4. Pałac

2 1 0
                                    


W pałacu Perigonu nie było ogrodów. Nie było też szczególnie przestronnych komnat ani takiej ilości służby, jaką Ilya znała z domu. Za to były schody. Budynek piął się w górę niemal bez końca, a i tak był znacznie niższy niż wieże, na których znajdowały się gniazda – domy skrzydlatych. Przelatywała koło nich na rikszy trzy dni temu, jednak wówczas była zbyt zdenerwowana, aby bliżej im się przyjrzeć. A teraz nie śmiała prosić, by ktoś ją tam zabrał.

Stała na jednym z najwyższych balkonów pałacu, podziwiając miasto. Książę wraz z Fatmą siedzieli pod baldachimem rozciągniętym nad wygodnymi kanapami, przeznaczonymi tylko dla przybyszów z odległego południa. Mieli chwilę oddechu po dniach wypełnionych spotkaniami i zwiedzaniem. Ilya czuła się jednak rozczarowana. Miała nadzieję, że dane będzie jej poznać świat pełen skrzydlatych ludzi, a okazało się, że ci żyli obok, nie z nimi, zwykłymi istotami o dwóch nogach. Byli do usług, ale nie schodzili na ziemię, jeśli nie było ku temu potrzeby.

Księżniczka bezustannie wpatrywała się więc w niebo, szukając wzrokiem Amitaia, mając wrażenie, że widzi go na każdym kroku, ale po prawdzie nie dostrzegła go ani razu. Chyba że w snach – tam przychodził codziennie.

Za jego rozkazem nie nosiła już jednak najbardziej błyszczącej biżuterii. Stawiała na złoto, co najwyżej wysadzane delikatnymi kamieniami. Niewielkie kolczyki wysuwały się zza hidżabu, luźno założonego na głowę. Purpurowa szata powiewała na wietrze. Zamyślona, nie usłyszała, gdy Raszid oraz Fatma wstali.

Ichata – Podskoczyła mimowolnie, słysząc głos brata. – Idziemy się przygotowywać do wieczerzy – zapowiedział.

Pokiwała głową.

– Jestem gotowa – odpowiedziała. – Mogę spędzić tu chwilę? – spytała, patrząc się to na brata, to na swoją opiekunkę.

Raszid kiwnął głową. Fatma chciała coś chyba powiedzieć, ale widząc, że brat jej podopiecznej nie ma nic przeciwko, podążyła do środka, do swojego pokoju, znajdującego się tuż obok tylko nieco większych komnat Ilyi.

Gdy tylko została sama, westchnęła przeciągle. W ciągu ostatnich dni nie mogła spędzić zbyt wiele czasu samotnie, toteż każda chwila zdawała jej się cenna. Zwłaszcza gdy mogła przez chwilę obserwować niebo Perigonu, pełne wracających do swoich gniazd skrzydlatych po pełnym pracy dniu.

Skupiła wzrok na delikatnej sylwetce, która właśnie z gracją lądowała na jednym z gniazd. Podobno mieszkali tam zbieracze, grupa skrzydlatych zielarzy, która docierała do trudno dostępnych dla ludzi miejsc. Do sylwetki natychmiast podeszła druga, większa, witając ją serdecznym uściskiem. Wszyscy tutaj, nie tylko skrzydlaci, nie mieli oporu przed takimi gestami. Czy to dobrze? Ilya czuła przed tym pewne opory.

– Ilya bint Amani – usłyszała nagle. Podskoczyła i odwróciła się, jednak nikogo nie zauważyła. Gdyby mogła, cofnęłaby się, jednak balustrada skutecznie jej to uniemożliwiła.

Po chwili jednak poczuła, jak obok rozwiewa się powietrze. Odwróciła się. Na drewnianej, zdobnej balustradzie przysiadł Amitai. Uśmiechał się od ucha do ucha i Ilya sama nie mogła się przed tym powstrzymać. Przybywał do niej niczym serafin prosto z niebios i... – Postanowili zostawić cię samą? – spytał, unosząc brew.

– T... tak, to nasz prywatny bal...

Amitai zaśmiał się cicho.

– Och, wy południowcy... A Perigana się aż tak wami nie przejmuje, by załatwiać wam straż bez waszej prośby. Myślisz, że gdybym chciał, nie mógłbym zrobić wam tutaj krzywdy? Wzrok Ilyi powędrował na przewieszony przez jego plecy łuk. Zdecydowanie mógłby. Dopiero teraz zauważyła, że jego włosy są spięte, a kombinezon został rozcięty na piersi. W oczach dziewczyny pojawił się niepokój.

– Nie martw się, nie możemy was i tak skrzywdzić. – Wzruszył ramionami. – Ale nastraszyć... cóż, sama wie...

– Nie o to... – mruknęła, wciąż wpatrzona w miejsce, w którym materiał odsłaniał skórę. Machnął ręką.

– Nawet mnie nie zranili. Bójka zwykła, młodych trzeba było rozdzielić – mówiąc, machał beztrosko nogami, nie robiąc sobie nic z wysokości.

Pokiwała głową, czerwieniąc się delikatnie i spuszczając wzrok. Niespodziewanie poczuła, jak dłoń skrzydlatego muska jej policzek, jakby prosiła, by uniosła głowę. Spojrzała mu w oczy. Tak błyszczące, pełne odwagi i ciepła zarazem. Powstrzymała westchnięcie. – Amitai...

– Tak?

– Wyjeżdżamy dopiero za miesiąc.

– Słyszałem – odparł, uśmiechając się ciepło. Nie odsuwał dłoni z jej twarzy, a Ilya miała wrażenie, że zapomniała, jak się oddycha. Miał tak ciepłe palce.

Niespodziewanie dotarł do niej dźwięk trzaskających drzwi. Księżniczka natychmiast odwróciła głowę.

Amira! – usłyszała pełen przerażenia głos Fatmy. Nie była sama, tuż za nią stał Raszid. Księżniczka odskoczyła od Amitaia. – Co tu się dzieje?

– N... n...nic...

– NIC? – Fatma była cała czerwona na twarzy. Brat Ilyi był zaś w zbyt wielkim szoku, aby cokolwiek powiedzieć.

Poczuła, jak powietrze wokół niej faluje. Amitai. Wzbił się w powietrze.

– Nie będę was już dłużej niepokoić, szanowni goście – usłyszała znad swojego ramienia. Skrzydlaty pokłonił się w powietrzu, jednak na jego twarzy gościł figlarny uśmiech. Przeniósł swoje spojrzenie na Ilyę, gotując się do lotu: – Witaj w Periganie, amiro – rzekł z kpiną w głosie. W jego dłoni połyskiwał złoty kolczyk.

W locieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz