1

137 1 0
                                    


-Tina! Wracamy do domu! -krzyknął spoglądając na zegarek i małą pociechę.

-Ale tato! Mia i ja właśnie budujemy wulkan z piasku! -zrobiła te słodkie oczęta, którym mało kto się oprze.

-Ehh -pokręcił głową i wypuścił mały chichot.-możecie jeszcze chwilę się pobawić, ale co na to tata Mii?-Spytał, tak szczerze się tym nieinteresując.

-Chyba pracuje, ale jej mama tam siedzi! -mała dziewczynka wskazała palcem na kobietę która zasiadywala pobliską ławkę.

Trzymała w ręce książkę, a jej towarzyszem była siedząca obok kawa w papierowym kubku.

-No dobrze. Jak wrócimy do domu to odrobisz dzisiejszą pracę domową. I nawet mi nie marudź -powiedział wręcz kąśliwie, poprawiając okulary na nosie.

-Tatooooo, a pomożesz mi? Ty umiesz -uśmiechnęła się, zwracając mniejszą uwagę na dzieci, a na swojego Ojca.

-Jasne, w końcu twój tatuś jest matematykiem -uszczypnął ją w nos dla śmiechu.

Dziewczynki świetnie się bawiły zwiedzając wszelkie zakamarki tutejszego Parku. Jednak nadszedł czas, którego Tina najbardziej się obawiała.

-Córcia, zostaniesz dzisiaj u mamy, dobrze? Mam sporo pracy, która się bardzo męcząca, więc nie miałbym jak się tobą zająć -odezwał się, skubiąc paznokcie z myśli o tej kobiecie.

-A nie mogę ci pomóc? -spytala niewinnym głosikiem. Jakby nie wiedziała na czym polega życie.

-To jest dorosłość skarbie, nie pomożesz mi w tym bo jesteś za mała. Obiecuję że postaram się uwinąć jak najszybciej, byś nie musiała słuchać Kate, dobrze? -zamrugał swymi zielonkawymi oczyma.

-No dobrze, ale kiedy znowu się spotkamy to robimy ciasteczka! -Krzyknęła podekscytowana, chowając swoje rzeczy do małego różanego plecaczka.

-Tak tak, znajdziemy jakiś dobry przepis -powiedział ciepłym głosem, zaczynając iść z dziewczynką drobnym krokiem.

Szli tak do następnego skrzyżowania, gdzie mężczyzna założył plecak na jej ramiona i lekko ścisnął, kucając do jej poziomu.

‐Hej um...słuchaj. Pozdrów ode mnie Kate i...wspomnij o szklance. Spytaj się czy chciałaby się spotkać. Zrobisz to dla mnie Ti?

-Jasne tato! -uśmiechnęła się i pobiegła do bloku, w którym szczęśliwie mieszkała.

On nie był szczęśliwy. Przynajmniej teraz, gdy się z nią pożegnał.

Gdy dziewczynka zniknęła z jego pola widzenia, wyciągnął papierosa z tylniej kieszeni i zapalniczkę z tej przedniej. Wydmuchiwał coraz to więcej szkodliwego dymu, idąc we wskazane miejsce, miejsce wielu zagadek, których nawet on nie potrafił racjonalnie wytłumaczyć.

Docierając do punktu docelowego, które było całkiem nie daleko, ale jednak nie blisko, rozejrzał się i wszedł do mało zadbanego klubu nocnego.

-Erick! Kopę lat -powiedział do mężczyzny zza lady, gdy ten potem skoczył mu w ramiona.

-Prawda, myślałem że cię zwinęli...nie dawałeś znaków życia! -roześmiał się Młodszy.

-Ta...Było dosyć ciężko. Ale mam świetną pracę, mało płatną, ale jako tako -zgasił papierosa zostawiając go w popielniczce.

-Może byś się pochwalił?

-Jestem nauczycielem matematyki -Parsknął.-Zdecydowanie praca w klubie byłaby mi bardziej bliższa

-No co ty...swego czasu byłeś dobrym szefem, dobrze liczyłeś procenty -Kołysał się by unormować oddech ze śmiechu.

-Masz dobre oko młody -dopowiedział. -No i nie jestem już z Kate, Tina potrzebuje coraz to więcej opieki bo dorasta, a ona nie ma dla niej tyle czasu co kiedyś, co z resztą ja też -Jego wyraz twarzy przybrał coś na wzór troski, jednak żalu.

-Ah, no weź...znamy się nie od dziś, wiem że Kate może być trochę inna, ale za to ją pokochałeś! Chciałeś zmienić swoje życie, prawda?

-Chciałem zmienić je dla niej, ale kiedy się dowiedziała...uh...poprostu zdecydowałem że lepiej będzie jeśli Tina zostanie w nie wiedzy, a Kate będzie bezpieczna. Nic nie zmienisz Erick -Powiedział już lekko podłamany.

-Dobra...nie chcę żeby to zabrzmiało niemiło, ale co w takim razie zrobisz? Wyrwiesz następną laske czy nadal będziesz ubolewał -Chciał go trochę zmotywować.

-Jest też trzecia opcja, którą lubię najbardziej

-Nie. Umawialiśmy się że koniec z tym... -zaprotestował, wiedząc co mężczyzna ma na myśli.

-Chce zapewnić im lepszą przyszłość i pragnę zemsty! Nie możemy o tym zapomnieć gdy minęło tak wiele lat! ‐Zbulwersował się, chcąc go przekonać na swój plan.

-Nie sądzę żeby to był świetny pomysł...

-Jak za dawnych lat. Ty, ja i paru speców. Załatwimy gości -wyciągnął przed siebie dłoń, pragnąć uścisku.

-Hah...czy mogę już mowic do ciebie Szefie? -dołożył swoją dłoń i chętnie potrząsnął.

-W tej sprawie będziesz moją prawą ręką. Mów mi Jim -Uśmiechnął się ukazując swoje białe zęby.-Mam plan, ale musimy działać już od teraz. Pamiętaj o pierwszej zasadzie bo mając tak wysokie stanowisko, nie możesz jej złamać. Nigdy.

-Okej, mów zasadę

-Pierwsza zasada brzmi...Nie rozlej wina, bo ubrudzisz garnitur -zacytował

-Ah tak Jasne...Więc plan będzie miał dużo dziur

-Erick, Erick...naucz się, że mój plan zawsze jest idealny, nigdy nie przepuszcza żadnego powietrza

-Ostatni jakoś niezbyt się udał, co nie? Albo przysnąłem w jakimś dobrym momencie -Zaśmiał się, rozchmurzając atmosferę.

-Oh, no nie gadaj! Było dobrze, to wina tego jebanego psa! -Dołączył do Ericka.

Chwilę później mężczyźni wyszli z klubu, zjawiając się w domu Jimiego, popijając drogie włoskie wino, gdzie Erick jak zawsze pił niechlujnie, tym samym brudząc swoją koszule i kawałek sterty papierów znajdujących się na stole gdy omawiali cały plan.

-Nie moja wina! -bronił się ocierając czerwoną brodę.



*Easter eggs*

'Dojrzałe Wino'| Morwin 16+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz