Rozdział 1

688 41 2
                                    

Witam i oznajmiam, że lecimy z tym koksem, rozdziały najprawdopodobniej tak jak poprzednio - minimum jeden tygodniowo w sobotę/niedzielę + ewentualne w środku tygodnia jak będę miała chwilę czasu. 
Miłego czytania
Vi <3














Przeniósł spojrzenie z dwóch zdjęć, leżących na niskim kawowym stoliku na widok rozciągający się za lustrem weneckim, umieszczonym na całej ścianie oraz większości podłogi. Przesunął wzrokiem po ludziach, którym poszczęściło się i dostali się do środka klubu. Widział dziewczyny w skąpych strojach chodzące między stolikami i lożami, zaraz obok znajdowały się sceny, na którym tańczyły striptizerki w bieliźnie lub całkowicie nago. Ze swojego miejsca nie słyszał muzyki i gwaru panującego na dole, a do jego uszu docierało jedynie delikatne dudnienie.

Lubił to miejsce.

Jego prywatne piekło.

Podniósł oczy na postać, która weszła do pomieszczenia, w którym siedział. Dobrze wiedział, że istniał tylko jeden człowiek, którego jego ochroniarze tak po prostu do niego wpuszczali.

- Posprzątane – dotarł do niego głęboki i twardy głos jego przyjaciela, na co jedynie skinął głową, czując jak mężczyzna kręcił się po pomieszczeniu. - Co to za dziewczyny? – Zapytał jego przyjaciel siadając na sąsiedniej kanapie.

- Kandydatki na moją żonę - mruknął w odpowiedzi, upijając łyk alkoholu.

- Przejebane, byłem pewien, że dali ci w końcu spokój - odezwał się ponownie drugi z mężczyzn, podnosząc do góry jedno ze zdjęć.

- Przez chwilę ucichło, bo mieliśmy na głowie inne sprawy, ale teraz jeszcze bardziej zaczęli naciskać. Pierdolą coś na temat tego, że nawet stary Diavollo znalazł żonę dla Lothaira i oddał mu władzę, a my nie możemy być od nich gorsi czy coś takiego – stwierdził w odpowiedzi, mając ochotę na skrzywienie się. Zachował jednak kamienną twarz nie pozwalając swoim emocjom wyjść na zewnątrz.

- One są w ogóle pełnoletnie? - Dopiero to pytanie spowodowało, że spojrzał on swojego przyjaciela.

Mężczyzna, który mu towarzyszył był wysokim dobrze zbudowanym brunetem, który był dla niego jak brat. Santino był człowiekiem także potrafiącym przerazić swoim wyglądem, choć z ich dwójki to właśnie on uchodził za milszego. O ile o którymkolwiek z nich można było użyć tego słowa.

- Te dwie są. Mają po osiemnaście lat, wszystkie młodsze odrzuciłem, gdy tylko powiedzieli mi ile mają lat - westchną Castiel łapiąc kontakt wzrokowy z przyjacielem.

- Ile lat miała najmłodsza? - Zapytał jego towarzysz przecierając ręką brodę pokrytą ciemnym zarostem.

- Czternaście kurwa, a ci idioci nic sobie z tego nie robili seksualizując jej ciało – rzucił w odpowiedzi zaciskając pięści na samo wspomnienie spotkania z ojcem i jego najbliższymi ludźmi.

DespisedOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz