Rozdział 29

625 163 52
                                    

Kilka tygodni później

Marianna

– Skarbie, możemy porozmawiać?

Uniosłam głowę znad umywalki i prawie jęknęłam na widok Juliana w czarnej, idealnie opinającej wszystkie mięśnie koszulki z napisem Metallica Garage Inc. Odruchowo oblizałam wargi.

– Nie rób tak – ostrzegł niskim, zachrypniętym głosem, który dotarł do epicentrum mojej kobiecości i wywołał skurcz.

Matko Chrystusowa, wkrótce umrę przez niego i zostanę pierwszym przypadkiem zgonu przez zbyt wysoki poziom podniecenia.

– Przepraszam – jęknęłam odruchowo i zaraz odchrząknęłam. – Przepraszam – powtórzyłam spokojniejszym głosem. – Co cię do mnie sprowadza?

– Wspominałem ci kiedyś, że wkrótce moi rodzice obchodzą rocznicę ślubu i zaprosili nas do siebie na obiad. – Julian nie spuszczał ze mnie bacznego spojrzenia. Starałam się nie skrzywić na wzmiankę o ludziach, którzy byli bliscy mojemu facetowi, a którzy przy pierwszym spotkaniu potraktowali mnie jak gówno na podeszwie nowego buta. – To już w przyszłą sobotę – poinformował.

Gdy ostatnim razem o tym napomykał, odsunęłam tę myśl na bok, dochodząc do wniosku, że jest jeszcze dużo czasu. Niestety czas szybko płynął.

– Nie martw się, cukiereczku. – Julek ruszył w moją stronę i objął mnie, pozwalając wesprzeć się na nim.

Od razu lepiej się poczułam, zupełnie jakby Kołodziejczyk rozsypał nad nami magiczny pyłek, który niwelował wzbierający we mnie niepokój.

– Przepraszam, po prostu trochę się stresuję – postanowiłam być z nim szczera, jednak nie przesadzać. Bo może dokładnie to robiłam.

– Będę cały czas przy tobie. – Cmoknął mnie w czoło.

Byłam w nim beznadziejnie zakochana, nie istniał już dla mnie ratunek.

– W niedzielę, jeśli nie masz nic przeciwko, odwiedzimy Szymona i Żanetę – zaproponował. – No chyba, że wolisz dokądś pojechać.

– Szymon i Żaneta brzmią dobrze – zgodziłam się.

Niestety w tym momencie rozległo się pukanie. Okazało się, że moja klientka zjawiła się nieco wcześniej, więc zaprosiłam ją do środka, natomiast Julek powrócił do swoich zajęć.

Resztę popołudnia miałam wolne, dlatego zdecydowałam się odwiedzić moich rodziców. W ostatnim czasie pojawiałam się u nich zdecydowanie rzadziej, przez co odczuwałam wyrzuty sumienia. Mama skrytykowała mnie za nie, twierdząc, że to Julkiem powinnam się teraz zająć. Kochałam tę kobietę całym sercem.

Godzinę później zatrzymałam samochód pod ich domem.

– Cześć, mamuś. Gdzie tata? – Rozejrzałam się dookoła, ale nigdzie nie zauważyłam Kazika.

– Pojechał do wujka Andrzeja, żeby pomóc mu przy naprawie auta. Siadaj, córeczko, zaraz przyniosę coś do picia i ciasto. Niedawno wyjęłam je z piekarnika.

Zajęłam miejsce przy stole pod rozłożystym drzewem i odetchnęłam letnim powietrzem.

– Co to za mina? – Mama postawiła przede mną talerzyk i pełen dzbanek kompotu z wiśni. – Co cię trapi? Z Julianem wszystko w porządku?

Nawet w tym momencie nie potrafiła ukryć radości, że jesteśmy razem. Oboje z tatą uwielbiali Kołodziejczyka i, jak ostatnio mi zdradziła, przeczuwała, że się zejdziemy. Dodała też, żebym niczym się nie przejmowała i skupiła na swoim związku, bo to moje szczęście jest najważniejsze. Omal się wtedy nie rozpłakałam.

Handel żywym bedbojem (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz