- Jakiej znowu propozycji! Po prostu mnie zostaw - wydarłem się na cały głos, jakby to miało coś zdziałać.
Demonica na te słowa, zaczęła śmieć się jeszcze głośniej.
- Jak słodko... czyżbyś się bał - ta wariatka z nas drwi.
- A SIĘ DZIWISZ! Przychodzisz niewiadomo skąd i gadasz o jakiejś propozycji! Nie dość że pierdolisz takie głupoty że przebijasz nawet Noe to jeszcze wyglądasz gorzej niż Kaśka w halloween - wydarłem się na całe gardło nie zważając na konsekwencje.
Ledwo znalazłem odwagę by spojżeć w jej stronę... co jest. Ta wariatka leży na ziemi i wyje ze śmiechu. W sumie jakby się jej lepiej przyjrzeć to nie wydaje się aż taka straszna... co najwyżej brzydka.
- I czego rżysz!
No dobra to może była lekka przesada. Cholera,... już się nie śmieje. Usiadła na ziemi i spojrzała w moją stronę. Uśmiechnęła się szeroko i przemówiła.
- Zdajesz sobie sprawę z tego, że i tak ze mną pójdziesz? Co nie - przemówiła tym swoim ochrypłym głosem jakby zaraz znowu miała wyć ze śmiechu.
- A czemu miałbym z tobą pójść - może mnie nie zabije za ten tekst... oby.
- Czyż to nie oczywiste? Czekaj, a może i nie takie oczywiste... macie tu artefakty do pomiaru gęstości many - zapytała w pełni poważna.
- O czym ty pierdolisz - ta gadka schodzi na złe tory, mam złe przeczucia.
- Czyli nie... cholera - złapała się za głowę po czym położyła się na ziemi. - Nic dziwnego, że się tak przestraszyłeś. Czy ten wymiar naprawdę jest aż tak zacofany?! Czy ja naprawdę muszę ci wszystko wytłumaczyć?
- Tak - odpowiedziałem bez zastanowienia.
- Dobra a więc od początku. Dawno dawno temu ten wymiar wcale nie posiadał many, a ludzie nie potrafili czarować. Jednak zmieniło się to z kaprysu pewnej wariatki? która pozostawiła po sobie ogromne ilości many w atmosferze. Ludzie mieszkający najbliżej miejsca jej pobytu zaczęli absorbować pozostałości jej many co skutkowało rodzeniem się ludzi z zdolnościami... może i brzmi to normalnie jednak ten wymiar nie jest przystosowany do posiadania mamy i jest w coraz gorszym stanie. Jeśli dobrze pójdzie wytrzyma... morze dziesięć lat. Ale nikt nie powiedział że nie może rozpaść się choćby dzisiaj - nieznana dziewczyna najwidoczniej skończyła swój monolog. - Rozumiesz? Zostanie tu jest jak samobójstwo.
To chyba jakiś sen... to się nie dziej prawda? Spojrzałem na nią przerażony. Może mówi prawdę...- Ale... gdzie niby miałbym pójść?
- Po to tu jestem - uśmiechnęła się wstając. - Zabiorę cię do pierwszej krainy. Jeśli szczęście ci dopisze będziesz żyć jak król.
Co tu się dzieje?
- O czym ty pierdolisz?
Mój głos drżał, nie mogę wykrztusić z siebie kolejnego słowa. Ona patrzy na mnie. Gapi się na mnie tymi swoimi czarnymi ślepiami. Jakby czekała na moje kolejne słowo.
- Dobra, koniec czekania idziemy - energicznie klasnęła w dłonie i podeszła do mnie!
Cholera! Nie mogę się ruszyć, a ona jest coraz bliżej. Stoi na tyle blisko, że w każdej chwili mogłaby mnie zabić. Jednak zamiast tego złapała moją dłoń i przyciągnęła do siebie. Może i jest niska ale siły jej nie brakuje.- Idziemy!
Krzyknęła z wyczuwalnym entuzjazmem w głosie. Nim zdążyłem cokolwiek zrobić ona podeszła do starych drzwi. Wymamrotała coś i je otworzyła. Gdy tylko upewniła się że wszystko działa, pociągnęła mnie za sobą. Po ich drugiej stronie było ciemno. Bardzo ciemno. Jedyne co czuję to dłoń kobiety stojącej przede mną. Jest zimna... nie widzę jej. Nawet jeśli wiem, że trzyma mnie za rękę nie mogę pozbyć się wrażenia, że zostałem sam. Ta pustka mnie dobija, boje się. Tuż przed moimi oczami pojawiło się nikłe światełko. Niemal w tym samym momencie poczułem jak stojąca przede mną kobieta ciągnie mnie w jego stronę. Im dalej idziemy tym światełko staje się jaśniejsze. Tym lepiej widzę zarys jej sylwetki. Nie jestem sam. Nie teraz, nikłe światełko zmieniło się w oślepiający blask który na chwile mnie oślepił. Jednak po ledwie paru sekundach znowu widziałem wszystko wyraźnie.
Pierwszą rzeczą którą zauważyłem był fakt że już nie byliśmy na tej samej polanie. Miejsce w którym przebywamy przypomina raczej bajkowy lasek. Taki który zamieszkują wróżki. Tutejsze drzewa miały nienaturalnie połyskująca korę. Natomiast liście barwy nieba. Jednak to nie one najbardziej mnie zdziwiły. Gwałtownie odwróciłem się w stronę z której tu przyszliśmy. Za mną stały solidne metalowe wrota, w całości pokryte płaskorzeźbami przedstawiającymi mityczne stworzenia. Chciałem dokładnie się im przyjrzeć jednak, pewna bardzo ważna persona... postanowiła przypomnieć mi o swoim istnieniu ciągnąć mnie w swoją stronę.
- Idziemy - powiedziała spokojnie.
Nawet nie spojrzała w moją stronę. Szła pewnie kamienną drużką którą dopiero co zauważyłem. Najwidoczniej nie byliśmy jakoś specjalnie głęboko w lecie po po niecałej minucie zauważyłem pierwsze budynki. Były zaskakująco ładne, białe skromne kamieniczki, niemal idealnie pasują do tej bajkowej krainy. Po chwili marszu stanęliśmy przed największą kamienicą. Ona weszła do środka a ja tuż za nią. Jej wnętrze było raczej skromne jednak to nie znaczy, że nie było ładne. Pokuj w którym stoimy to najwidoczniej hol. To dość przestronne pomieszczenie z sporą ilością wieszaków i biala kanapą przy ścianie. Na owej kanapie siedziała kobieta o jasnoniebieskich włosach upiętych w dwa koki. Pod jej równie niebieskim co włosy okiem widniał tatuaż przypominający tęczę. Jednak składał się z odcieni błękitu. Jej drugie oko było ukryte pod wolno zwisającymi pasemkami. Miała na sobie koszulę tego samego koloru co jej włosy i czarne dzwony. Chyba najbardziej rzucała się w oczy broszka przypięta do jej koszuli. Owalny szary kamień ze zwisającymi dwoma paseczkami. Wyglądała o wiele ładniej od tej która mnie tu przyprowadziła jednak zdecydowanie nie wydawała się zbyt miła. Roztaczała wokół siebie wręcz lodowatą aurę. Która tylko podkreślała jej pozbawioną emocji twarz.
- Znowu kogoś przyprowadziłaś? Że ci się jeszcze nie znudziło - odezwała się równie lodowatym głosem.
- Zdziwiona?
- Może trochę. Jeśli dobrze zgaduję mam mu pokazać co i jak - kontynuowała.
- Skoro się rozumiemy zostawiam go tobie - już miała wychodzić gdy coś jej się przypomniało. - Mikusiu?
- Co jeszcze wymyśliłaś?
- Dopisz go do zajęć terenowych.
- Co? Po co?
- Młody ma potencjał - powiedziała otwierając drzwi. - Zaufaj mi.
Po tych słowach wyszła. Zastawiły mnie tu z kobietą przypominająca rzeźbę z lodu. Jest trochę straszna jednak nie dorasta nawet do pięt tej która nas opuściła.
- Zacznijmy od początku - zasugerowała ponuro. - Nazywam się Miko i tymczasowo nadzoruje ten budynek i jego mieszkańców. A ty?
- Jestem Sin - to jedyne słowa które przyszłymi do głowy w tej sytuacji.
- Dobrze, tyle wystarczy. Tymczasowo będziesz tu mieszkać. W czasie pobytu tutaj osobiście zadbam o wszystkie aspekty twojej przyszłości. Gdy nauczysz się podstaw działania tego świata będziesz mógł odejść. To co zrobisz po tym czasie zależy wyłącznie od ciebie i nie mam najmniejszego zamiaru się w to wtrącać - na chwilę zatrzymała swój monolog. - Rozumiesz?
- Tak - odpowiedziałem spokojnie.
- To dobrze. Jako iż to dopiero twój pierwszy dzień tutaj pozwolę ci odpocząć. Zaprowadzę cię do twojego pokoju - zasugerowała wstając z kanapy.
Spojrzała w moją stronę i ruszyła korytarzem, na którego końcu znajdowały się schody. Weszliśmy na drugie piętro, Miko otworzyła jedne z pierwszych drzwi i gestem kazała mi wejść. Zrobiłem to co kazała i wszedłem do środka.
- Jeśli miałbyś do mnie jakąś sprawę zazwyczaj przesiaduję w holu. Skoro to wszystko na dziś już pójdę - już miała wyjść gdy odezwałem się.
- Poczekaj - powiedziałem niepewnie.
- O co chodzi - odpowiedziała spokojnie.
- Kim jest ta dziewczyna która mnie tu przyprowadziła - zapytałem nieśmiało.
- To Ijkazuki. Demon - powiedziała zatrzaskując za sobą drzwi.
A więc to dlatego była taka brzydka? Bo jest demonem.
CZYTASZ
Brama ośmiu krain
FantasíaW mieście Ponchu mieszkał chłopiec o imieniu Sin. On i jego przyjaciel Nako w tym roku rozpoczęli naukę w szkole magicznej Otto. W drugim miesiącu szkoły podczas wagarów zgubili się w lesie. Po pewnym czasie wędrówki dotarli na podejrzaną polanę po...