Epilog

2.9K 138 43
                                    

Jakieś trzy lata później...

Rossana

Siedziałam na leżaku pośrodku naszego ogrodu, w zwiewnej letniej sukience i patrzyłam jak mój ukochany mąż biega z naszymi dziećmi po trawie, w krótkich spodenkach i oblewa je wodą z ogrodowego węża.

— Aaa! Tatusiu! — piszczała radośnie ciemnowłosa piękność, uciekając przed kolejnym atakiem taty. — Moje włosy! — zajęczała.

— Nie jesteś z cukru, Gwiazdko! — krzyknął Victor, a ja zaśmiałam się na te słowa. Alessandro stanął niczym tarcza przed swoją siostrą rozkładając ramiona szeroko na boki.

— Zostaw moją siostrę! — warknął groźnie, przyjmując postawę starszego, o dwie minuty, brata. Mąż ułożył dłonie na swoich biodrach podziwiając naszego syna, który nieugięcie walczył z nim na spojrzenia. Victor spojrzał na mnie a ja wzruszyłam jedynie ramionami.

— Ma to po tobie. Twoja krew — stwierdziłam, zasłaniając dłonią swoje usta które wyginały się w szerokim uśmiechu.

— Po mnie? Przecież ty też jesteś taka zadziorna. — stwierdził z przekąsem.

— Tak. Tylko ja zostałam wyszkolona, a ty się taki urodziłeś. — odpowiedziałam z dumą. Nagle trójka moich największych szczęść, zaczęła biec w kierunku mnie, a ja zerwałam się z leżaka.

— Atak na mamusię! — krzyknęli radośnie, oblewając mnie wodą. Zakryłam twarz dłońmi, próbując się obronić. Victor złapał mnie w pasie, muskając wargami mój policzek.

— Mówiłem Ci już jak bardzo Cię kocham? — wychrypiał wprost w moje ucho a po moim ciele przeszły dreszcze.

— Tak. Milion razy — odpowiedziałam zarzucając ręce na jego szyję. — Ja też Cię bardzo kocham. — zapewniłam, składając delikatny pocałunek na ustach męża.

— Fuuuuuj! — dotarł do nas głos naszych dzieci i oboje zaczęliśmy się śmiać.

Jak bardzo zmieniło się nasze życie odkąd pojawiły się bliźniaki? Diametralnie. Doskonale pamiętałam pierwsze pół roku, kiedy niczym zombie snuliśmy się po mieszkaniu przez niewyspanie. O ile Alessandro budził się w nocy jedynie kilka razy, tak Laura potrafiła płakać średnio dziesięć.  Najlepsze w tym wszystkim było to, że największym ukojeniem dla niej były ramiona ukochanego taty. Co noc siedział na bujanym fotelu z córką, dając jej bezpieczeństwo którego tak bardzo potrzebowała.

Victor był wspaniałym ojcem. Poświęcał dzieciom i mi ciągła uwagę. Kiedy tylko wychodził ze swojego gabinetu, zrzucał maskę włoskiego dona, zamieniając się w opiekuńczego i delikatnego człowieka.

Tak jak kiedyś postanowił, kupił wszystkim domy nieopodal nas, żebyśmy mieli trochę więcej prywatności. Byliśmy tylko my... i oczywiście Roberto, który nadal błądził. Victor kupił Monice i dziewczynkom dom niedaleko naszej posiadłości. I ona znalazła szczęście w ramionach Federico, który był ochroniarzem rodziny. Zaczęli się do siebie zbliżać, aż w końcu pokochali. Carmelo razem z Leonardo przeprowadzili się kilka kilometrów dalej. Jednak spotykaliśmy się tak często jak to było możliwe, więc kilka razy w tygodniu cała rodzina zjeżdzała się w jedno miejsce spędzając ze sobą czas. Tak, cholernie za sobą tęskniliśmy.

Tak jak ustaliliśmy, rodzicami chrzestnymi Laury został Roberto i Monica, a dla Alessandro wybraliśmy Ginę i Cesare. Zbliżał się wieczór, kiedy usłyszałam krzyk syna.

— Już są, mamo! Leo i dziewczyny! — podskoczył, machając do kuzyna i kuzynek. Leonardo podbiegł do mnie rzucając mi się na szyję. Objęłam go szczelnie ramionami, bo nasza więź pozostała tak silna, jak kilka lat wcześniej.

Płomienna Nienawiść (Płomyczek #2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz