Maj przyszedł pogodny, pachnący kwieciem, a zamkowe wzgórze w pełni pokryło się świeżą, radosną zielenią, łączącą się z złotym światłem słońca i błękitem nieba w przyjemny dla oka widok; okno gabinetu było otwarte na oścież, a zasłony rozsunięte, by wpuścić do środka jak najwięcej ciepłego, ożywczego powietrza.
Postronni przechodnie na Schulestraße mogliby zajrzeć do mieszkania, ale ani Aaronowi, ani Feliksowi to nie przeszkadzało; w to niedzielne, leniwe popołudnie zaczytywali się w treść korespondencji, popijając ulubioną herbatę i od czasu do czasu wymieniając się uwagami.
Aaron marszczył brwi, studiując list od zaprzyjaźnionego lekarza z Gdańska; co jakiś czas przytykał palec do ust, myśląc intensywnie, a potem wstawał i szukał czegoś w książkach i czasopismach medycznych, by wrócić do biurka i nakreślić kilka słów.
– Konsultacje? – zagadnął Feliks lekko, gdy Aaron wyszedł na moment z gabinetu i wrócił z książką, która do tej pory leżała w pokoju syna.
– Nietypowe objawy u jednego z jego pacjentów – Aaron przekartkował książkę i mruknął coś do siebie, pisząc notatkę na boku. – Wydaje mi się, że gdzieś o tym czytałem... Mam – I bez dalszych wyjaśnień zaczął odpisywać na list.
Feliks wrócił do lektury; na stoliku pod oknem leżały dwie koperty. Na widok adresu na drugiej z nich aż podskoczył z radości, ale postanowił zostawić sobie list od Oskara Beilschmidta na potem – najpierw rodzina.
List od mamy był krótki, jak zwykle – Feliks odłożył go z uczuciem ciepła w sercu i odrobiną zniecierpliwienia. Apolonia martwiła się o swoją siostrzenicę, jej dzieci, męża, syna i cały świat i list był ciągiem pytań i zatroskanych zaleceń. W tym, by napisał do Taurysa i się z nim pogodził – Feliks westchnął ciężko, spojrzał na list i pokręcił głową. Wciąż nie zdobył się na odwagę, by wyjaśnić jej, że to nie takie proste.
– Mamo, nie mamy siedmiu lat – wymamrotał. – Nie możesz postawić mnie przed nim i powiedzieć „nie obchodzi mnie, kto zaczął. Podajcie sobie ręce i idźcie do piaskownicy się pobawić".
Aaron, pozornie zatopiony we własnej korespondencji, wydał z siebie cichy dźwięk. Feliks teatralnie wywrócił oczyma:
– Nie śmiej się ze mnie!
– Gryzie cię to, odkąd tylko przyjechałeś – Aaron przyglądał się synowi badawczo. – Jeśli obaj nie zamierzacie zrezygnować ze swoich przekonań i to one nie pozwalają wam się dalej przyjaźnić, jedyne co możesz zrobić, to to zaakceptować i zakończyć tę znajomość, zamiast tkwić w zawieszeniu i męczyć się coraz bardziej.
Feliks osunął się po oparciu sofy.
– Gentelmeńskie zakończenie znajomości, mówisz? – mruknął nieprzekonany.
Aaron wydał z siebie ciche westchnienie.
– Jeśli wasz konflikt ma źródło w tym – powiedział cicho. – Że ty jesteś Polakiem, on Litwinem i obaj macie odmienne pojęcie, do którego państwa powinny należeć niektóre miasta i zamierzacie stać za tym przekonaniem murem... Nie widzę innego wyjścia.
Ojciec oczywiście, zgadł; jego syn zamyślił się głęboko.
– Tutaj będzie tak samo – szepnął jakby do siebie Feliks. – Z tym plebiscytem, prawda? Palacze powiedzieli mi wprost, że zagłosują za Prusami. To podzieli wszystkich.
Już dzieli i to od dawna, chciał odpowiedzieć Aaron, ale po krótkim namyśle pokręcił głową.
– Myślę, że już czas, byś zaczął się nad tym poważnie zastanowił – powiedział cicho. – Również w kontekście własnej przyszłości. – Gdy Feliks spojrzał na niego pytająco, Aaron kontynuował spokojnie: – Jeśli Nibork przyłączy się do Polski, powrót na Albertynę może być dla ciebie utrudniony. Bądź co bądź, to będzie już inne państwo. Być może łatwiejsze będzie zapisanie się na jakąś polską uczelnię.
CZYTASZ
[aph] Latawiec
FanficZ każdą kolejną porażką Feliks utwierdza się w przekonaniu, że matczyne życzenie pomyślności, zaklęte w jego imieniu, działa całkiem na odwrót. Gdy wszystko idzie źle, mężczyzna powraca do rodzinnego miasteczka, chcąc odzyskać spokój ducha. Zamiast...