Rozdział 1.

15 2 0
                                    

Festiwal się właśnie rozpoczynał. Ulice rozbłyskiwały kolorowym światłem. Sklepikarze zaczynali nawoływać turystów do kupna pamiątek i miejscowego jedzenia. Zakochane pary ubrane w tradycyjne kimono, podziwiały zachód słońca. Dzieci, szczęśliwe, bo rodzice pozwolili im pójść spać później, biegały między straganami przyprawiając goniących ich opiekunów o ból głowy. Wszędzie rozlegały się śmiechy i rozmowy. Tego wieczoru nie było miejsca na smutek. Zabawa miała trwać do samego rana, a potem jeszcze przez parę dni.

Wśród tego całego zamieszania rozległ się dźwięk pędzącego motocyklu. Wielu młodych mężczyzn obracało głowy, podziwiając piękną szkarłatną maszynę, jadącą z zawrotną szybkością. Tak. Chuuya uwielbiał swój motor. Dostał go na urodziny od Albatrosa i od tamtej chwili się z nim nie rozstawał. Jechał właśnie na festiwal. Chciał odpocząć w miejscu w którym nikt by go nie rozpoznał, w którym mógł by się spokojnie zrelaksować. Nie chciał tego przyznawać na głos, ale czasem nawet jego własne mieszkanie, choć bardzo wygodne i praktyczne, dusiło go.

Zaparkował na ostatnim wolnym miejscu parkingu strzeżonego i ruszył w samo centrum zabawy.

Już po pierwszej godzinie zdążył wydać prawie wszystkie pieniądze, których, swoją drogą, nie wziął dużo. Kupił aromatyczną herbatę i parę bibelotów, a później jego uwagę przykuł mały ciemnobrązowy pluszowy piesek, wiszący jako jedna z nagród strzelnicy. Na początku odszedł udając, że go to nie obchodzi. Jednak po piętnastu minutach wrócił w to samo miejsce nie mogąc wybić głupiej zabawki z głowy. To właśnie tam wydał resztę swoich pieniędzy. Chuuya nienawidził przegrywać, więc dopiął swego, gdy po którejś nieudanej próbie użył zdolności. Miał wielkie szczęście, że sprzedający tego nie zauważyli i bez problemów wydali mu nagrodę. Był z siebie dumny, ale nie mógł pozwolić, by ktokolwiek go teraz zobaczył. W końcu to by zrujnowało jego ciężko zbudowaną reputację. Uzdolniony portowej mafii bijący się o pluszaka w wolnym czasie. Spojrzał krzywym okiem na trzymanego w ręce pieska, to wszystko jego wina, westchnął zrezygnowany i skierował się w stronę z której przyszedł. Nagle poczuł czyjąś rękę na ramieniu, a chwilę później przy jego szyi zabłysną nóż. Chłopak zareagował błyskawicznie, przerzucając napastnika przez ramię i obracając się wokół własnej osi.

- Jesteś taki bezwzględny Chuuuuya... - Jęknął Dazai rozcierając sobie bolące plecy i chowając nóż ukradkiem do kieszeni. - Miałeś zapytać : Kto tam? a nie wywali nie mnie na ziemię.

- Co ty tu robisz Dazai?! - Rudowłosy spojrzał na niego z zdziwieniem i złością, jednocześnie próbując rozpaczliwie schować maskotkę za sobą.

- Jak to co ja tu robię? Przyszedłem na festiwal poszukać natchnienia do.. Chwila... Co ty tam chowasz? - Wstał i z niesamowitą sprawnością znalazł się za jego plecami. - Nie możliwe... Czy ty..

- Nie! - Krzyknął i obrócił się przodem do Osamu. Znowu chowając pieska za sobą. Znowu nie zdążył. Brunet już trzymał w rękach maskotkę i oglądał ją z każdej strony, a im szerzej się uśmiechał, tym bardziej Chuuya się czerwienił. - Oddawaj!

- Nie ma mowy - zaśmiał się, uchylając przed próbą odzyskania pluszaka. - Najpierw go sobie dokładnie obejrzę... Chuuya... Nie wiedziałem, że interesujesz się takimi rzeczami.

Chwilę się szarpali, ale w końcu rudowłosy wygrał i wcisnął szybko zabawkę do kupionej wcześniej plastikowej torby. Po czym spojrzał na drugiego chłopaka wyzywająco.

- Poważnie Dazai. Co ty tu robisz? Nie jesteś typem osoby, która interesowałaby się festiwalami.

- Czy aby na pewno? - Chwilę mierzyli się spojrzeniami. - W sumie to masz rację. Po prostu miałem wrażenie, że muszę tu przyjechać. Więc jestem!

QueenOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz