- Co!? - krzyknął na cały dom zdziwiony i chyba wściekły... Ale co bym mu się dziwiła? Przecież jego własna dziewczyna ukryła fakt, że została zaatakowana przez dwumetrowego wilka w lesie, gdy była noc. Heh, ja bym tak samo zareagowała.
- Nie martw się. Nie był groźny. Można powiedzieć, że wygrałam. - nalałam sobie ciepłą herbatkę o zapachu truskawki do kupka i upiłam łyczka.
- Dlaczego mi wczoraj nie powiedziałaś? - wściekł się...
- Powiedziałam teraz, bo wczoraj wieczorem się upiłeś. - na te słowa lekko się wzdrygnął.
- To dlaczego nie dzisiaj rano? - spróbował się jakoś usprawiedliwić.
- Bo teraz sobie przypomniałam. - wzięłam gryza bułki. Ale dobra ta szynka...
Tom zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale chyba zmienił zdanie. Na chwilę zasłonił twarz w dłoniach, a następnie popatrzył się na mnie powarznie. Połknęłam głośno chleb.
- Obiecaj mi, że o takich rzeczach będziesz mi mówiła wcześniej.
- Obiecuję...
- Dobrze. Powiedz... wiesz dlaczego Cię zaatakował? - chwilę się zastanowiłam.
- Powiedział, że była to była jego misja, że chciał mnie zabić. - na te słowa Tom zareagował ściśnięciem pięści.
- A wiesz kto go nasłał?
- Nie. Nie chciał już dalej mówić, ale kiedy odchodził nazwał mnie Czarnym Wilkiem.
- Kim? - chyba się przesłyszał.
- Czarnym Wilkiem. To o nim była przepowiednia. Nawet we śnie mnie tak nazwano... A o tym śnie i co było dalej opowiem Ci później. - dalej już nie rozmawialiśmy.
**********
Szliśmy przez korytarze szpitala w mieście. W powietrzu można było czuć płyny dezynfekujące oraz chlor, a białe ściany oślepiały moje wrażliwe oczy. Kiedy przyzwyczaiłam się do czystej bieli mogłam przestać ściskać kurtkę Toma. Jednak nadal go nie puściłam, bo wciąż w mojej głowie krążyły wspomnienia związane z tym szpitalem. Pierwszy raz tu przyszłam kiedy moja noga krwawiła po spotkaniu ze szkłem. Kolejna była u okulisty, ponieważ ktoś niechcący wsypał mi środek przeczyszczający do oka. Kolejne były bardziej niespodziewane i bardziej okrutne dla mnie.
Nagle stanęliśmy przed pokojem 403. Tom delikatnie przekręcił klamkę i wszedł do środka, a ja za nim. Zerknęłam na pokój. Ściany koloru miodowego, podłoga obłożona kremowymi kafelkami. Po prawej stronie stała szafa, umywalka i półka, na której stały książki, gazety i jakieś gumy do żucia. Na przeciwko drzwi było okno zasłonięte białymi firankami. Po lewej stały dwa szpitalne łóżka. Jedno było azścielone, a drugie było zajmowane przez starszą osobę. Staruszek leżał z odwróconą głową w kierunku okna.
- Dzień dobry. - powiedział od razu Tom, kiedy weszliśmy do środka. Puściłam rękę chłopaka. Staruszek nie odwrócił się.
- Tom... on nie słyszy za dobrze. - zapomniałam mu wspomnieć wcześniej... Podeszłam do jego łóżka trzymając ciągle w dłoni moją torbę.
- Dzień dobry panie Bernardzie. - odwrócił głowę w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się miły uśmiech.
- Ach dzień dobry Sophie. Dziękuję, że mnie odwiedziłaś. - także się uśmiechnęłam. Zerknęłam na Toma, który patrzył się na mnie i na staruszka.
- Panie Bernardzie to jest Tom, mój chłopak. - ostanie zdanie wypowiedziałam bez żadnych rumieńców, czy zająknięć. Ale było blisko. Chłopak uśmiechnął się i podszedł do nas bliżej.
CZYTASZ
Krew Prawdy
WerewolfWszyscy uważają mnie za potwora, zjawę z lasu. Boją się mnie. Nie mam nad tym kontroli. Czy zdołam to zmienić? Czy wszystkim podołam? Czy jednak wszystko zniszczę wokół siebie, że nie będzie już nic? Nie wiem. Jestem sama. Taki już mój los, prawda...