Rozdział 15

745 154 42
                                    

Julian

– Twoja strata – odparła nadęta paniusia, prychając głośno i wymownie. – Nawet nie wiesz, co cię ominie.

Lalunia odwinęła się na pięcie w swoich przynajmniej dziesięciocentymetrowych szpilach, po czym wyszła, zostawiając nas w przesyconej nadchodzącą awanturą ciszy.

– Żigolak? – ryknąłem, aż Marianna prawie podskoczyła. – Żigolak? – powtórzyłem. – Uważasz, że to zabawne albo chociażby adekwatne do tego, że wysłałem Szymka w swoim zastępstwie, żeby podpisał umowę na ten lokal? – Ręką zatoczyłem koło.

Dziewczyna raz za razem przełykała ślinę, a jej wielkie, błękitne oczy wpatrywały się we mnie nieruchomo. Nawet nie mrugnęła.

– To nie...

– Marianno, jeśli zamierzasz kłamać, że to nie ty, to lepiej w ogóle nic nie mów – wtrąciłem, zanim dokończyła. – Sądziłem, że mamy to już za sobą. Przeprosiłem cię, chciałem, żebyśmy zaczęli się dogadywać – nawijałem wielce poruszony.

Po niej ostatniej spodziewałbym się czegoś takiego, ale jak widać, cicha woda brzegi rwie.

– Nie zrobiłam tego!

Jeszcze miała czelność się wypierać? Ruszyłem w jej stronę, a ona zaczęła się cofać, aż natknęła się na ścianę. Zatrzymałem się tuż przed nią i oparłem dłonie po obu jej stronach. Nie ucieknie mi, chyba że dysponowała siłą większą, niż podejrzewałem, co było mało prawdopodobne.

– W takim razie kto? – Wodziłem wzrokiem po jej delikatnej twarzy, na której odmalował się niewielki grymas. Nie podobał mi się, chciałem go zetrzeć, lecz to ja za nim stałem. – Zamierzasz kłamać?

Marianna poruszyła się niespokojnie, niemal ocierając się piersiami o mój tors. Poczułem dreszcze na karku i odruchowo obniżyłem wzrok prosto na jej usta. Mrowienie znacznie się nasiliło.

– Nie kłamię – zaprzeczyła żywo. Wyglądała na równie wzburzoną co ja, a przy tym piękną w zupełnie naturalny sposób.

– W takim razie kto się ze mną bawi? – ciągnąłem. Wróciłem spojrzeniem do jej oczu, w których skrzyła się złość i... podniecenie? Mrugnąłem gwałtownie, a moje serce zaczęło galopować. Atmosfera jeszcze bardziej zgęstniała, powietrze było przesycone nadciągającym wybuchem.

– Ja... – Marianna opuściła powieki, jakby w ten sposób starała się zataić prawdę przede mną.

– Ty wiesz, kto to zrobił, prawda? – Olśniło mnie.

Wiedziała i nic nie powiedziała? Mimowolnie warknąłem pod nosem, na co Marianna momentalnie otworzyła oczy. Emocje wylewały się ze mnie falami i w końcu doszedłem do wniosku, że mam dosyć hamowania się.

Dziewczyna już otwierała usta, kiedy moje opadły na jej wargi i je pochłonęły.

Mój mózg eksplodował, przez żyły popłynęła płynna lawa, a bliskość Marianny totalnie mnie odurzyła. Opuściłem ręce i przyciągnąłem do siebie jej ciało, aż przylgnęło do mojego na tyle ściśle, że między nami nie było ani pół centymetra wolnej przestrzeni.

Jej wargi charakteryzowały się niesamowitą miękkością, która otuliła moje zmysły i jeszcze bardziej je pobudziła. Smakowały jak lody o smaku gumy balonowej, za którymi przepadałam w dzieciństwie. W tym momencie zrozumiałem, że tej chwili, pierwszego pocałunku z Marianną nigdy nie zdołam zapomnieć.

Wsunąłem język między rozchylone wargi. Jeśli wcześniej myślałem, że trafiłem do nieba, mojej wersji nieba, to zdecydowanie się myliłem. W momencie zetknięcia się naszych języków poczułem, jakbym unosił się nad ziemią, a moje ciało przeszył prąd. To było takie dobre uczucie, tak unikatowe, że gdyby ktoś kazał mi je opisać, to nawet za kilka lat bym sobie z tym nie poradził.

Handel żywym bedbojem (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz