8

335 28 220
                                    

— Jesteś z siebie dumny? — zapytał Alastor wyginając nienaturalnie szyję, by zrównać się z nim wzrokiem. W normalnej sytuacji bawiłoby to Lucyfera, bo wyglądał przy tym jak krzywo wbity przez jedenastolatkę gwóźdź latrynowy na obozie harcerskim, dodatkowo zardzewiały.  Dzieci na całym świecie boją się Latryniarza i jest nim Alastor. Nie było jednak okazji wspomnieć o jego idealnym porównaniu.

— Tak jestem. — Właściwie to nie był. Widział jak Alastorowi zależało na zachowaniu tajemnicy, a teraz wyszła na jaw przez ich własną głupotę. Był jednak też zły. Nie miał wieści o Eve od... zapewne jej śmierci. Było jednak dużo plotek na jej temat, a jeżeli doszły nawet do niego (siedzenie samemu latami w pałacu nie sprzyja rozprzestrzenianiu się informacji) znaczyło, że jest kimś przy kim nie można stać obojętnie. W sumie zawsze taka była.

— Ah tak? — Nerwy Alastora osiągnęły poziom maksymalny, więc zrobił to do czego ma największy talent, a mianowicie wyszedł. Może samo uciekanie nie było jego mocną stroną biorąc pod uwagę okoliczności jego śmierci, tak wyjście z salonu zostawiając za sobą piekło (który to raz?) było czymś czego nikt nie zrobiłby tak dobrze jak on. 

Lucyfer nie konkurował z jego mistrzostwem w tchórzostwie i został z całą kadrą hotelu znowu musząc tłumaczyć rzeczy, których nie rozumie. Charlie wyglądała jakby zobaczyła ducha i biorąc pod uwagę ich miejsce zamieszkania było to porównanie dosyć na miejscu. Wszyscy, chociaż wcześniej byli dosyć rozprzestrzenieni po pomieszczeniu znaleźli się obok siebie. 

— Więc po to jest to wszystko? Chcieliście się nas pozbyć, by uratować wszystko samemu? — córka Lucyfera odezwała się jako pierwsza powodując, że wszyscy poczuli się jakoś pewniej, by wyrazić swoje zdanie.

— To głupie — podsumowała Vaggie w dwóch odpowiednich słowach głaszcząc uspokająco swoją kobietę po plecach — I samolubne oraz jakby... sprowadzające nas do poziomu ludzi, którzy sobie nie poradzą. Alastora jeszcze rozumiem, bo praktycznie nie widział bitwy... CHOCIAŻ NIE, bo ty też jej całej nie widziałeś. — odsunęła się od Charlie i wyszła na środek krzywego półkręgu, w którym się znaleźli. — Więc to wyjaśnię i Alastorowi też wyjaśnię, gdy tylko zachce słuchać czegoś innego, niż własnego głosu i przedpotopowego jazzu — nikt się nie zająknął, że jazz powstał w XX wieku za pewnie świadomi, że w takich latach na pewno znalazłaby się jakaś większa powódź — Walczyliśmy z całych sił od początku do końca nie jak, niektórzy uprzywilejowani starzy mężczyźni sto plus. Daliśmy sobie radę, z dużą pomocą, ale w istocie tak było. Sir Pentious za to umarł — twarze zebranych od razu posmutniały po tym zdaniu — Ja walczę całe życie i może nie zawsze po właściwej stronie, tak nie pozwolę - my nie pozwolimy - nie być traktowani na równi. Hotel to nasz dom, miejsce, o które walczyliśmy całym sobą przelewając za to krew i jeżeli coś zagraża mu chcę i chcemy być w to wtajemniczeni.

— A ja mogę dźgać — Niffty podniosła chętnie swoją małą rękę, ale Angel ją za nią opuścił.

— Nie uciszaj jej — Charlie odzyskała swój głos — Zabiła Adama. O to przecież chodzi. Nie jesteśmy bezbronni — spojrzała zraniona na Lucyfera — Myślałam Tato, że sobie ufamy.

Lucyfer wyglądał na zmęczonego. I złego. Natychmiastowo pożałował nocy z Alastorem. Miał go dość i tego, że swoimi działaniami nie uszanował nawet Charlie, którą ponoć tak wielbił. Mógł mu po prostu pozwolić zdziczeć. Miał siłę, by go unieruchomić i zostawić w jakimś miejscu, dopóki, by się nie uspokoił. 

Wstał z kanapy, w którą praktycznie się wtopił po wypowiedzi Vaggie. Czuł się bardziej pewien siebie, gdy stał, chociaż w tej sytuacji jego pewności nie starczało nie ważne w jakiej pozycji by się znalazł. Nie był dumny z większości czynów, które zrobił w ostatnim okresie. 

Trust Me | RadioApple | Hazbin Hotel FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz