✧ 9 ✧

110 12 6
                                    

Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi samochodowych, co spowodowało, że od razu mój wzrok powędrował na Yosano czekającą aż opuszczę pojazd. Posłusznie bez żadnego słowa wysiadłem, po czym lekarka zamknęła samochód i skierowaliśmy się w stronę cmentarza. Dziewczyna otworzyła mi bramkę, ponieważ znała mnie już od tak dawna i wiedziała, że w tej sytuacji nie jestem w stanie się odezwać bądź nawet kiwnąć palcem. Przed wejściem na teren cmentarza rzuciła mi charakterystyczne spojrzenie, które tylko ja potrafiłem w tej chwili zrozumieć, po czym oboje zaczęliśmy iść w stronę wskazanego nam miejsca.

Pogrzeb był zorganizowany od razu po sekcji zwłok, bo przecież Agencja nie chce tracić ani chwili by rozpocząć szczegółowe dochodzenie. Nie ma tutaj miejsca na żałobę, a bynajmniej tak się wszystkim wydaje. Pomnik wykonany z czarnego marmuru i przyozdobiony złotymi napisami znajdował się tuż pod wielkim dębem. Goście, w których skład wchodzili w większości członkowie agencji i pracownicy Yokohamskiej policji ustawiali się w kolejki by przyozdobić świeży grób różnego rodzaju wieńcami i innymi kwiatami. Cóż więcej powiedzieć - pogrzeb jak każdy inny. Lecz dzisiaj, w odróżnieniu od wszystkich ludzi, którzy przyszli pożegnać Fukuzawę, po moich policzkach nie spłynęła ani jedna łza a wzrok był całkowicie pusty.

Fukuzawa Yukichi, szef Zbrojonej Agencji Detektywistycznej a zarazem mój mentor i wzór do naśladowania trzymał pod swoim skrzydłami całą masę zagubionych ludzi, których sytuacja życiowa była tak bardzo skomplikowana, że nawet policja nie zdołała jej rozwiązać. Prawdę mówiąc Fukuzawa był dla mnie jak ojciec. Wychował mnie w swoich naukach i udowodnił, że nawet ja - samolubny i zazdrosny wcześniej nastolatek - mogę odnieść naprawdę ogromne sukcesy i rozwiązać niezliczoną ilość spraw w zaledwie parę sekund.

Nawet nie wiem kiedy ceremonia pożegnania mojego szefa dobiegła końca i wszyscy pracownicy, którzy mieli styczność z Yukichim, zostali zaproszeni na stypę. Naprawdę nie czułem się na siłach żeby tam iść, nie chciało mi się dzisiaj na nikogo więcej patrzeć. Ale Yosano powiedziała, że żegnamy go tylko raz... ona to nieraz naprawdę potrafi dobić leżącego - dosłownie dobić, bo przecież na tym polegała jej zdolność.

W taki sposób znalazłem się w dosyć nowoczesnej restauracji siedząc wraz z innymi w specjalnie przygotowanej dla nas sali. Nie miałem zamiaru odpowiadać dzisiaj na jakiejkolwiek pytania i uczestniczyć w rozmowach o pogodzie więc przeprosiłem moich rozmówców i szybko udałem się do WC. Mijając łazienkowe lustro przez moją głowę przemknęły "pewne wydarzenia" i zacząłem się zastanawiać dlaczego Poe się nie zjawił i czy w ogóle wiedział co się stało...

Zamknąłem się w kabinie i wyjąłem z kieszeni spodni paczkę i zapalniczkę no bo nic mnie tak przecież nie uspokaja jak szary dym zabijający mnie od środka. Włożyłem jedynego papierosa do ust i zacząłem siłować się z zapalniczką, która najwyraźniej nie chce ze mną współpracować i w której AKURAT TERAZ skończył się gaz.

- Cholera... - powiedziałem pod nosem dalej próbując wydobyć chociaż jedną iskrę.

- Ognia? - usłyszałem zza drzwi kabiny dosyć znajomy głos. Chwila co? W jaki sposób ktoś się tu dostał a ja nawet nie usłyszałem żadnych kroków? Chyba już całkiem mi odbiło.

Będąc gotowy mentalne na każdą możliwą sytuację powoli odblokowałem zamek i uchyliłem drzwi by ujrzeć przed sobą sporo wyższego ode mnie mężczyznę. Miał on czarne, proste włosy sięgające do ramion i bladą cerę podkreślającą jego fiołkowe oczy oraz ubrany był w długi, ciepły płaszcz zarazem mając na głowie białą uszatkę. Na moje szczęście lub nieszczęście miałem okazję się już z nim wcześniej spotkać.

- Ah już od tak dawna chciałem cię poznać, panie Ranpo Edogawa, to wręcz zaszczyt stać oko w oko z najpopularniejszym i najwybitniejszym detektywem w całej Yokohamie - zaczął swój monolog - Ciekawi mnie bardzo czy zacząłeś już śledztwo poszukując sprawcy, który zamordował twojego szefa - podsumował, a jego kąciki ust podniosły się ku górze.

Przeszły mnie lekkie dreszcze gdy zobaczyłem jak ponownie kieruje na mnie swój wzrok, tak jakby kule przebijały mnie na wylot. Moja zdolność mówiła mi, że pora się ulotnić jak najszybciej to tylko możliwe...

- Wybaczy mi pan nieuprzejmość ale czas mnie goni i goście czekają, przy okazji dziękuję za wcześniejszą pomoc w sklepie - powiedziałem grzecznie podchodząc do niego tym samym uświadamiając mu, że chcem wyjść z tej przeklętej kabiny - Bez ognia się już raczej obejdzie - dopowiedziałem po czym starałem się go jak najostrożniej ominąć i wrócić na salę.

- Kto powiedział, że już skończyłem? - powiedział blokując mi przejście swoją ręką, a ja poczułem jak nagle serce podchodzi mi do gardła.

„Good Friends" ✧ ranpoeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz