Rozdział 12 naszyjnik

0 0 0
                                    

Przez kilka następnych dni nasze życie polegało jedynie na uciekaniu, codziennie jeździliśmy samochodem w różne miejsca, bo nigdzie nie było bezpiecznie a gdziekolwiek byśmy nie poszli, były żywe trupy. Czasami udawało nam się znaleźć miejsce, w którym zostawaliśmy na dłużej niż dwie noce, jednak zazwyczaj szybko okazywały się być jedynie chwilowym domem, ponieważ ciągle byliśmy atakowani. Taki tryb życia nie był dla nas problemem do momentu, w którym potworów zaczęło pojawiać się coraz więcej a paliwo znikało coraz szybciej.

Jednego dnia, w którym nasz obóz rozbity był w opustoszałej hali sportowej, mieliśmy duży problem, zupełnie skończyło nam się paliwo a Magda podczas jednego ze swoich patroli skręciła kostkę.

- Może powinniśmy zostać tu na jakiś czas? - Zaproponował Matt.

- Nie, coraz więcej szwędaczy się tu kręci. - Odparł Lucas wyglądając za okno.

- Lucas ma rację, dzisiaj naliczyłam ich aż trzydziestu. - Wtrąciłam.

- W takim razie, musimy skądś załatwic paliwo. - Dodał Adam.

- Ja mogę pójść. - Zaproponował Lucas.

- Ja też, już naprawdę wszystko w porządku! - Krzyknęła Magda.

- Ty się nigdzie nie wybierasz. - Rzuciła Cherry.

- W takim razie ja pójdę z Lucasem. - Powiedziałam, na co chłopak lekko się uśmiechnął.

- Jesteś pewna? - Zapytał Adam łapiąc mnie za ramie. - Lepiej jak ja pójdę.

- Dam sobie radę. - Uspokoiłam chłopaka.

W tym momencie wstałam z podłogi, otrzepalam spodnie z brudu i ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych a po chwili Lucas dobiegł do mnie poprawiając swój, duży, czarny plecak. Oprócz paliwa kończyły nam się też zapasy jedzenia i wody, więc liczyliśmy że to też uda nam się znaleźć. Zanim wyszliśmy na zewnątrz, ktoś złapał mnie za ramię, była to duża, znajoma mi dłoń, obróciłam się spokojnie i zobaczyłam przed sobą Adama.

- Uważaj na siebie. - Powiedział poważnie.

- Będę. - Odparłam z uśmiechem.

Samochód stał tuż przed wyjściem, dlatego dotarcie do niego w celu zabrania z pojazdu kilku przydatnych rzeczy nie wydawało się być trudnym zadaniem. Powoli zbliżyłam się do dużych szklanych drzwi a moje kroki na hali wydawały się być trzy razy głośniejsze przez panujące w niej echo, powoli wyjrzałam za szybę na zewnątrz, udało mi się dostrzec jedynie dwóch szwędaczy, którzy jak głupi kręcili się dookoła siebie, potykając się tym samym o właśnie nogi, dlatego nie chcąc robić niepotrzebnego hałasu, zdecydowałam że lepiej będzie zabić je po cichu, moje wszystkie bronie znajdowały się jednak w samochodzie, więc poprosiłam Lucasa żeby w drodze do auta mnie osłaniał, chłopak odrazu się zgodził i był gotów w każdym momencie ruszać, kiwnęłam głową w kierunku wyjścia, aby przekazać blondynowi, że nasza droga jest czysta i wtedy powoli uchyliłam drzwi, starając się nie wydać przy tym żadnego dźwięku. Dzięki temu, że potwory nadal nas nie zauważyły mogliśmy bezpiecznie dotrzeć do samochodu, szlismy powoli kamienista drogą, która z każdym kolejnym krokiem wydawała się coraz głośniejsza, wiatr także wydawał się działać na naszą niekorzyść, ponieważ powiewał w naszą stronę wydając z siebie charakterystyczny gwizd, przykuwając uwagę szwędaczy. Kiedy byliśmy jakieś pięć metrów przed pojazdem nieoczekiwanie potknęłam się o wystający pręt wbity w ziemię, na szczęście w ostatnim momencie, Lucas idący za mną, złapał moją koszulkę i pociągnął mnie w swoją stronę, oszczędzając mi tym samym upadku, obróciłam się i spojrzałam na chłopaka z wdzięcznością, po czym kiwnęłam mu głową w ramach podziękowania. Otworzyłam drzwi samochodu, które mimo moich starań wydały z siebie dość głośny dźwięk, nachyliłam się delikatnie i podniosłam z siedzenia pasażera mój różowy, chociaż teraz już bardziej brązowy, plecak z wieloma kieszonkami oraz mapę całej Hiszpanii, wtedy byliśmy już gotowi ruszać w stronę najbliższej stacji paliw.

Szliśmy razem z chłopakiem poboczem ulicy co jakiś czas mijając potwory lub słysząc ich charczenie, staraliśmy się mieć oczy dookoła głowy i nawzajem na siebie uważać. Tereny obok drogi były mocno zalesione, bardziej w głębi drzew płynął mały strumień wodny, którego dźwięki towarzyszyły nam przez prawie całą trasę, piękna ciemnozielona trawa, okrywająca ziemię delikatnie poruszała się pod wpływem wiatru a ptaki latały nad naszymi głowami. Co jakiś czas zerkałam w stronę Lucasa, który wyglądał jakby był zamyślony lub zmartwiony, czułam że coś było z nim nie tak.

- Octavia. - Zaczął chłopak.

- Tak? - Zapytałam odrywając wzrok od mapy i spoglądając na chłopaka.

- Wiem że minęło już dużo czasu, ale zawsze coś się działo i nie miałem kiedy tego zrobić. - Chłopak zatrzymał się i zaczął grzebać w plecaku.

- O czym ty mówisz?

- Przepraszam że dopiero teraz ci go oddaje. - Powiedział uśmiechając się do mnie niepewnie.

W jego rękach leżał mój szczęśliwy naszyjnik, który zgubiłam tamtego feralnego dnia, oczy zabłysnęły mi z radości i z wielkim uśmiechem wzięłam biżuterię z ręki chłopaka.

- Nie mogę w to uwierzyć, dziękuję! - Krzyknęłam z entuzjazmem. - Skąd ty go wytrzasnąłeś?

- Wcale nie rozwiązał mi się but wtedy przy bramie, zauważyłem, że z jakiegoś powodu, ten naszyjnik ma dla ciebie ogromną wartość dlatego po niego wróciłem. Przynajmniej to mogłem dla ciebie zrobić. - Lucas nagle posmutniał.

- Rozmawialiśmy już o tym, nie mogłeś nic zrobić bo obaj byśmy mieli przesrane. - Odpowiedziałam mu kładąc dłoń na jego ramieniu.

- Wiem wiem. - Chłopak odparł szybko, po czym poszedł dalej.

Podążając według drogi zaznaczonej na mapie udało nam się dotrzeć do stacji paliw, jednak dostęp do niej był znacznie utrudniony, ponieważ była okrążona przez mnóstwo rozbitych samochodów a co za tym szło wielu szwędaczy, mimo wszystko musieliśmy się tam jakoś dostac. Obserwowaliśmy potwory zza ceglanego murku, który znajdował się na terenie stacji. Z tego co udało mi się zaobserwować, duża ilość trupów znajdowała się w samochodach i na nasze szczęście, większość, była pozapinana pasami. W pośpiechu rozejrzałam się dookoła i zauważyłam leżący na ziemi odłamek cegły, który natychmiast podniosłam a następnie chciałam nim rzucić aby odwrócić uwagę potworów, jednak zanim zdążyłam wziąć zamach Lucas pociągnął mnie za rękę i kazał mi się schować.

- Kurwa mać, to ci z umbrelli. - Wyszeptał Lucas, wskazując na samochód stojący przy wejściu do stacji, do którego wsiadali mężczyźni ubrani w czarne mundury.

- Cholera... Myślisz że nas widzieli?

- Nie mam pojęcia, powinniśmy się wynosić.

- Nie, nie możemy! Potrzebujemy tego paliwa.

- Octavia musimy stąd iść! Nawet nie zdajesz sobie sprawy jacy to są dobrze wyszkoleni i niebezpieczni ludzie, poza tym jeśli wogole było tu paliwo to już go pewnie nie ma.

- Bez paliwa nie wracam.

- Octavia błagam cię to są bardzo źli ludzie, którzy chcieli zrobić nam okropne rze... - Lucas przerwał swoje zdanie łapiąc się za łydkę i zaczął krzyczeć z bólu, na co swoją dłonią zamykałam mu usta, aby jakkolwiek przytłumić ten dźwięk

- Co się dzieje? - Pytałam spanikowana.

- Porozmawiamy później teraz uciekajmy. - Odparł zdyszany chłopak, któremu zaczynały łzawić oczy.

Nagle usłyszeliśmy jakiś męski głos zza murku, przerażona dosunęłam plecy do chropowatej powierzchni i dalej zatykając usta chłopakowi, który powoli dochodził do siebie, sama starałam się oddychać jak najciszej, słyszałam bicie własnego serca a ręce pociły mi się jak oszalałe, jednak mimo wszystko próbowałam zachować spokój i resztki zdrowego rozsądku. Spojrzałam przez szparę między cegłami w celu znalezienia tych ludzi, jednak za nic nigdzie ich nie widziałam, więc zgodziłam się na pomysł Lucasa z ucieczką i pomogłam mu po cichu wstać, chłopak chciał mi coś powiedzieć jednak nalegałam żeby poczekał do momentu, aż będziemy bezpieczni.

Zanim zdążyliśmy jakkolwiek odejść od stacji poczułam że ktoś szarpnął chłopaka, który szedł lekko za mną, obróciłam się natychmiast a przed moimi oczami znajdował się, gruby mężczyzna z siwą brodą, mający na sobie mundur ze znaczkiem umbrelli.




To nigdy się nie skończyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz