Rozdział 31

2.7K 131 19
                                    

Rossana

Widziałam swoje odbicie w dużym lustrze, które było przyozdobione ledowymi lampkami, a one boleśnie świeciły w moje oczy ograniczając pole widzenia. Pociły mi się już dłonie a serce biło mi tak mocno, że miałam wrażenie jak uderza o żebra. Dwie młode kobiety biegały wokół mnie zajmując się moim makijażem i włosami. Nie wiem czy to zdenerwowanie czy hormony ciążowe, ale wkurwiało mnie to, że w ogóle tutaj są.

Wzięłam głęboki wdech, łapiąc się na tym że co jakiś czas zerkałam na drzwi, które widziałam w lustrzanym odbiciu, w nadziei, że zobaczę w nich Laurę. Ona na pewno wiedziałaby co powiedzieć żeby mnie uspokoić. Czekałam, ale ona nie nadchodziła. Łzy zatańczyły w moich oczach, bo właśnie zdałam sobie sprawę jak cholernie mi jej brakuje. Jej cudownego śmiechu, melodyjnego głosu i słów, które na pewno wywołałyby uśmiech na mojej twarzy. Była niezastąpiona, pozostawiła dziurę w moim sercu i nie potrafiłam jej niczym wypełnić.

— Gotowe! — usłyszałam radosny głos kobiety która od dwóch godzin zajmowała się moimi włosami. Spojrzałam na samą siebie, wykrzywiając usta w niezadowoleniu. Bo nie miałam się z czego cieszyć. Chociaż makijaż był przepiękny, tak fryzura pozostawiała wiele do życzenia. Zbyt wiele działo się na mojej głowie. Loki które przyozdabiały moją twarz optycznie ją powiększały a złote świecące dodatki sprawiały, że wyglądałam jak choinka na Boże Narodzenie. Wstałam powoli z krzesła, przeglądając się w lustrze.

— W tym mam iść do ślubu? — zapytałam spokojnie, chociaż wkurwienie galopowało przez moje żyły. Jedyne co widziałam na twarzy blondynki to konsternacja. — Miałaś zrobić dokładnie tą fryzurę, która ci pokazałam a wyglądam jak pierdolona bombka! — krzyknęłam wyrzucając dłonie w powietrze. Nie odpowiedziała, jedynie zaczęła wyciągać ozdoby z moich włosów, ale szybko odepchnęłam jej dłonie. — Nie dotykaj mnie, bo spierdolisz to jeszcze bardziej. Wyjdź stąd. — rozkazałam. — Wypierdalaj! — wydarłam się, a kobieta uciekła z pomieszczenia niczym wystraszone zwierzę. Odwróciłam się do drugiej dziewczyny, która najwidoczniej wystraszyła się moim nagłym wybuchem.

Nic dziwnego.

Złapałam jej dłonie, obdarzając ją uśmiechem.
— Makijaż jest przepiękny. — obniżyłam swój ton, patrząc wyczekująco. Makijażystka spojrzała na mnie zdziwiona.

— Naprawdę się Pani podoba? — zapytała w końcu. Pokiwałam potakująco głową.

— Tak jest przepiękny. Spisałaś się na medal. Dziękuję. — przejechałam dłonią po jej ramieniu.

Kiedy tylko zostałam sama, zaczęłam wyciągać te pstrokate ozdoby które wyglądały okropnie na mojej głowie. Rozpuściłam włosy a zaraz po tym oparłam dłonie na blacie. Do ślubu nie zostało wiele czasu a ja byłam w kompletnej rozsypce. Ten dzień miał być wyjątkowy a na każdym kroku napotykam przeszkody, jak by za mało było ich w moim życiu. Usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a moim oczom ukazał się Roberto z białą suknią w dłoni.

— Przyniosłem Twoją... — zatrzymał się w pół kroku, wzrokiem taksując moją twarz. — Co się stało?

— Nie będzie żadnego ślubu. Odwołaj to. — powiedziałam stanowczym tonem. Usiadłam przes toaletką, kładąc głowę na chłodnym meblu. Zakryłam dłońmi swoją głowę jęcząc boleśnie. Podszedł do mnie, kucając na przeciwko mnie. Delikatnie złapał mój podbródek, unosząc głowę do góry. Zerknęłam na niego, ze łzami w oczach.

— Wdech i wydech. Uspokój się. — instruował mnie, gładząc kciukami moją skórę. Wciągnęłam powietrze, żeby po chwili je wypuścić. — Świetnie. Dobrze Ci idzie. — pokiwał głową, zaraz po tym układając dłoń na moim zaokrąglonym brzuchu. — A wy małe diabły, nie podsuwajcie mamie takich głupich pomysłów. — zaśmiałam się na te słowa, kręcąc głową na boki.

Płomienna Nienawiść (Płomyczek #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz