przeszłość
Jestem pewna, że moje głośne przełknięcie śliny słyszeli nawet goście.
Tylko dwa razy w życiu się aż tak strasznie stresowałam.
Pierwszy raz był na maturze, którą bez żadnych przeszkód zdałam, a ten drugi raz był właśnie teraz.
Bardzo bałam się wrócić myślami do przeszłości. Szczerze mówiąc, to nie pragnęłam niczego innego niż pójście w trybie natychmiastowym do swojego pokoju, by tam zanurzyć się w miękkim łóżku i po prostu pójść spać jak cywilizowany człowiek.
Ale wiedziałam, że prędzej czy później to się stanie. Choć dawna Vivian nie istnieje. Przynajmniej dla mnie.
— Pokażcie mi moją ulubienicę! — usłyszałam kobiecy głos i uśmiechnęłam się pod nosem.
Z korytarza wyłoniła się dobrze mi znana postura, a gdy mnie ujrzała, przystanęła w miejscu, łapiąc się za serce.
— Cześć ciociu — przywitałam się z kobietą tak, jak zwykle.
Pomimo tego, że nie byliśmy rodziną, to ona mnie tak traktowała, gdyż spędzałam w dzieciństwie mnóstwo czasu z jej synami. Również nakazała nazywać ją swoją ciocią, gdyż tak jej zdaniem było słusznie.
— Czy mnie oczy nie mylą, Vivian. Ta Vivian? — dopytała, a ja pokiwałam energicznie głową. — Fernando chodź tu, bo ja chyba nie uwierzę — zawołała swojego męża, który posłusznie zjawił się obok swojej ukochanej.
— Co się stało? — spytał.
Na początku wcale nie zwrócił na mnie uwagi, a tylko i wyłącznie na małżonkę, dalej będąca w ciężkim szoku.
— Ty się chłopie patrz przed siebie, a nie na mnie! — odwróciła jego głowę w moją stronę, a ten zmarszczył brwi.
— Od kiedy Gianna i Hardin mają kolejne dziecko? Gdzie jest Vivian? — spytał, a kobieta parsknęła śmiechem.
— To jest Vivian, głupku.
Mężczyzna patrzył na mnie do momentu, gdy ich syn nie wszedł do pomieszczenia. Zamarłam.
— O, kurwa — Fer stanął obok swoich rodziców, więc cała trójca patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
— Też jestem w szoku — mruknęłam, opierając ręce o biodra. Tak naprawdę nie wiedziałam, jak mam się zachować.
Młodszy Fernando postanowił jako pierwszy wykonać krok i rzucił się w moje ramiona. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten gest. Starszy z braci był bardzo czuły i swą miłość okazywał zawsze poprzez dotyk.
— Nie wiesz, jak tęskniłem — szepnął w moje włosy, a ja przymknęłam oczy.
Chciałam odpowiedzieć, choć mój głos ugrzązł w gardle. Czułam kolce, które za żadne skarby nie chciały opuścić moich strun głosowych.
— Nie myśl sobie, że nic nie będziesz mówiła o mieszkaniu w Lizbonie — powiedział, a ja zachichotałam.
— No ja myślę — odpowiedziałam, a ten odsunął się ode mnie, trzymając mnie za ramiona. Zeskanował wzrokiem całą moją posturę.
— Matko, jak ty się zmieniłaś. Na początku myślałem, że to ktoś inny. Lizbona ewidentnie ci służy.
Mój kącik ust drgnął ku górze.
— Postanowiłam w końcu zrobić coś pożytecznego, a nie tylko leżeć i zastanawiać się nad sensem życia — uśmiechnęłam się, a ten starł niewidzialną łzę z policzka.
CZYTASZ
pokolenie końca świata ll Pedro Gonzalez
Fanfiction«Przeżyliśmy już ich tyle, że niе umiemy się bać» *Wszelkie błędy, znajdujące się w opowiadaniu, będą poprawiane po ukończeniu przeze mnie książki.*