Rozdział trzynasty: Nazywam się Gaspar Diaz

15 2 0
                                    

Obojętność to najgorsze co może spotkać człowieka. Znajduje cię wtedy, kiedy już myślisz, że dłużej nie dasz rady. Przestajesz czuć cokolwiek, nic nie ma już znaczenia. Otacza cię ciągła pustka, z której znalezienie wyjścia jest prawie niemożliwe. Zupełnie jak labirynt, z którego wyjście znajdą jedynie ci, którzy będą mieć nadzieję.

Nie należałem do tych osób. Kiedy przestałem czuć, po prostu się z tym pogodziłem. Żaden człowiek w moim życiu już się nie liczył. Pustka mi odpowiadała i nie chciałem tego zmieniać. Byłem w stanie zabić i dalej czuć się obojętnie.

Krople wody skapywały po mojej twarzy. Wziąłem głębszy oddech i podniosłem wzrok, by następnie zobaczyć swoje odbicie. Ciemne, lekko zakrwawione oczy i krótko ścięte włosy były tym, co dziewczyny uważały za słabość, gdy łatwo mi się dawały. Na żadnej z nich mi nie zależało. Były jedynie zabawką, którą miałem na zawołanie.

Spojrzałem na siebie lekko niżej, by zobaczyć tatuaże.

Największy z nich znajdował się na lewej ręce i była nim kobieta. Wspomnienie po miłości, po której stałem się tym kim teraz jestem. Parę lat temu zakochałem się w kimś, kto postanowił odebrać sobie życie. Zniszczyło mnie to całkowicie, dlatego teraz śmieje się z miłości. Nie wierzę w jej istnienie, bo dlaczego osoba, która mówiła, że mnie kocha tak po prostu postanowiła odejść i mnie zostawić?

Prychnąłem pod nosem na samą myśl o tym. Jak mogłem być tak głupi by się zakochać? Miłość jest tylko dla zdesperowanych głupców.

Niżej poprzedniego tatuażu widoczny był lis – zwierzę, które uważałem za swoje ulubione. To stworzenie zawsze kojarzone było z przebiegłością. Uważałem, że ja również mogę przypisać sobie tę cechę. Wielu poznałem manipulatorów w swoim życiu, dzięki czemu sam nauczyłem się ich sztuczek. Teraz umiem przebiegle używać ich własnej broni.

Przeczesałem mokre włosy palcami i krótko zmierzyłem wzrokiem jeszcze jeden malunek na moim ciele. Na prawej ręce był tylko jeden i była nim czaszka. Przypominała mi o tym, że i tak kiedyś wszyscy umrzemy. Nie potrzebowałem już zawracać sobie głowy czymkolwiek, bo po prostu mnie to nie interesowało. Wszystko w moim życiu nie miało już znaczenia, a ja sam byłem na tyle sprytny, by nigdy nie dać się złapać. Dzięki temu nigdy już nie musiałem martwić się o kogokolwiek lub jakiekolwiek konsekwencje moich czynów. Śmieszyło mnie zachowanie ludzi, którzy nadmiernie myśleli o wszystkim co zrobili, gdy ja po prostu sobie żyłem zapominając o przeszłości.

Wyszedłem z łazienki, w której wcześniej się znajdowałem, by następnie skierować się do mojej ciemnej sypialni. Całe moje mieszkanie urządzone było w ciemnym stylu, dzięki czemu lepiej było mi się w nim skupić, gdy potrzebowałem ustalać jakieś plany.

Wyciągnąłem z wielkiej szafy czarny podkoszulek i szybko założyłem w tym samym kolorze jeansy. Wyszedłem z pomieszczenia, chwytając za kluczyki do mojego samochodu. Przed wyjściem założyłem leżącą w korytarzu bluzę i upewniłem się jeszcze, że wszystko jest na swoim miejscu.

Wielkie okno, które w tamtym momencie nie było zasłonięte, pozwalało światłu przebijać się do środka, dzięki czemu całe wnętrze było widoczne. Idealnie wyścielona, ciemna kanapa miała ze sobą zbyt wiele wspomnień z tą pieprzoną blondynką z niebieskimi oczami, więc tylko minąłem ją szybko wzrokiem. W kuchni był lekki bałagan po poprzedniej wizycie moich znajomych i obiecałem sobie, że zajmę się tym po powrocie.

Wyszedłem i zakluczyłem drzwi, naciskając kilka razy na złotą klamkę, by upewnić się, że są dobrze zamknięte. Nie mogłem pozwolić wejść niechcianym ludziom do środka, za dużo bym ryzykował.

Na podjeździe stał czarny Chevrolet Camaro – samochód, który był dla mnie święty. Odkąd wymieniłem swój stary, który robił kiedyś za burdel, postawiłem sobie cel by nigdy nie doszło w nowym do jakiegokolwiek zbliżenia. Jak na razie się udawało, ale to tylko dzięki temu, że ta cholerna blondynka trzymała mnie na smyczy.

Lost in memory [SKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz