🌸 Rozdział 2 🌸

311 45 20
                                    

Do domu wróciliśmy dopiero gdy zaczęło się ściemniać. Niebo było fioletowo-różowe, a w powietrzu latały świetliki. Biesiada była już prawie gotowa, trwały ostatnie poprawki na wielką noc. Ludzi było pełno, każdy się uśmiechał, jednak ja musiałem dotrzeć do domu, żeby namalować sobie chrzestne tatuaże.

Gdy już chciałem przejść przez duże drzwi, moją uwagę przykuło pewne miejsce nieopodal. Był to namiot. Namiot, którego materiał był zbrukany krwią. I właśnie w tamtym momencie przypomniał mi się tamten mężczyzna z raną otwartą. Nie powinno mnie to interesować, jednak przejść obojętnie obok tego też nie mogłem. Najpierw dom, później rozbójnik.

Przeszedłem pewnie przez drewniane drzwi, a widok pustego mieszkania nie zrobił na mnie większego wrażenia. Wszyscy w końcu są w sali biesiadnej. Pobiegłem schodami na górę, po czym zamknąłem za sobą drzwi. Na łożu leżał pędzel oraz kielich z farbą. Momentalnie do niego podszedłem, po czym wziąłem i jego, i pędzel w dłonie. Zamoczyłem włosie w krwistej cieczy, a następnie wyjąłem z pod poduszki nożyk. W odbiciu ostrza namalowałem na policzkach tatuaże, a gdy skończyłem wszystko odłożyłem na podłogę.

Podszedłem również do torby wykonanej z wilczej skóry. Włożyłem do niej nożyk, igłę wraz z nicią, buteleczkę rumu oraz tkaniny. Przewiesiłem ją sobie przez ramię, po czym wybiegłem z pokoju. Zbiegłem z schodów i wszedłem do kuchni, z której wziąłem wodę, banana i chleb. W takim wydaniu wyszedłem z domu, aby móc udać się do rannej alfy.

Przeszedłem kawałem i stanąłem przed namiotem. Wystawiłem dłoń, żeby odsłonić materiał, jednak delikatnie się zawachałem. A co jeżeli mnie zabije? Nie, spokojnie Izuku, skoro nikt nie stoi na warcie, oznacza to, że jest przywiązany. Wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym już nieco pewniej wszedłem do środka.

Mój Boże...

Moje wargi momentalnie zostały zakryte dłonią, gdy tylko zobaczyłem stan alfy. Cały porozcinany tors, krew wokół jego ciała i brudne od krwi włosy. Pamiętam, że jeszcze popołudniu były koloru blond, teraz są czerwone. Mimo strachu zrobiłem pierwszy krok. Alfa napiął mięśnie, gotowy do bolesnych obrażeń.

– Co oni ci zrobili. – mruknąłem cicho, podchodząc bliżej mężczyzny. – Tak długo wytrwałeś. Tak wycierpiałeś. – kucnąłem przed nim. Wystawiłem ostrożnie dłoń w stronę jego twarzy, ponieważ skierowana była do dołu, po czym delikatnie dotknąłem opuszkami palców policzka alfy. Ten momentalnie wyrwał się mojemu dotykowi, warcząc przy tym pod nosem. – Spokojnie, chcę ci pomóc. – cofnąłem dłoń.

Gdy tylko usłyszał mój głos, a zapach feromonów wleciał mu do nozdrzy, rozluźnił mięśnie i zaprzestał warczenia. Mimo tych zmian, dalej trzymał głowę w dół, nie chcąc pokazać mi swojego oblicza. Więc zdecydowałem, że sam się o nim dowiem.

Ponownie wystawiłem dłoń w stronę jego twarzy. Opuszkami palców dotknąłem zakrwawionego podbródka alfy, po czym powoli uniosłem w górę. Oczy nienawiści. Rozcięta warga, zakrwawione czoło, skaleczenie pod okiem. Nie sądziłem, że mój tata może posunąć się do czegoś tak okrutnego...

– Biedny alfa, nie porzucę cię na łaskę mego ojca. – mruknąłem, zaglądając do torby. Wyjąłem z niej rum wraz z tkaniną, po czym materiał zwilżyłem alkoholem. Przyłożyłem do skaleczonego policzka alfy, czym ten zareagował zmarszczeniem nosa. – Nazywam się Izuku. – zacząłem. – Ciebie jak zwą? – zero odzewu.

Przez cały czas widziałem tylko ten wzrok. Ten wzrok pełen nienawiści, a jednocześnie nadziei. Nie zdejmował go ze mnie, nie zdjął nawet na sekundę. Przyglądał się albo mi, albo mojej koronie. Wpatrywał się w moje oczy, wargi, piegi, tatuaże. Po jego głowie mogło chodzić pełno myśli. Czy moje tatuaże są prawdziwe? Dlaczego mu pomagam? Czy mogę tu być? Jak mnie zabić? Jak uciec? Gdzie są jego ludzie?

Wyspa Hahabu • bakudeku • omegaverseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz