|Rozdział 4|

46 3 3
                                    

Nadszedł dzień w którym miałam wyjechać gdzieś z rodzicami.Jednak miałam mętlik w głowie, martwiłam się o Marii, ale i też czy przypadkiem nie pojadę do Księżnej Klarysy, której tak nie lubiłam.A teraz pytanie w co mam się ubrać?Może w suknię, a może w jakiś kostium, sama już nie wiem.Po chwili zastanowienia pomyślałam, że pójdę do Komnaty piękności mojej mamy, a tam wypytam ją co i jak.

-Mamo... .- powiedziałam trochę zakłopotana.

-Tak córeczko-odpowiedziała mi, nawet nie podejrzewając, że chcę się czegoś od niej dowiedzieć.

-Bo my dzisiaj gdzieś wyjeżdżamy.Prawda?-udawałam, że nic nie wiem na ten temat.

-Tak, przecież tata ci wczoraj mówił.-Powiedziała to w taki sposób, że od razu się zorientowałam, że coś podejrzewa.

-Mamo, a gdzie jedziemy?-pytałam co raz to bardziej z zakłopotaniem.

-Kochanie dziś ciotka Klarysa ma urodziny, a my jesteśmy zaproszeni tak więc idź się przygotuj.-powiedziała to tak jak by dla niej nie liczyły się moje uczucia-A i jeszcze jedno pamiętaj weź ze sobą jeszcze parę ubrań bo jedziemy na trzy dni.-do dała pewna siebie matka.

-O nie, tylko nie to-powiedziałam sobie w myślach i wyszłam z komnaty.Szłam długim wąskim korytarzem, gdy nagle usłyszałam ciche miauknięcia.Stanęłam zdezorientowana i powiedziałam sama do siebie-przecież jedynym kotem w królestwie jest Marii.-To musi być ona-wykrzyczałam te słowa w biegu.

-Marii, Marii, gdzie jesteś!?-biegłam do końca korytarza skąd dochodziły ciche miauknięcia.Uchyliłam dębowe drzwi i zobaczyłam moją pupilkę w jakiejś starej, zardzewiałej klatce.

-Marii, kotku nic się nie bój, zaraz cie uwolnię.Podchodząc do klatki usłyszałam kroki dochodzące z korytarza, schowałam się w szafie i nagle usłyszałam rozmowę miedzy dwoma mężczyznami.

-Król Karol Złośliwy chce tego kota, ponoć jest warty fortunę-powiedział jeden z nich śmiejąc się przy tym głośno.

-Oj tak.Masz racje.bierz ją do karety i jedziemy do królestwa Jamess.

-Dobra ty sprawdzaj czy nikt nie idzie, a ja wyniosę naszą żyłę złota-powiedział wysoki brunet.

Wyszli na główny dziedziniec i włożyli klatkę do karety, po czym wsiedli i powoli odjeżdżali.Ja pobiegłam do stajni dosiadłam swojego wierzchowca i pognałam za nimi.Byli już na zakręcie, gdy nagle spłoszyły się im konie, skorzystałam z okazji i uwolniłam kotkę.Była przestraszona, a serce mało nie wyskoczyło jej z piersi.

-Marii już jesteś bezpieczna- powiedziałam przytulając jej głowę do swojej. Wsiadłam na konia i pojechałam w stronę zamku.Jednak porywacze nie dawali za wygrana i gonili mnie, aż do samego końca, już przekraczałam wrota zamku, gdy nagle usłyszałam

-Ara, Aria gdzie jesteś już wyjeżdżamy.

-Już idę mamo tylko pobiegnę po walizkę-krzyknęłam jeszcze w lekkim szoku i strachu.

-Tylko się pośpiesz-wtrącił się ojciec.

-Tak tato, zaraz wrócę.

Cały czas myślałam o dziwnej tajemnicy jaką skrywa mój zamek.Najpierw te tajemnicze drzwi, potem wyjazd do ciotki, a na koniec jeszcze porwanie, czy to dziwny zbieg okoliczności?Sama nie wiem.Wzięłam swoją fioletową walizkę i pobiegłam do karety, która już na mnie czekała.Przede mną była długa droga, byłam tak zmęczona tymi wydarzeniami, że nawet lekkie wszcząsy otulały mnie do snu.Usnęłam, znowu śniła mi się ta anielica, która prowadziła mnie do drzwi, drzwi podobnych do tych w moim zamku.Weszłam i nagle zobaczyłam fioletowy portal, wskoczyłam do środka i nagle znalazłam się w jasnej, kolorowej krainie.

-Aria,Aria obudź się, już dojechaliśmy-próbowała mnie obudzić mama.

-Hmm... .Co się dzieje, gdzie ja jestem-mówiłam rozespana.

-Jesteśmy na miejscu-powiedziała to z taką radością, jak by pierwszy raz miała poznać ciotkę Klarysę.Wystawiłam głowę przez okno i zobaczyłam wielką, niezbyt ładną, ciemną budowlę. Gdy chcieliśmy już wchodzić po schodach ku naszym oczom ukazała się ponura postać, a była nią księżna Klarysa.Zaprosiła nas do środka i ustaliła swoje zasady i reguły po czym powiedziała żebyśmy poszli się rozpakować i, że o 19:30 zaczyna się jej przyjęcie urodzinowe.Gdy weszłam do swojego pokoju od razu zabrałam się do wybory sukni.Postanowiłam, że wezmę granatowo-kremową dość długą suknię. Zeszłam na dół i zaczełam tańczyć z księciem Rolandem.Bawiłam się świetnie, gdy o godzinie 10:00 ciotka Klarysa oznajmiła, że dość tych tańców i, że mam iść do pokoju, a ja opuściłam potulnie głowę i odeszłam. Ale wiedziałam, że to jeszcze nie koniec i, że wojna dopiero się zaczyna.


Bardzo przepraszam, że tak ciągle coś zmieniam, ale ostatnio coś zepsułam i teraz to naprawiam :)

Tajemnicze lustroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz