Rozdzial 10 Strach

2 0 0
                                    

Siedziałam skulona w kącie, szlochając i trzymając twarz w dłoniach, nie miałam innych opcji, byłam zupełnie bezsilna. W końcu postanowiłam spróbować wziąć się w garść, otarłam palcami łzy z policzków i uspokoiłam oddech, przeszukałam kieszenie moich spodni, w których nic nie znalazłam.

- Skurwysyny. - Wymamrotałam pod nosem.

Na kolanach powoli przesuwałam się po betonowej podłodze, macając ją dłońmi w poszukiwaniu czegokolwiek, co mogłoby mi się przydać, ale jedyne co znalazłam to kilka małych patyków i żwir. Siedziałam w celi już od dobrej godziny, cały czas dubałam w paznokciach starając się nie rozpłakać, kiedy nagle usłyszałam kroki, szybko podniosłam się z ziemi i schowałam za drzwiami, w dłoniach trzymałam jeden z patyków leżących na podłodze, byłam gotowa rzucić się na każdego kto tu przyjdzie, usłyszałam męski głos, ktoś wołał mnie, licząc że odpowiem, kiedy facet nie dostał żadnej odpowiedzi zdenerwował się, krzyknął głośniej na co delikatnie się wzdrygłam, w pewnym momencie usłyszałam otwieranie kłódki, serce biło mi tak szybko jakby chciało wyskoczyć. W końcu drzwi otworzyły się a ja byłam śmiertelnie przerażona, na przeciwko mnie stał mężczyzna, który miał ze dwa metry i był otyły, jego niski głos docierał do moich uszu, kiedy powolnym krokiem wchodził w głąb pomieszczenia, miałam dwie opcje, rzucić się na niego lub uciekać, druga możliwość wydawała mi się bardziej rozsądna, dlatego lekko wychyliłam głowę za framugę drzwi i rozejrzałam się dookoła, nie było opcji ucieczki, z każdej strony byli jacyś ludzie a strażnicy niecierpliwili się, przez to że jeden z nich nie wracał, nie myśląc więc za wiele, pobiegłam w stronę mężczyzny i rzuciłam się na jego plecy, trzymałam się jego karku, starając się odciąć mu dostęp tlenu, ten jednak jak można było się spodziewać, był dużo silniejszy ode mnie i bez większego problemu przerzucił mnie przed siebie w taki sposób, że uderzyłam plecami o ziemię, cholernie bolało, nie byłam w stanie się podnieść a mężczyzna celował do mnie z broni, szybko kucnął przy mnie z obrzydliwym uśmiechem i złapał mnie za włosy a jego twarz była niebezpiecznie blisko mojej, druga ręka dotykał moich ramion, próbując zrzucić z nich ramiączka mojej koszulki, krzyczałam i wierciłam się, starałam się kopać nogami, były one jednak przytrzaśnięte ciężarem mężczyzny, mówił do mnie przez cały ten czas, jednak nie chciałam go słuchać, obślizgłe słowa wylatywały z jego paskudnej twarzy, puścił moje włosy i zatkał moje usta, coraz bardziej traciłam nadzieję że wyjdę z tego cało, a wtedy usłyszałam krzyki dobiegające z dworu, nagle mężczyzna dostał czymś w głowę, przewrócił się i zaczął krwawić a przede mną zobaczyłam chłopaka, tego samego, który otworzył mi drzwi od furgonetki, upuścił metalową rurę i spojrzał na mnie podając rękę, która po chwili zastanowienia chwyciłam.

- Obrzydliwy skurwysyn. - Powiedział rzucając pogardliwe spojrzenie na leżącego mężczyznę, po czym na niego splunął. - Nie dam ci tu zginąć.

- Szukajcie Lucasa! Mówiłem żeby go nie przyjmować! - Usłyszałam głosy zmieszane z krzykami mieszkańców.

- Cholera. Dobra plan jest taki, biegniemy w stronę bramy, obok jest mały garaż, w którym jest twój plecak, weźmiemy go i jak najszybciej stąd zwiewamy. Jasne?

Zabrałam leżącemu mężczyźnie broń i scyzoryk, po czym kiwnęłam głową zgadzając się, nie miałam innego wyboru, dlatego bez słowa sprzeciwu biegłam za chłopakiem, mijaliśmy mnóstwo spanikowanych, krzyczących ludzi, byliśmy coraz bliżej garażu, aż w końcu do niego dotarliśmy, chłopak otworzył duże, metalowe drzwi, i weszliśmy do środka, mieliśmy kilka sekund na to żeby złapać oddech. Rzuciłam okiem na duże pomieszczenie, które bardziej przypominało magazyn niż garaż, w końcu rzucił mi się w oczy mój plecak, chłopak także go zauważył i rzucił go w moją stronę, pospiesznie odpięłam zamek i grzebałam w torbie.

To nigdy się nie skończyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz