„Em!"
Moje ucho drgnęło pod wpływem nagłego dźwięku. Futro wokół niego nastroszyło się w oczekiwaniu, ale nie dotarło do mnie już nic innego. Obróciłem się powoli na drugi bok.
„EM! Wstawaj!"
Tym razem głos był znacznie wyraźniejszy, bliższy, a jego konsekwencją był cios poduszką, wycelowany w moją głowę. Uchyliłem oczy. Zielone tęczówki z cienkimi, kocimi źrenicami zbadały pomieszczenie. Obok łóżka stała kobieta, sprawczyni brutalnej pobudki, o którą wcale nie prosiłem.
– Dobbie, jeszcze chwilę... – wymamrotałem, łapiąc za kołdrę i naciągając ją po sam czubek głowy. Tylko moje zwierzęce uszy wystawały ponad pierzynę, wciąż odbierając dźwięki z otoczenia. Docierało do nich marudzenie właścicielki domu, która bezceremonialnie zaczęła ponownie okładać mnie poduszką.
– Wiesz, ile mnie kosztowało uzyskanie zgody na tę wycieczkę? Żyły sobie dla ciebie wypruwam, a ty masz to w głębokim poważaniu! – krzyczała, raz po raz wyprowadzając ciosy w różne części mojego ciała. Byłem pewien, że jeszcze chwila i pierze zacznie unosić się w całym pokoju, a potem to ja będę musiał wszystko posprzątać.
„Co ja muszę znosić z tą kobietą..." - pomyślałem, zwijając się w kłębek.
Dobbie nie była moją matką, ani nawet częścią rodziny. Przygarnęła mnie, tak jak robiła ze wszystkimi zbłąkanymi dziećmi i nastolatkami. Zapewniała nam miejsce do spania, ciepło domowego ogniska i piekła najlepsze niebiańskie bułeczki na świecie! Mieszkanie z nią było jedną z najlepszych rzeczy, jakie mogły mi się przytrafić.
Oczywiście nie licząc dni takich jak dziś, gdy wstawała lewą nogą i zrzędziła od samego rana.
– Serek nie będzie na ciebie wiecznie czekał!
– Serek... Wycieczka... - wymruczałem zaspany. I nagle mnie olśniło: – WYCIECZKA!
Gdy tylko zrozumiałem, o czym kobieta gdera, zerwałem się gwałtownie, czego skutkiem było zaplątanie się w kołdrę i efektowny upadek z łóżka. Jęknąłem, czując ból obitego pośladka.
– Czemu nie mówiłaś od razu?! – zawołałem pełen pretensji, wyplątując się z materiału, co Dobbie skwitowała prychnięciem. Przewróciła swoimi złotymi, święcącymi oczami o maleńkich źrenicach, zupełnie innych niż moje. Widziałem, jak za jej plecami nerwowo poruszał się biało-czarny, paskowany ogon.
Gdy już udało mi się oswobodzić, dwoma susami doskoczyłem do szafy i otworzyłem ją szeroko. Wydobyłem z niej ulubiony zestaw: bawełniane spodnie i czarny sweter, który kontrastował z kolorem moich włosów i futra pokrywającego uszy, bowiem były srebrzystobiałe – tak jak u każdego, kogo znałem.
– Obiecaj, że nie wpędzisz was w kłopoty – poprosiła Dobbie, siadając na brzegu materaca i obserwując moją krzątaninę.
– A kiedy ja niby wpakowałem nas w... – Przerwałem wypowiedź, widząc, jak troska na twarzy kobiety zaczyna zmieniać się w irytację. – Obiecuję, że nie wpędzę nas w kłopoty – powiedziałem dokładnie to, co chciała usłyszeć, co przywołało szeroki uśmiech rozmówczyni.
CZYTASZ
Uwierz w ducha
FantasyJego dotyk miał uratować jej życie. Teraz jest w jeszcze większym niebezpieczeństwie... Em nie ukończył szkolenia na strażnika, ale dzięki uprzejmości przyjaciela ma okazję poobserwować jego codzienną pracę. Opiekowanie się Astią wydaje się być najn...