3. Z wody zrodzona

1 0 0
                                    

Jin

Poczekał, aż dziewczyna zaśnie. Jakoś nie miał serca, żeby zostawiać ją samą, zwłaszcza po tych wszystkich przeżyciach.
Na samo wspomnienie tego, jak go dotknęła wtedy na polanie, jak z ulgą stwierdziła, że tu jest, nie mógł powstrzymać szalonego kołatania serca.
Przecież dopiero co ją poznał, dopiero co zobaczył. To była obca kobieta, zupełnie mu nieznana, a jednak miał głupie wrażenie, jakby znali się już od wielu lat.
A jednak, obca, czy nie, do tej pory była jedynie piękną zjawą ze snów, kimś nieprawdziwym, tak jak wtedy, kiedy tyle co wyszedł z kąpieli, kiedy spojrzał w lustro, a ona patrzyła na niego, tak samo zaskoczona, tak samo zagubiona. 
Wtedy puściły mu nerwy i zaczął jak oszalały uderzać w odbicie, dopóki lustro nie poddało się i rozprysło na milion kawałków. 
Powstrzymał odruch i zabrał rękę zanim odgarnął te kilka zabłąkanych kosmyków z jej spokojnej, pogrążonej we śnie, twarzy. Dlaczego tak utkwiła mu w głowie?

Jesteście Powiązani, Jin. To los waz związał, a on jest magią, której nie sposób okiełznać, wiesz o tym dobrze. Ty tkwisz w jej głowie równie mocno, co ona w twojej. Uważajcie jednak, bo ta więź może okazać się nie waszym zbawieniem, a waszą zgubą. Nie krzywdź jej bardziej, bo na to w  żadnej mierze nie zasługuje. Potrzebuje przede wszystkim przyjaciela i wsparcia. Kochanków możecie mieć na pęczki oboje. 

Słowa tego starca Tensariotha okazały się w tej sytuacji bardzo adekwatne. Niechętnie przyznawał mu rację, ale teraz... Cholera. Nie mógł dać się ponieść chwilom. Nie z tym, co wlokło się za nim od urodzenia; ta delikatna dziewczyna nie byłaby w stanie tego udźwignąć. 

Spała tak spokojnie, jakby ostatni dzień nie miał miejsca, a on był stuprocentowo pewien jednej rzeczy.
Nikt już więcej jej nie skrzywdzi.
On na to nie pozwoli. 
Wstał z trudem z krawędzi jej łóżka, ruszył do drzwi. Kiedy był już w progu, usłyszał jeszcze, jak coś mamrocze przez sen. 
Przekręciła się na plecy i westchnęła głośno, śpiąc dalej. Zamknął szczelnie drzwi i miał już pójść do siebie, kiedy drogę zagrodziła mu o wiele niższa od niego, pewna kobieca łysa głowa.
- Mogę wiedzieć, co ty tutaj robiłeś? - Lia założyła ręce, unosząc pytająco brew. Wyraz jej twarzy mówił jedno, ale postawa drugie.
- Nie udawaj przyzwoitki, głupia pleciugo. - odparł chamskim tonem, próbując ją ominąć. - To samo co ty robiłaś dla Rohana. Choć ja robiłem to bardziej dyskretnie i nie próbowałem jej wejść do łóżka. Potrzebowała pomocy, to ją dostała.
- Nie udawaj niewiniątka! - syknęła łysa z wyrzutem, obracając się za odchodzącym bratem. - Wiem, co kombinujesz!
- Dzięki Bogom, że mam taką siostrę jak ty, bo nie wiem, czy bym przeżył sam na tym łez padole. - wyrzucił z siebie z patosem. Potem ściągnął brwi i pokazał jej dwa środkowe palce. - Zjeżdżaj gówniaro. Zajmij się sobą.
- Tylko nie biegnij do mnie z płaczem jak się zakochasz! - warknęła, odwzajemniając gest z niemniejszym oddaniem.
- O to martwić się nie musisz. – dodał, już rozeźlony.
- Nie możesz się wiecznie zasłaniać problemami z naszym ojcem! – tym razem już krzyknęła.
- W końcu coś poczułem. – warknął, teraz już zły. – W końcu mam nadzieję, że może być dobrze. Ale nie chcę, żeby to zniszczyło tą cudowną kobietę, rozumiesz?
Lia patrzyła na niego jak na obłąkanego.
- Ona nie może się o niczym dowiedzieć. On nie może się dowiedzieć o niej.
- To ją chroń, ale nie oszukuj, bracie. – odparła, łapiąc go za ramiona. – Nie popełnij mojego błędu.
Jin zamilkł, uważnie ją obserwując. Tak... Kiedy Rohan tu przybył, początek znajomości jego i siostry Jina nie należał do najcudowniejszych. To był ten przypadek gdzie Powiązani szaleli za sobą od samego początku, namiętność poniosła ich trochę za bardzo, a potem musieli to odpokutować. Teraz żyją we względnie pokojowych warunkach, choć wszyscy widzą co się dzieje – Lia nie mogła sobie znaleźć miejsca i wciąż wodziła za nim wzrokiem, a Rohan ze spokojnego chłopaka stał się nieokiełznanym podrywaczem, który tylko zaliczał kolejne kobiety przybywające do klasztoru.
- Dobranoc, siostrzyczko. – rzekł krótko i odszedł, zostawiając krótkowłosą samą. Ta westchnęła, spojrzała na drzwi do pokoju Lily, a potem znów na plecy brata.
- Dobranoc.

Mijały dni. Niezwykle bolesne dla niego dni.
Zaczął wmawiać sobie, że lepiej dla niej będzie, jeśli da jej święty spokój. To spotkanie wtedy kiedy tu przybyła musiało mu wystarczyć, trudno. Jakoś dożyje z ogromną pustką w sercu, chociaż i tak było mu trudno. Mówią, że czas leczy rany.
Ale do cholery, jak miał wytrzymać ze świadomością, że ona była tuż obok?!
Bał się już sam siebie, swoich reakcji, swoich myśli i czynów. Złość wyładowywał na wszystkich dookoła i chociaż wiedział, że jej nie kocha, więź między nimi znienawidził do cna. Znienawidził samego siebie jeszcze bardziej, że dawał tym przeklętym myślom tak dać się omotać. Pieprzona magia, pieprzony los!
Cholera jasna...
Nienawidził tego, jak magia obciążyła ich wszystkich. Jak musieli jej się podporządkować, chociaż teoretycznie nie było to wymagane.
To takie frustrujące...

- Włóżcie w to więcej chęci, do cholery! No, raz, dwa!
Krzyczał, wrzeszczał, sapał i się pocił, ale nauczenie czegokolwiek grupy liczącej dwudziestu chłopców w wieku od dziesięciu lat wzwyż graniczyło z cudem. Gromada ćwiczyła teraz sekwencję ciosów blokujących i jakoś nie widział żadnego postępu.
- Nie tak, wyżej!
- Widzę, że dzisiaj ciężko, co?
Tensarioth stanął obok niego, łapiąc się za nadgarstki za plecami. Uśmiech dobrotliwego dziadunia jedynie bardziej rozdrażnił bruneta.
- Nie słuchają. Nie mogą się za nic skupić. Nie dają rady! – krzyknął, wyraźnie sfrustrowany i zły. Wziął się pod lewy bok i przetarł zmęczone oczy. Prawda była zgoła inna – to nie dzieci były winne, a on. Nie mógł się na niczym skupić od wczoraj, o niczym innym nie był w stanie myśleć, niż o niej.
- Na moje, to powinieneś odpocząć przez kilka dni. Ostatnio zbyt dużo czasu poświęcasz pracy i doskonaleniu samego siebie. Dobrego wojownika nie da się poznać po dyscyplinie i ascetyzmie, a po umiejętności balansowania między ciężką pracą a zasłużonym odpoczynkiem. – Tensarioth pogroził mu palcem, uśmiechając się jak dobry dziadziunio. Jin wywrócił oczami. – Nie żartuję, Mygiriaden. Dusza też musi się zregenerować. Ja zajmę się tymi urwipołciami, a ty idź i odetchnij. Słyszałem, że pewna czarnowłosa dama trenuje z Yarrą pod wodospadem i potrzebuje dodatkowego trenera. – dodał, a jego uśmiech zrobił się jeszcze bardziej tajemniczy.
- Sam mi prawiłeś, że nie powinienem patrzeć na nią w ten sposób.
- Mówiłem ci, byś nie robił tego pochopnie i jej nie krzywdził. Nigdy nie zakazałem ci kogoś pokochać, Jin. Do tego każde z was posiada święte prawo. – rzekł starzec.
- Zdecyduj się w końcu. – mruknął brunet.
- Nie do mnie to należy, mój drogi. - rzekł dziadek. Jin złapał się za nasadę nosa, próbując uspokoić skołatane nieposłuszeństwem dzieci nerwy. Tensarioth nie pomagał, ani trochę.
Jedyne co mu pozostało to założyć ręce i oglądać, jak staruszek komenderuje stadkiem dzieciaków.
Plac rozbrzmiał gromadą kobiecych, przyciągających uwagę, śmiechów.
Z przyzwyczajenia zerknął, ale dokładnie wiedział, kto idzie. Ellia, w tym swoim srebrno - czarnym wdzianku, jego siostra, teraz z głową ogoloną na gładko, Aine, korpulentna, ale niezwykle atrakcyjna łuczniczka i...
...Lily.
Najmniej się wyróżniała, ale jej uśmiech był najszerszy. Teraz chodziła w czarnych, satynowych szatach, tym razem przepasanych skórzanym, twardym gorsetem, tak ściśniętym, że dziwił się, że była w stanie oddychać. Zamiast skręconych z lnu sandałów nosiła teraz brązowe buty z gładkiego kurdybanu. Trzymała pod pachą trzy grube tomiszcza i co chwilę przyśpieszała kroku, próbując dogonić dziewczyny. Dziewczyny chyba faktycznie się nią zajęły, bo i jej fryzura się zmieniła. W tym kucu i grzywce wyglądała jeszcze lepiej niż wcześniej.
Wydawały się dobrze dogadywać, zwłaszcza, że któraś co chwilę odwracała się w kierunku brunetki.
W końcu stanęły na skraju placu i pogrążyły się w typowo babskiej rozmowie, bo co rusz dało się słyszeć ich śmiech.
Zdębiał całkowicie, kiedy Lily złapała jego wzrok, uśmiechnęła się milutko i pomachała do niego. Potem odwróciła się do dziewczyn, dalej pogrążając w rozmowie.
Przełknął nerwowo ślinę i wziął jednocześnie głęboki wdech, próbując uspokoić serce i inne niepożądane skutki. Co z nim będzie? Nie mógł przecież od tak podejść...
A walić to.

Lily

Woda, która ugasiła gorejący gniew ||1||Where stories live. Discover now