W szatni panował gwar, dziewięcioro z dwunastu zawodników przybierało się w sportowe stroje. Zielone spodenki i białe koszulki z zielonymi numerami oraz logiem orła na piersi były nowe. Adams przywiózł je dzisiaj z samego rana i położył przed szafką każdego swojego podopiecznego.
Darcy który siedział na ławce obok Rodrigueza, zakładał na włosy czarną przepaskę, aby jego loki opadające naturalnie na czoło, nie zasłaniały mu pola widzenia podczas gry. Rodriguez natomiast wiązał sportowe buty swoim słynnym sposobem, czyli na dwie kokardy, aby sznurówki nie splątały się pod nogami, kiedy znajdzie się już na boisku.- Plummer się spóźnia - powiedział ten drugi opierając plecy o szafkę. Zerknął na duży zegar wiszący nad przejściem - Myślisz, że wczoraj przeholował?
- Na sto procent, zwłaszcza że Wellsa też jeszcze nie ma- odpowiedział Darcy który zakładał teraz opaski na nadgarstki, służące do ścierania potu.
- Adams jest wściekły - szepnął Rodriguez w momencie, kiedy trener niczym rozjuszony byk wszedł do szatni.
Każdy jeden zawodnik, który znajdował się teraz w pomieszczeniu starał się skupić na byle jakiej czynności, która wymagała całej wzrokowej uwagi, aby tylko nie spojrzeć na trenera. Kontakt wzrokowy z Adamsem w takim stanie był gorszy niż corrida bez wcześniejszego przygotowania.
Kansky zdyszany wpadł do szatni zaraz za Adamsem. Czerwone plamy na policzkach świadczyły, że całą powrotną drogę pokonał biegiem.- Mam kredę - ogłosił uradowany.
Darcy pomyślał, że Kansky wybrał sobie najgorszy moment z możliwych i szczerze żałował przyjaciela, że to właśnie on nawinął się wkurzonemu Adamsowi.
Trener wziął kredę, łypiąc na chłopaka nieprzyjemnym wzrokiem.- Co tak stoisz jak słup, czekasz na jakiś medal? - prychnął - Przebieraj się!
Kansky który wywrócił oczami tak żeby Adams nie widział, usiadł obok Darcego mówiąc pod nosem.
- Kansky zrób to, idź tam i co zero wdzięczności. Stary cap niech sobie sam zachrzania na górę następnym razem.
- Co tam mamroczesz pod nosem? - Adams, który właśnie przytargał wielką tablice na środek szatni spojrzał na Kansky'ego, mrużąc oczy, a właściwe dwie szpary wyglądające spod fałdy skóry.
Twarz Adamsa była nalana, z wieloma bruzdami, rolowała się jak ciasto i przez to czasem wołali na niego buldog. Oczywiście tylko wtedy, kiedy jego uszy, niczym nietoperza nie znajdowały się w zasięgu dźwięku wypowiedzi.
- Mówiłem do Darcy'ego, że utrzemy nosa tym panienkom z Talent.
Darcy potwierdził skinieniem głowy, ale Adams nie był idiotą, aby kupić to naciągane kłamstwo.
- Jak byś nie grał tak dobrze Kansky to dawno bym cię wykopał za twój niewyparzony jęzor. Ale masz szczęście, że coś tam potrafisz.
Adams podszedł do chłopaków i Darcy przez chwilę miał poczucie, że zaraz pokazowo zdzieli ich wskaźnikiem teleskopowym trzymanym w dłoni, wywołując salwę śmiechu w szatni, ale on tylko podał Kanskemu przepaskę kapitana.
- Obym znów nie musiał jej zabierać - powiedział z wyczuwalną groźbą w głosie.
Kansky posłał mu szeroki uśmiech a na ucho Darcego szepnął.
- Dupek.
Kiedy Adams kreślił kredą po tablicy swoją strategię i wskazówki, które chłopcy mieli wykorzystać w grze, do sali wszedł Wells a za nim Plummer i ten drugi wyglądał naprawdę marnie. Podkrążone oczy, napuchnięta twarz i przekrwione białka. Jego oczy były mętne a on sam poruszał się tak jakby podłoga kołysała się na falach oceanu.
CZYTASZ
Ciche Łzy / Zakończone
RomancePrudence Montgomery zawsze czuła się inna, wyobcowana i samotna. W swoim szesnastoletnim życiu nauczyła się polegać tylko na sobie, nie skarżyć się i wstrzymywać łzy. Jej ojciec zniknął, kiedy miała dziewięć lat. Dla matki była kulą u nogi, przeszko...