rozdział 44

39 33 0
                                    

Ambasadorka Królestwa Akurii spędziła na Erf cztery długie miesiące, przerwane jedynie krótką, ledwo kilkudniową wizytą w domu. Musiała wracać, gdyż Kester zachorował tak paskudnie, że niemalże wylądował w szpitalu, ale na szczęście wystarczyło kilka wizyt amerikańskich doktorów i ichniejsze leki. To były płuca i przy tej okazji Nikka przypomniała redaktorom swoją rzekomą chorobę, na którą cierpiała po przylocie na tę planetę. W trakcie wywiadów z wielkim zaangażowaniem wspominała tamten czas i znów dziękowała lekarzom oraz amerikańskim władzom, w domu zaś modliła się o zdrowie dla swojego zastępcy. W tutejszej prasie ponoć pojawiły się teorie, iż przebywanie na Erf może być niebezpieczne dla Akuryjczyków i zaraz po przylocie powinni przechodzić jakieś dodatkowe procedury medyczne, ale Nikka wiedziała, że to bzdury. Przecież ani jej, ani Indze, tak naprawdę nic nie było, a na płuca chorowano, a czasem i umierano, również na Amarze. Teraz była dobrej myśli, z własnego doświadczenia wiedziała, że Amerikanie mają mocne lekarstwa, ale modlitwa nie mogła zaszkodzić. Kester doszedł do siebie po niecałym miesiącu, dodatkowo wspomagany rosołem i zupą cebulową, które sama dla niego gotowała.

W tym czasie prowadzeniem ambasady zajmował się głównie Brego-Ryfin. Nie wracał już więcej do tematu rezygnacji, a Nikka robiła wszystko, by nie utrudniać mu życia – zwłaszcza kiedy Allen Ferro-Denal gościł po tej stronie portalu. Arystokrata sprowadził swoją służbę, kucharza, a nawet meble, o strojach nie wspominając. Płaszczka potrzebowała trzech kursów, by dostarczyć to wszystko do Łaszintonu. Ambasadorka, zgodnie z zapowiedzią, oddała swoją kwaterę, załatwiła dodatkowego tłumacza i starała się nie wchodzić mu w drogę. W zamian Ferro-Denal wziął się ostro do pracy i odnosił sukcesy w negocjacjach, chociaż do czterdziestu funtów złota za sto funtów syntetycznego tellarium jeszcze mu trochę brakowało. Ostatecznie dogadano się co do kwoty – trzydzieści sześć funtów, z czego dwa miało trafiać do kieszeni starego arystokraty, reszta zaś do królewskiej szkatuły.

Ale Selino również nie próżnowała. Może na początku zajmowała się głównie Kesterem, a potem sporo czasu spędzała z żołnierzami, których w ambasadzie było już ośmiu, ale później znalazła sobie zajęcie – były nim rozmowy z Amerikanami na temat statków powietrznych. Ku jej zdziwieniu, wykazali chęć do nieodpłatnego dzielenia się wiedzą; nieodpłatnego przynajmniej w początkowej fazie projektu. Pan Lukas Holden, wciąż główny reprezentant prezidenta Busza, przekazał Akuryjczykom sporą porcję dokumentów dotyczących konstruowania tutejszych maszyn latających. Oboje zgodzili się co do tego, że przydałby się bardziej pojemny środek transportu. Płaszczki mogły zabrać na pokład jedynie siedem osób plus sternika, loty odbywały się coraz częściej, ale to wciąż było mało. Portal przepuszczał tylko amarską technologię, przez co oczywistym było, że nowy statek powietrzny musi powstać w Akurii. Amerikanie szybko wyrazili chęć zakupu przynajmniej jednej sztuki na własny użytek. Nikka zapewniła, że to możliwe.

Mertin chętnie przyjmie ich złoto – pomyślała.

*

Kiedy wreszcie wróciła do domu, temat nowych statków przez dobre pół miesiąca rozgrzewał radę i cały dwór królewski, przyćmiewając nawet kwestię korzystnie podpisanego traktatu, który Ferro-Denal przywiózł raptem jedną fazę księżyca przed przylotem Nikki. Uczeni wręcz rzucili się na dokumentację techniczną maszyn, skarbnik Loren Elihard-Mak stwierdził, że funduszy wystarczy na budowę trzech statków, z których jeden będzie można sprzedać Amerikanom, Irri zastrzegł, że sztuka na eksport musi zostać pozbawiona broni i osłon, a król Mertin... Był zafascynowany bogato ilustrowanymi księgami, które Nikka zakupiła z pomocą nieocenionej Pam.

Tłumaczka twierdziła, że to książki dla pasjonatów lotnictwa, rzecz bardzo zwykła i każdy może takie nabyć. Zwykłe czy niezwykłe, były świetne. Nikka znalazła w nich zarówno prymitywne maszyny, które dawno temu oglądała w muzeum, jak i statki widywane w porcie lotniczym, a nawet dokładnie taki, jakim miała okazję lecieć do Łasznintonu. Obrazki powalały żywymi barwami i oddaniem szczegółów. Pam przetłumaczyła większość podpisów i tytułów rozdziałów, zapełniając odręcznymi notatkami całe marginesy. Ambasadorka Selino wiedziała, że amarscy uczeni szybko dadzą sobie radę z przekładem całości – inglisz był dla nich sporą ciekawostką i wręcz stał się modny wśród naukowego światka w Elbie jako nowość, której można poświęcić badania.

Właściwy kolor niebaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz