Rozdział 13

729 31 9
                                    

Madison

Głośne rozmowy zza zamkniętych drzwi pokoju dobiegły do moich uszu.

— Prawdopodobnie kokaina, bo szybko przestała działać. — Głos Warrena rozległ się po korytarzu.

Przetarłam powieki, a po chwili zrozumiałam, że nie znajdowałam się w swoim łóżku. Byłam w mieszkaniu Brandona.

Momentalnie dotarły do mnie wszystkie wspomnienia z wczorajszego wieczoru. To, że wsiadłam z nim do tego pieprzonego samochodu i to, że chwilę przed tym wzięłam narkotyki od obcych ludzi. Zachowałam się skrajnie głupio i nieodpowiedzialnie. Żałowałam, że w ogóle poszłam na tamtą imprezę. Czułam odrazę i obrzydzenie do samej siebie.

Zaczęłam błądzić dłonią po jedwabnym materacu, aż w końcu natrafiłam na miękką sierść. Przestraszona zerwałam się do pozycji siedzącej.

— Ale mnie przestraszyłeś. — Położyłam dłoń na szybko bijącym sercu.

Doberman przechylił głowę, a następnie polizał moją dłoń.

— Chwila... Czy ja właśnie zaczęłam mówić do psa? — powiedziałam sama do siebie.

Pogłaskałam Cody'iego po głowie, uważnie się mu przyglądając. Czarne oczka psa skupiły się na mojej twarzy.

Odnalazłam swój telefon, na którym roiło się od groma powiadomień. Kliknęłam na czat z przyjaciółką, a moim oczom ukazały się wiadomości wysłane przeze mnie w nocy. Zmarszczyłam brwi, nie przypominając sobie, żebym cokolwiek takiego do niej napisała. On musiał to zrobić.

Mało prawdopodobne było też to, że lunatykowałam i sama przyszłam do sypialni Warrena, więc...

Sięgnęłam po butelkę wody, która stała obok łóżka.

Czasem w najbardziej losowych momentach swojego życia zastanawiałam się nad jego sensem. Nigdy go nie rozumiałam, ale zawsze ciekawiło mnie to, co było po śmierci. Zapewne przestalibyśmy znaczyć na tym świecie cokolwiek, a pamiątka po nas pozostałaby jedynie na pomniku, czy zdjęciach.

Zaczęłam łapczywie pić wodę, aż do momentu, w którym butelka była pusta.

Wstałam z łóżka i zgarnęłam ze sobą torebkę. Musiałam jak najszybciej wydostać się z mieszkania bruneta.

Wyciągnęłam rękę do klamki, jednak zatrzymał mnie w tym sfrustrowany i stłumiony przez drzwi głos Ashera:

— O mało co ich wszystkich nie pozabijałeś.

Stanęłam w miejscu, czując, jak serce podeszło mi do gardła.

— A to, kurwa wielka szkoda. — odparł brunet bezuczuciowym tonem głosu.

Nie chciałam słyszeć więcej z ich rozmowy, bo ciekawość doprowadziłaby mnie do piekła.

Spróbowałam otworzyć drzwi, jednak sylwetka czyjegoś ciała na nie napierała. Popchnęłam mocniej drewnianą płytę i wyszłam z sypialni. Pierwszym na co zwróciłam uwagę był leżący twarzą do podłogi Asher.

— Czy ja go zabiłam? — Podrapałam się po głowie.

Spojrzałam na Brandona, który z zażenowaniem obserwował całą tą sytuację.

— Jeszcze ci faza nie zeszła? — wymamrotał Scott z niezadowoleniem wypisanym na twarzy. — Jak widzisz żyję i mam się dobrze. — Podniósł się, a następnie ponownie do mnie zwrócił: — Jak się czujesz?

— Dobrze, chyba. — odparłam.

Poczułam się dość niezręcznie, gdy obaj zabijali mnie ciężkością swoich spojrzeń. Asher przeniósł wzrok na dobermana, który stanął u mojego boku.

Road To HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz