Fuck you

169 5 1
                                    

 W dzień pogrzebu wstałam o godzinie dziewiątej. Weszłam do kuchni,a tam spotkałam panią z opieki, Amelkę i Szymona. Zjadłam śniadanie, które składało się z kanapki z serem i kawy. Pewnie zastanawiacie się co z szkołą. Otóż mama Amelki powiedziała, abym na razie nie chodziła do szkoły, a Amy i jej brat cały czas mnie pilnują. Albo Szymon i Amelka, albo Amelka i któryś z jej rodziców. Gdy zjadłam, poszłam do pokoju i ubrałam wczoraj przygotowane ubrania. Składały się z czarnych spodni garniturowych,  czarnej bluzki na długi rękaw i czarnej jeansowej bluzy. Wychodząc z domu zahaczyłam o stary pokój mojego dziadka, w którym aktualnie pomieszkują moi znajomi, że tak powiem i powiedziałam im, że już idę. Okło jedenastej byłam w kościele. Z zewnątrz budynek był koloru kremowego, tak samo jak w środku. Niektóre, duże elementy są koloru białego i jasnego pomarańczowego, są też podobizny świętych i oczywiście gdy wejdzie się do świątyni od razu można zobaczyć ołtarz. Przed ołtarzem stało siedem trumien. (Nie wiem czy tak można, ale ok.) Na ławce siedziało rodzeństwo mojej mamy i mojego taty i ich dzieci. Kiedy weszłam odwrócili się w moją stronę i zobaczyli mnie całą bladą, z czerwonymi oczami, przez to, że nie spałam już kilka dni i stałam tylko dzięki kawie. ( Ej, moje myśli w tej chwili jak patrze na to co napisałam: Ależ się rozpisałam!) Siostra mojego taty i młodszy brat mojej mamy wstali i podeszli do mnie, po czym przytulili mnie po kolei. Teraz pojawi się kolejne pytanie: Dlaczego oni do ciebie nie przyjechali? Otóż każdy przeżywał to na swój sposób. Jak ruszyliśmy we trójkę do ławki, do kościoła wszedł tata Amy i ona. Oboje skierowali się w moją stronę. Jak już podeszli, podziękowałam panu Sylwkowi za przygotowanie pogrzebu i on skierował się na chór. Natomiast ja i moja przyjaciółka do ławki. Niestety przypadło mi miejsce między moim rodzeństwem ciotecznym, a żoną wujka Krzyśka.

- Jak wrócisz do domu, musisz położyć się spać. - Szepnął męski głos z tyłu. Odwróciłam się i zobaczyłam mojego chrzestnego.

- Nie zasnę. - Odszepnęłam. Objął mnie w pasie, podniósł i przytulił do siebie.

- Ala jak nie zaśniesz, to zrobisz sobie krzywdę. - Szepną z kolei Paweł, mąż mojej siostry ciotecznej od strony taty.

- Ale ja nie potrafię zasnąć. - Szepnęłam znów.

- To ja ci pomogę. - Szepnęła z kolei Amy.

- Nie. Nie pomożesz mi. Sama zasnę kiedy będę zmęczona. - Odpowiedziałam ostrym szeptem.

- Ty tego nawet nie zauważysz. - Prychnęła.

- Jesteś walnięta, wiesz? - Zapytałam ją, oczywiści nadal szeptem. W odpowiedzi zobaczyłam jej skinięcie głową.

Cała ceremonia była smutna i prawie pięć razy się rozpłakałam. Potem przeszliśmy na cmentarz gdzie zostały pochowane ciała. Ja wtedy chowałam twarz w klatkę wujka Darka i płakałam(jakby co to jest ich dwóch. Mój chrzestny i mąż mojej cioci.)  ( tym razem był to nadal chrzestny.) Następnie udaliśmy się na poczęstunek. Moja rodzina siedziała przy jednym stole, a mi przypadło akurat miejsce z rodziną Amelki i z księdzem. Ogólnie to ksiądz był dobrym znajomym mojego taty i chyba było mu mnie przykro. Jak już połowa zebranych się rozeszła, na salę wkroczyło dwóch mężczyzn. Jeden jak i drugi ubrany był w czarny garnitur. Ten, który wyglądał na starszego miał czarne włosy zaczesane do tyłu i ostre rysy twarzy. W oczach skrywał się lód i chód. Natomiast ten młodszy, miał roztrzepane blond włosy, niebieskie, ciepłe oczy i rozglądał się po sali ze współczuciem. Pierwsze co sobie pomyślałam: Oni wyglądają jak Vincent i Will z Rodziny Monet.

- Good morning. Is Alicja Uszyńska here? - Zapytał starszy lodowatym głosem. Patrzyłam na niego jak zaklęta. Amelka nachyliła się do mnie i była moim żywym tłumaczem.

- Dzień dobry. Czy znajduję się tutaj Alicja Uszyńska. - Przetłumaczyła.

- Powiedz mu: Czego pan potrzebuje? - Odpowiedziałam.

-What do you need? - Zapytała na moją prośbę. Ja w tym czasie wstałam i chciałam iść do toalety, ale musiałabym przejść obok nieznajomych. Ruszyłam w ich stronę w zamiarze wyminięcia ich, lecz ktoś przytulił mnie od tyłu.

- We are her brothers. ( Jesteśmy jej braćmi) - Odpowiedział młodszy. Nie zrozumiałam nic, ale to chyba git sądząc po minie Amelki.

Ale wracając. Przytulił mnie Radek. ( Taki jeden brat cioteczny, nie ważne, ok?) Kiedy zobaczyłam jego mordę odsunęłam się od niego i podeszłam do stołu przy którym siedział.

- Ej. Co jest? - Zapytał zaskoczony.

- To, że nie chcę abyś mnie przytulał. Pamiętam co chciałeś zrobić na weselu Pawła i Gabrysi. Nie, nie i jeszcze raz, nie. - Powiedziałam i podeszłam do krzesła na którym siedziała wcześniej wspomniana kobieta, a obok jej mąż. - Wyjdziecie ze mną? - Zapytałam ich.

- Jasne. - Odpowiedzieli jednocześnie. Uśmiechnęłam się smutno i czekałam aż odejdą od stołu.

Gdy przechodziliśmy pomiędzy mężczyznami i osoby, z którymi miałam iść, przeszły, starszy złapał mnie za nadgarstek tak mocno, że pisnęłam z bólu. Wszyscy tu obecni gwałtownie wstali i większość wywaliła swoje krzesła, a Gabrysia i Paweł odwrócili się.

- Your name is Alicja? - Zapytał miło młodszy mężczyzna.

- Fuck you. ( Chuj cię to) - Odpowiedziałam i próbowałam wyrwać nadgarstek. On zamiast poluźnić uścisk jeszcze bardziej zacisnął dłoń, przez co pisnęłam. Zamknęłam oczy aby powstrzymać łzy, a kiedy otworzyłam je z powrotem kopnęłam tego mężczyznę w kroczę, przez co mnie puścił i uciekłam w ramiona brata mojej mamy.

Od razu mnie przytulił, a żona wujka Krzyśka, podeszła i sprawdziła mój nadgarstek. Był trochę siny, ale po za tym, wszystko ok. Zaraz po niej podeszła jeszcze mama Amelki i ona.

- Wujku znasz angielski? - Zapytałam zadzierając głowę do góry, aby zobaczyć jego twarz.

- Znam. - Odpowiedział. - A chcesz, abym coś im powiedział?

- Zapytaj jak się nazywają, możesz?

- What are your names and what right do you have to harm this girl? - Zapytał.

- We didn't want to hurt her. - Zaprzeczył młodszy.

- What are your names? - Ponowił pytanie wujek.

- Vincent Monet. - Przedstawił się starszy.

- William Monet. - Przedstawił się młodszy.

- What are you doing? ( Co tu robicie?) - Zapytała Gabrysia z tyłu.

- We came for our sister.( przyjechaliśmy po naszą siostrę) - Odpowiedział starszy nadal lodowato.

- NO. She's not going anywhere.( Nie. Ona nigdzie nie idzie.) - Zaoponował mężczyzna do którego się tuliłam.

- Co oni mówią? - Zapytałam, przez co wszystkie spojrzenia skierowały się na mnie.

- Że są twoimi braćmi ,młoda. - Powiedział Paweł.

- Czy wszyscy znają tu angielski? - Zapytałam lekko zirytowana.

- Większość. - Odpowiedzieli chórowo. 

Odeszłam od wujka i usiadłam przy stole. ( Ej teraz jak będą mówić coś po angielsku to będę to oznaczać tą gwiazdką*)

- Oddacie nam ją, czy nie?*  - Przemówił Vincent.

- Nie.* - Odpowiedzieli ci którzy znają angielski. Nagle ten sam facet złapał Gabrysię i zrobił coś czego się nie spodziewałam...




Nowa historia: Alicja MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz