Rozdział 22

722 156 71
                                    

Julian

Tego dnia wyjątkowo nie ociągałem się z wyjściem z pracy. Na samą myśl, że wieczór spędzę w towarzystwie Marianny, na moją twarz wstępował uśmiech. Uczucie, które przenikało przez wszystkie tkanki i znacznie podniosło poziom serotoniny w moim organizmie, zaskoczyło mnie swoją intensywnością. Nie żebym zamierzał narzekać.

Kiedy zaparkowałem pod domem Wandy, ta pieliła kwiaty w ogródku. Rano, przy śniadaniu, zapytałem ją o plany na resztę dnia, a gdy wspomniała o pieleniu, udałem, że oczywiście wiem, o co chodzi. Nie miałem zielonego pojęcia, więc szybko wygooglowałem, żeby nie wyjść na ignoranta.

- Juleczek - zaświergotała, zobaczywszy, że nadchodzę. - Kolacja czeka na stole. - Posłała mi szczery, naprawdę szczery uśmiech, zupełnie inny niż te, którymi częstowała mnie na samym początku.

Gdyby ktoś jej nie znał, uznałby, że kobiecina straciła rozum i wymaga natychmiastowego odosobnienia w szpitalu zamkniętym bez możliwości odwiedzin. Ale na własnej skórze się przekonałem, że jeśli ktoś wejdzie do kręgu jej znajomych, wtedy pokazuje nieco łagodniejsze oblicze. Tak naprawdę wcale nie była złą kobietą. Owszem, z tendencją do nadmiernego wtrącania się do nie swoich spraw, ukochała sobie plotkowanie, mimo że wyparłaby się tego w żywe oczy, jednak w głębi duszy była poczciwą osobą i potrafiła okazać dobroć. W każdym razie wreszcie mnie zaakceptowała.

- Przepraszam, ale dzisiaj muszę odmówić - przyznałem z żalem, a na widok miny mojej gospodyni poczułem skręt żołądka. - Wychodzę na kolację.

- Kolację?

Zastanawiałem się, czy jej podniesiony głos wynika z tego, że oparłem się jej jedzeniu, czy z samego faktu odrzucenia.

- Zaprosiłem Mariannę na kolację - wyznałem z cichą nadzieją, że jakoś udobrucham Wandę. Nie chciałem znowu stać się jej wrogiem i jeszcze raz przechodzić przez to, co niedawno zostawiliśmy za sobą.

- Mariannę? - powtórzyła i podniosła się z klęczek. - Naszą Manię? - dopytywała, jakby w Szopach mieszkało ich przynajmniej kilka. - Julek! - zawołała donośnie.

Odruchowo cofnąłem się o krok. Co ona znowu kombinowała? Co zrobiłem źle? Przecież nie będę spędzał z nią każdego wieczoru.

- Gdzie jedziecie? - Zbliżyła się. Czy mi się wydawało, czy jej twarz przybrała odrobinę maniakalny wyraz?

- Planuję zabrać ją do restauracji - odpowiedziałem odruchowo.

Jeszcze podaj jej pesel i rozmiar buta.

- Juleczku, czy ty chcesz zrobić na naszej Manii wrażenie? - Wanda wzięła się pod boki i wtedy jej usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. - Na ognisko ją zabierz. Nad któreś z jezior. Pełno ich na naszych terenach. Zaraz przygotuję ci drewno, po kiełbaskę pobiegnę. Spray na komary masz czy też ci kupić?

Czy ja do reszty już oszalałem? Czy naprawdę przeniosłem się do alternatywnej rzeczywistości, a ostatnie wydarzenia jedynie mi się śniły i nie miały nic wspólnego z prawdą?

- Julek! - Wieczorkowska pomachała mi przed twarzą. - Ocknij się. Próbuję ustalić z tobą szczegóły, a ty mi teraz bujasz w obłokach. Zakochanie zakochaniem, ale chociaż chwilę mnie posłuchaj - trajkotała jak najęta.

Zakochanie? Trochę poniosła ją fantazja, chociaż nie powinienem się temu dziwić.

- Pani Wando - przerwałem jej monolog - dziękuję za chęć pomocy, jednak...

- Ty chcesz ją zdobyć czy nie? - Uniosłem brwi pod linię włosów, kiedy trąciła mnie utytłanym w ziemi palcem.

Przyznaję, teraz mnie zatkało i naprawdę nie wiedziałem, co powiedzieć.

Handel żywym bedbojem (ZAKOŃCZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz