𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 𝓹𝓲𝓮𝓻𝔀𝓼𝔃𝔂

56 2 13
                                    

── ⋅ ⋅ ── ✩ ── ⋅ ⋅ ──

Perspektywa : Anastasiya Marlov

── ⋅ ⋅ ── ✩ ── ⋅ ⋅ ──

Spadałam.

Powietrze ugrzęzło mi w płucach, wzrok błądził po wszystkich kształtach mniejszych, czy większych wokół. Głowa pulsowała mi niemiłosiernie, a wszystkie mięśnie paliły mnie, jakbym dopiero co przebiegła maraton lub przeszła piekło. Nigdy nie lubiłam biegać, więc obie te dwie czynności w moim mniemaniu są bardzo zbliżone.

Moje myśli krążyły wokół ostatnich paru godzin, zastanawiałam się nad słusznością wszystkich podjętych dotychczas decyzji, które doprowadziły mnie do tego momentu.

A przecież mówiłam.

Cholera, mówiłam.

── ⋅ ⋅ ── ✩ ── ⋅ ⋅ ──

12 godzin wcześniej

- Nie mam zamiaru uganiać się za jakimś jednorękim bandytą.

Te słowa opuściły moje usta w momencie, gdy stałam przed umięśnionym blondynem o dość nie przeciętniej urodzie. Nie powiem, jest na czym zawiesić wzrok, jednak nie sprawia to, że mam ochotę uganiać się za jakimś nie zrównoważonym bałwanem.

- Wysłuchaj mnie chociaż do końca, błagam - w jego głosie naprawdę dało się wyczuć, że bardzo mu na tym zależy. Nie jestem aż tak bezduszną osobą aby odmówić mu od razu i wyrzucić go za drzwi, jednak jego prośba jest nad wyraz przekraczająca wszelkie bariery, tym bardziej że kieruje to do totalnie nie znanej mu kobiety. Nie mówię, że muszę znać kogoś nie wiadomo ile, albo że ta osoba musi być jakoś szczególnie dla mnie ważna, lecz gdy ktoś, że tak powiem kolokwialnie "wbija mi się na chatę" bez uprzedzenia a na dodatek jak do siebie, zaczyna mnie prosić, błagać, przekonywać abym uganiała się za, jak to ujął "najniebezpieczniejszym zabójcą stulecia", ale mam się nie martwić, ponieważ to jego "serdeczny przyjaciel z dzieciństwa, któremu wymazali pamięć", to na prawdę mam prawo mieć wątpliwości. Jednak, postanowiłam dać mu szanse dokończyć to co zaczął - To jest naprawdę bardzo ważne. Tak naprawdę, nie tylko dla mnie, lecz dla wielu ludzi. Zimowy Żołnierz jest niebezpieczny, musimy go powstrzymać, tyle że ja nie chce go zabijać. Bucky był przez wiele lat dla mnie jak rodzina ja naprawdę nie mogę.... - słyszałam jak załamuje mu się głos.

-Bucky? Tak ma na imię? - imię jak dla kundla ale nie powiem przecież tego na głos, przynajmniej na razie. - to dość nie typowe imię.

-Bucky to tylko ksywka tak na prawdę ma on na imię James, ale to teraz nie jest ważne, naprawdę potrzebuje twojej pomocy. Fury mówił...

- Fury Cię tu wysłał? Gość ma tupet. - prychnęłam - skoro on podsunął Tobie ten jakże znakomity pomysł wybrania się tutaj po moją pomóc, to powinien wiedzieć, że za żadne skarby się nie zgodzę. - podeszłam bliżej i spojrzałam mu w oczy - Zamknęłam ten etap. Fury dobrze wie dlaczego i sam na jakiś czas dał mi spokój. A teraz co? Wysyła tu Ciebie żebym walczyła dla TARCZY? Abym była waszą bronią, żeby nikt nie pobrudził sobie rączek? - Na jego twarzy mogłam zauważyć lekkie zdezorientowanie lecz po chwili przyjął on poważną postawę - Skończyłam z tym, Rogers. - odsunęłam się od niego i poszłam w stronę kanapy w moim małym salonie - Jak już wrócisz do swoich, to poproś szefa aby ci powiedział o nie udanym projekcie TARCZY, wydaje mi się, że powinieneś wiedzieć dla kogo tak naprawdę pracujesz. - Rzuciłam przez ramię.

- Fury wie, że popełnił błąd, nie wiem dokładnie co się wydarzyło ale proszę, pomóż nam, pomóż mi. - mężczyzna wyglądał na naprawdę zdeterminowanego to tego aby mnie przekonać abym jednak z nim pojechała - Zdaję sobie sprawę z tego, że proszę o wiele, mimo że nawet siebie nie znamy, ale naprawdę błagam. Muszę uratować przyjaciela.

You Are My Reason | BUCKY BARNES fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz