich, ustalić szczegóły, do Ilyi coś dotarło.

– Nie mogę zostać sama w powozie z mężczyzną – powiedziała głośno. Fatma westchnęła, kręcąc głową.

– Jamal poleci z księciem. A skrzydlaci nie są mężczyznami.

– Nie? – Zmarszczyła brwi, spoglądając na nią.

– Mężczyzna może spłodzić syna. Oni nie.

– Ale... – mruknęła, mimowolnie kierując wzrok między nogi nie-mężczyzn. Co jak co, ale Raszid jednak jej trochę... cóż, opowiadał i...

– Ilya! – ofuknęła ją opiekunka. – Nie są mężczyznami. A nie: są eunuchami. Mawiają, że moc bogini nie pozwala im na dokonanie męskiego obowiązku, bo staliby się jej równi. To dzieło ifrytów, mówiłam prze...

Nim skończyła mówić, Raszid przywołał siostrę.

– Polecisz mniejszą – zarządził. – Mają lecieć tuż za mną. Wejdź tutaj... – Spojrzał na skrzydlatego człowieka, który mimo ostrych rysów wyglądał niezwykle młodo. – Pokaż mojej siostrze, jak to zapiąć – powiedział, używając perigańskiego.

Ten bez słowa sprzeciwu pomógł dziewczynie zapiąć łańcuchy. Miał sprawne dłonie, Ilya czuła jego ciepły dotyk przez szatę, jednocześnie zauważając, że spod rękawa wystaje pojedyncze pióro. Nim zdążyła się jednak nad tym zastanowić, skrzydlaty odsunął się, oznajmiając, że księżniczka jest już gotowa do lotu.

Gdy wszyscy we trójkę byli bezpiecznie przypięci, jeden ze znajdujących się przy rikszy skrzydlatych odwrócił się w jej stronie, błysnął białym uśmiechem i oznajmił w jej języku z ostrym akcentem:

– Najlepiej się nie ruszać. Nie patrzeć w dół. Ale krzywdy nie będzie.

Ilya kiwnęła głową, czując, że czuje się jednak coraz mniej pewnie. Mimowolnie spojrzała na nadgarstek, na którym połyskiwała wysadzana diamentami złota bransoleta. Matko, miej mnie w swojej opiece – pomodliła się do zmarłej. Przymknęła oczy, biorąc głęboki oddech i...

Pisnęła, gdy riksza szarpnęła, a powietrze zafalowało. Już po chwili wzbili się w powietrze. Otwarła szeroko oczy. I choć serce biło jej w piersi jak szalone, to nie mogła powstrzymać zachwytu. Leciała!

Riksza nie trzęsła się tak bardzo, jak powóz. Księżniczka patrzyła przed siebie, tak jak nakazał skrzydlaty, i przynajmniej na razie postanowiła się go słuchać. Jej szata powiewała, a hijab zsunął się nieco z jej głowy, jednak była tak przejęta lotem, że nie zwróciła na to większej uwagi. Miała ochotę krzyczeć z zachwytu i strachu jednocześnie. 

W locieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz