XXXI: Co ja jestem, złota rybka?

241 54 27
                                    

|Kurt – teraźniejszość|

Spotkanie elity było jednym wielkim koszmarem z winy Declana. Jego brak przy stoliku był tak dziwny, że nie można było nie odczuć tej pustki. Co prawda wciągnęliśmy się w rozmowę i nawet jedną partię gry karcianej, ale gdy Sebastian wyszedł do toalety i z niej wrócił, od razu zrozumiałem, że coś zaszło. Był blady jak ściana i ogłosił wszystkim, że musi wracać do domu, bo córka po niego dzwoniła. Od razu wstałem i poszukałem kluczyków, ale były niezmiennie w kieszeni spodni. Luke, Jasper i Jackson zostawali, gdzie tylko Jasper planował zadzwonić po swojego faceta. Nie czułem się źle, że ich zostawiamy. Byliśmy dorośli i mieliśmy swoje problemy, do których czasem nas wzywano. Declan zachował się tak gównianie, że nikt nawet nie chciał Sebastiana zatrzymywać, a już zwłaszcza przy wymówce z Sherry.

Odwiozłem go do domu, ale tak jak się spodziewałem, nie wysiadał. Zgasiłem silnik, dając mu przestrzeń do przemyśleń i być może otworzenia się przede mną.

Oznajmił niemal przy wszystkich, że wiedziałem o całym jego planie ucieczki. Chłopacy nie zareagowali, jakbym się tego po nich spodziewał, bo raczej przyjęli to ze względnym spokojem, ale wątpiłem, aby Declan tak to przyjął. Oby tylko nic mu nie powiedzieli przed nami, inaczej stanowiłoby to kolejną kość niezgody. Bracia Bennett mieli ich już sporo do pogrzebania. Postawa Jacksona była bardzo zastanawiająca, bo nigdy aż tak nie stał murem za Sebastianem. Nawet po próbie samobójczej przepaść między nimi tylko urosła. Pogadanka ze mną go nie ominie, tak sobie powtarzałem.

– Declan podsłuchał naszą rozmowę w salonie. Nie wiem, czy całą, ale na pewno kwestie rozmowy z Hunterem – odezwał się niespodziewanie. Zwróciłem twarz w jego kierunku, nie kryjąc zaskoczenia. – Nie poszedłem do łazienki, chciałem powiedzieć mu parę rzeczy na osobności. Tak się złożyło, że... Hunter miał raka?

Patrzył na mnie wyczekująco. Co miałem mu powiedzieć? Już wcześniej podkreślałem, że to coś, o czym nie ze mną powinien gadać. Dziwiło mnie, że Declan tak po prostu rzucił mu tą informacją w twarz, zamiast znów się zdenerwować, że ja o wszystkim wiedziałem od początku. Chociaż akurat to mogło mnie jeszcze czekać prywatnie. Niezłe szambo z tego spotkania wyszło.

Westchnąłem i oparłem głowę o zagłówek.

– Jakieś pięć czy sześć lat po twoim wyjeździe, tak – przyznałem niechętnie. – Ciężki czas dla twojej rodziny. Zwłaszcza z diagnozą dziedziczenia.

– Kurwa mać – szepnął, przejeżdżając sobie dłonią po ustach. – Nie przyszło mi do głowy... sądziłem, że jesteście zdrowi. Pixie sprawdzała dla mnie stan waszych żyć, a nie chorób przebytych.

– Pixie? – dopytałem zaintrygowany.

– To nasz informatyk w wydziale. Za zgodą naczelnik sprawdzała was dla mnie co jakiś czas. Musiałem wiedzieć, czy żyjecie. Nie sprawdzała wszystkich, tylko najbliższe otoczenie. Gdyby przyszło mi do głowy coś takiego... Co za koszmar.

– Hej, nie obwiniaj się o niewiedzę – poprosiłem, sięgając w półmroku po jego dłoń leżącą na udzie. Spojrzał na nasz kontakt cielesny. – Declan ma prawo być rozżalony, że cię wtedy nie było, ja mogłem w nerwach być zły, że muszę odgrywać twoją rolę, ale w gruncie rzeczy prawda jest taka, że to wygodne zrzucanie na kogoś emocji. W tym czasie prowadziłeś własne życie. Wyjechałeś, żeby zacząć oddychać, ciągłe oglądanie się za siebie tylko by cię spowalniało. Poza tym, czy Hunter dał ci w ogóle odczuć, że ma żal?

– Nie...

– Właśnie – uczepiłem się tej deski ratunkowej. – To on wtedy umierał i niemal z każdym się już żegnał. Podniósł się i żyje. Dał radę. A Declan... On... – zawahałem się. Czekał cierpliwie, a ja nie wiedziałem, czy powinienem sprzedawać przyjaciela. – On się po prostu boi, że gdy go zdiagnozują, to nie da rady. Ma obsesję na tym punkcie. Bada się regularnie, a każdą anomalię traktuje jak wyrok. Wierzę, że zrzuca na ciebie swoje emocje, bo przez tyle lat kisił je w sobie. Absolutnie tego sposobu nie pochwalam, ale obaj go znamy.

Basta//mxm//✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz