I. Co dalej?

31 1 2
                                    

Nie mogę napatrzeć się na moje świadectwo maturalne. Oglądałem je z każdej strony. Moje (niezbyt okazałe ale pasujące się świetnie w normie) wyniki nie grały tutaj pierwszych skrzypiec. Tylko że ja. Aleks zdałem maturę. Nauczyciele mnie tym straszyli odkąd pamiętam. Matka też powtarzała "na maturze to dopiero zobaczysz co to jest stres!".

Tylko że napisałem maturę. Dostałem wyniki. Stres zniknął. Co teraz? 

Z kim mogę to świętować w ogóle? Z klasy jasne że kojarzę kilka osób, ale nigdy nie byliśmy blisko. Ciężko za kumplować się tylko z kimś kogo widzisz na temsach czy innym komunikatorze jaki sobie nauczyciele wymyślili. 

Wróciłem do domu, rzuciłem koszule w kąt zamieniając ją na wygodny oraz co najważniejsze WYGODNY podkoszulek i leżąc do góry kołami spojrzałem na telefon. Pojawił mi się nowy dymek wiadomości. 

Radek: I CO MÓWILIŚCIE ŻE NIE ZDAM FRAJERZY! 
Do jego wiadomości było zdjęcie jego uśmiechniętej twarzy. W zębach trzymał wyniki matury. Widziałem że poszło mu lepiej. Cieszyłem się z tego.
Tadzik: Stary, komu obciągnąłeś by cie przepuścili z matematyki? 58%?
Michał: Obciągnąć? Co najmniej dać dupy. Dajesz komu?
Radek: Nienawidzę was.
Ja: My ciebie też kochamy!
Radek: ALEKS POWIEDZ IM COŚ. ONI SĄ NIEMILI!
Ja: Też zdałem. A reszta?
Michał: Oczywiście!
Ja: No i świetnie!
Tadzik: hehehe
Ja: Tadzik?
Tadzik: Co?
Ja: Zdałeś?
Tadzik: Matma. Poprawka :(
Radek: Buhahahhahaha!

- Jeśteśmy! - usłyszałem zawołanie i szybko zbiegłem na dół. Tak szybko że w sumie pewnie myśleli że mnie nie ma w domu. Nie chciało mi się wstawać ale...
- Cześć! Odebrałem maturę! - zawołałem na co usłyszałem radosny wiwat.
Moja mama wyjątkowo wcześniej wyszła z pracy by dowiedzieć się o moich wynikach. Mimo iż tłumaczyła że tak wyjątkowo dziś było mało pracy. Mhm. I wiedziała o tym już tydzień temu!
- Dobra chodź! - zawołał Patryk, partner mojej matki. Lubiłem go. Dużo bardziej niż mojego prawdziwego ojca. Tego nie chciałem widzieć. To Patryk mnie wychował. On był moim ojcem.
Co więcej był dość przystojnym facetem. Nie dziwie się że moja matka na niego poleciała. Lekki zarost, umięśnione ramiona. Czarne zaczesane włosy i te lodowato niebieskie oczy.
Kurde. Za bardzo się rozmarzyłem.
- Co jest? - spojrzałem i dostrzegłem że w rękach trzymał butelkę.
- Ja nie pij...
- Przecież to sok gazowany - uśmiechnął się i wcisnął mi butelkę - Dajesz, otwieraj!
- A kieliszki? - zapytałem bo jednak wypada.
- Po co ci kieliszki. W rodzinie jesteś - zaśmiała się moja matka. Określała się mianem goblina korporacyjnego. Ale absolutnie nie wyglądała jak jakiś potwór. Szczupła, zawsze elegancka. Za mało śpi co widać po jej oczach ale sprytnie to maskuje kosmetykami. (No w końcu to ona mnie nauczyła się malować!)
- Dobra masz - gdy już kończyłem odkręcać lądują pod gwintem butelki... salaterki. Uśmiechnąłem się gdy korek wystrzelił a za nim poleciałą piana.
Zaczeły się oklaski a ja grzecznie nalałem trzy... salaterki dziecięcego szampana.
- Za naszego syna! - zawołała mojego syna. Widziałem że Patryk się uśmiechnął
- Za wasze udane dziecko! - odpowiedziałem. Byłem ich synem. Synem goblina i faceta który mnie nie spłodził.

Zrobiliśmy razem obiad. Mimo iż jestem dorosłą dupą, która zdała egzamin dojrzałości, ciągle dobrze bawiłem się z nimi jak mały chłopiec. Zrobiliśmy świeży makaron, oczywiście rozsypując mąkę po sobie. Ale musiałem przyznać że Patryk wyglądał by zajebiście w siwych włosach! Skąd wiem? Sam mu wtarłem mąkę w te jego piękne włoski.
Ojczym podniósł mnie i przerzucił przez ramię ku zachwytowi mojej matki. Zrobił ze mną kilka obrotów i rzucił mnie na kanapę.
Wszystko po to by kwadrans później zjeść świeży makaron spagetti z oliwą, czosnkiem i ostrą papryką. Nie było potrzebne nic więcej.
- Zastanawiałeś się co teraz? - zapytał mnie Patryk niszcząc ten piękny moment. Nie żebym miał mu za to zazłe. To było dobre pytanie. A oni chyba najbardzij mi pomogą z tym co ma się dziać. Widziałem jak moja matka kopnęła go w kostkę za to pytanie.
- Nie wiem. Chyba chciałbym iść na studia.
- No to już większe konkrety. Rezygnujemy z bycia pierwszym fryzjerem astronautą? - zapytał ale tym razem ja miałem ochotę go kopnąć.
- No weź... twoja fryzura była na prawdę nie z tej ziemi! - zawołałem
- Mhm... kosmiczna. A to porwanie w nocy...
- Mamoooo!
- No już już. Studia. Ale jakie? Zarządzanie? Filologia? Może Historia?
- Hmm... nie wiem... jeszcze mam czas na przemyślenia.
- No z dwa tygodnie. - usłyszałem kolejne uderzenie. Biedny ten mój ojczym.
- Ale wystarczy mi. Przemyśle wszystko. Nie martwcie się. A jeśli chodzi o studia...- wiedziałem że powiem coś co trochę zniszczy naszą sielankę rodziną. Tą perfekcyjną rodzinę z reklamy w telewizji. No prawie bo Matka praocholik, ojca nie ma, ojczym pracujący z domu specjalista i ja, syn gej. - Chciałbym zamieszkać w akademiku.

Mama nie była zadowolona z tego pomysłu. Nie żebym jej nie rozumiał. To było oczywiste, jej jedyny synek chce wyfrunąć. Ale jednak to było by coś innego. Mógłbym w końcu rzucić się na głęboką wodę. Cholernie się tego boje, ale jak inaczej być kimś kim się nie jest, jak nie wyjść z strefy komfortu.

Miałem dość zamknięcia w pokoju. Chce w końcu wyjść z szafy.

MaseczkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz