"Oku miła, sercu droga -
- istna perła morskiej toni
Strzeż się jednak mój rybaku
łzy dla ciebie nie uroni!"
- wierszyk przekazywany sobie przez dzieci rybaków z Półwyspu Halickiego i północnych wybrzeży Volanii
W klatce, Sava myślała o Warsie.
Wydobyła z pamięci wspomnienie ich pierwszego spotkania, na jednej z licznych plaż Zatoki Mewiej, nieopodal portu w Brzeźnej. Wspomnienie piasków zbielałych od słońca, odległego wrzasku nadmorskiego ptactwa, które chmarami ściągało do portu wabione zapachem ryb. Wspomnienie porywistych wiatrów ściągających z północnej krainy lodowych wysp - te wciąż niosły ze sobą groźbę mrozów, choć zima zaczynała już powoli topnieć.
Zawędrowała wtedy bliżej miasta niż kiedykolwiek wcześniej, zbyt głodna, żeby się bać. Od tygodni nie udało jej się nic upolować. Pani Ran szalała na Sinym Morzu, wzburzona nasilającymi się połowami. I choć z początku objawiło się to obfitością pożywienia, gdy wyprawy rybackie zaczęły przynosić więcej strat niż zysków, Sava została odcięta od źródła mięsa. Polowania w portach zimą były ryzykowne. Do miast ściągali kupcy i wszelkiej maści wędrowcy, by w karczmach i tawernach przeczekać największe mrozy. Miasta przepełnione były ludźmi, ich Namiestnicy potrajali straże, a miejskie życie kwitło od zmierzchu do świtu. Zawsze istniało ryzyko, że ktoś niepożądany ją przyuważy.
Białe plaże Zatoki Mewiej ściągały beztroskich spacerowiczów. Młodzi ludzie uwielbiali włóczyć się nimi późnymi wieczorami, przyglądając się migoczącym gwiazdom, kradnąc sobie nawzajem pocałunki i deklarując poetyckie obietnice wieczności. Sava uważała te ostatnie za szczególnie zabawne. Wieczność pryskała niczym bańki mydlane, gdy zaczynała śpiewać.
Był jedyną żywą duszą na całej, rozległej plaży. Siedział na samym końcu najdłuższego z mol, ze skrzyżowanymi nogami i twarzą zwróconą ku horyzontowi, gdzie w oddali zaczynał warzyć się kolejny sztorm. Zdawało jej się, że wyczekuje burzy. Być może powinno ją to było zaniepokoić, lecz głód nie dopuszczał do głosu innych instynktów.
Nie przestraszył się, gdy ją dostrzegł, wyłaniającą się z wody. Zdumiała się niezmiernie, gdy zamiast uciec w popłochu na sam jej widok, uśmiechnął się i pomachał jej na powitanie. Po chwili wahania uznała, że był po prostu głupi. Gdy skończyła śpiewać, a on tylko wzruszył ramionami i rozłożył bezradnie ręce, aż otworzyła usta ze zdumienia.
Roześmiał się wtedy, jakby rozśmieszyła go jej mina. Nigdy wcześniej nie przydarzyło jej się nic takiego i nie wiedziała co ze sobą począć. Do tej pory jedzenie samo pchało jej się do ust, gdy ładnie mu zaśpiewała.
Koniec końców, podwinęłą ogon i uciekła.
Wróciła kolejnego dnia i spróbowała ponownie, z takim samym marnym skutkiem. A potem znowu. I znowu. Dopiero piątego dnia wyjawił jej, że urodził się głuchy. Chlusnęła mu w twarz lodowatą wodą, ale tym razem nie odpłynęła...
Myślała też o ich ostatnim spotkaniu. Stanęła przed nim wtedy na własnych nogach i przywitała głosem, który nie był już jej własny. Nie było to wcale szczęśliwe wspomnienie, lecz tak wiele razy wracała do niego myślami, że wkrótce stało się doskonałe, jak szczęśliwy kamyk tak często ściskany w dłoniach, że stał się całkiem gładki.
Przez krótką chwilę była wtedy bardzo szczęśliwa. Potem pętla zacieśniła się na jej szyi i tyle się naoglądała swojego szczęśliwego zakończenia.
CZYTASZ
Bezkrólewie
FantasyTom II cyklu Baśni z Krainy Żmij i Błękitnych Maków. Pozbawiona prawowitego króla Volania wkracza w niebezpieczny okres historii, w którym coraz trudniejsze staje się odróżnienie przyjaciela od wroga, honor szybko traci swą cenę, a wilki zapuszczają...