Planeta 3.

438 13 0
                                    

Pov. Luxamin

Niosę w ramionach moją uroczą Przeznaczoną w miejsce, które mi wskazała. Jest leciutka niczym piórko, co tylko umacnia mnie w przekonaniu, jaka ludzka rasa jest krucha. Z tego też powodu postanawiam opiekować się nią i dbać o jej bezpieczeństwo. Choć co ja się okłamuję? W grę nie wchodzi już mój umysł, a serce i zapisane w skrzydłach przeznaczenie, które połączyło ze sobą dwóch przedstawicieli innej rasy, łącząc magicznym wiązem ich dusze. Nie jestem pewien czy ona odczuwa tą więź w równym stopniu co ja. Nie wiem też czy z natury jest taka ciekawska czy może tak wpływa na nią nasza więź, ale widzę jej zainteresowanie mną.

Opiera policzek na moim pokrytym łuskami ramieniu i po jej reakcji wnioskuję, iż nie spodziewała się, że one również są miłe w dotyku jak moja skóra. Ciche westchnienie wydobywa się z jej ust, gdy wtula się we mnie, na co nie mogę powstrzymać głębokiego pomruku, który wprawia w wibrację moją klatkę piersiową. Spoglądam na nią z uśmiechem, widząc jak przygląda się swoimi oczami w kolorze nieba moim łuskom i przesuwa palcami po nich, badając ich strukturę. Ona nie ma pojęcia jaką mi tym przyjemność sprawia.

Dotyk Przeznaczonej nawet ten najdelikatniejszy jest o stokroć bardziej odczuwalny dla Przeznaczonego niż jakikolwiek inny. Przez królewskie pochodzenie na mojej głowie ciążyło brzemię poczęcia następców, a fakt nie ułatwiała moja matka, która sprowadzała do naszego zamku najróżniejszej rasy księżniczki. Jednak przy żadnej z nich moje skrzydła nie rozświetliły się purpurowo-niebieską poświatą. Nawet gdy byłem zmuszony odbyć z niektórymi z nich stosunek płciowy nie czułem do nich pociągu, ani ich dotyk nie sprawiał mi przyjemności i nie dawał spełnienia.

Tymczasem wystarczy najdrobniejszy kontakt z moją Przeznaczoną bym czuł się jakbym miał eksplodować z nadmiaru wrażeń, uczuć i chuci. Teraz właśnie się tak czuję, gdy trzymam ją w ramionach, a ona wodzi palcami po mojej skórze, ufając mi całkowicie, że jej nie upuszczę. Nigdy bym tego nie zrobił. Najchętniej w ogóle nie wypuszczałbym ją ze swoich ramion, skrywając ją w objęciach przed całym wszechświatem.

Docierając do tej dziwnej czarno-czerwonej skóry w jakieś wzory, ostrożnie klękam na niej, by z ostrożnością odłożyć moją Przeznaczoną. Wygina usta w grymasie, gdy opuszcza moje ramiona, na co po moim wnętrzu rozlewa się dziwne ciepło, które czuję po raz pierwszy. Wpatruję się w nią totalnie oczarowany tym, co ze mną robi. Podoba mi się to równie mocno jak ona sama. Tak chciałbym dać upust swojemu pragnieniu posmakowania jej ciała, lecz nie chcę ją przestraszyć, więc staram się powstrzymywać jak mogę.

Odwracając się do mnie przodem, w nieznany mi sposób splata swoje nogi i tym razem na jej ustach gości szeroki uśmiech, wyrażający podekscytowanie. Cóż za niezwykła istota. Siadam na przeciwko jej na tej dziwnej miękkiej skórze, starając się spleść nogi tak samo, ale nie wychodzi mi to. Warczę, czując irytację związaną z niepowodzeniem. Słysząc jej chichot, zdezorientowany podnoszę na nią wzrok, przechylając na bok głowę.

- Nie wiesz jak się siedzi po turecku? - pyta, a w jej oczach mieni się rozbawienie. Po jakiemu? Nigdy nas tego nie uczyli na lekcjach międzyplanetarnych. - Nauczyć cię?

Kiwnięciem potwierdzam, a ona przysuwa się do mnie, siadając teraz obok mnie. Prostuje nogi, a potem jedna za drugą powoli splata je ze sobą. Powtarzam jej ruchy i po chwili moje nogi są splecione tak samo jak jej.

- Brawo! Udało ci się! - Klaszcze w dłonie i przesiada się znów na miejsce na przeciwko mnie.

Wiercę się, ponieważ jest to tak niewygodna pozycja, iż nogi mi cierpną, ale nie chcę zrobić jej przykrości, więc staram się ignorować to uczucie. Prostując się, spoglądam w jej oczy, by rozpocząć rozmowę. Gdy już otwieram usta, jej wzrok ześlizguje się z mojej twarzy na dół i jej policzki momentalnie przybierają kolorów. Podążając za jej wzrokiem, zerkam na swoje kroczę. Przyrodzenie leży pomiędzy moimi udami, ale to przecież nic niezwykłego, prawda? Znów skanuję ją wzrokiem i dopiero teraz dociera do mnie jeden fakt. Ona ma drugą skórę na sobie, która ją zakrywa... Czyli płeć przeciwna z jej rasy pewnie też taką nosi, a to oznacza... Na Luxytriona, że o tym nie pomyślałem wcześniej!

- Przepraszam cię, nie pomyślałem, że może to być dla ciebie krępujące. - Zasłaniam się jedną ręką, posyłając jej przepraszające spojrzenie.

- N-Nie jest, coś ty! - Śmieje się nerwowo, pocierając dłonią swoje odsłonięte ramię. - Nie przejmuj się i siedź jak ci wygodnie.

- Skoro tak mówisz.. - przyznaję niepewnie, zabierając rękę z przyrodzenia i kładąc ją na kolanie. - Jak się rozmnażacie skoro macie te drugie skóry, które uniemożliwiają to?

Nagle kaszle, odwracając głowę w bok i przykrywając usta dłonią. Przyglądam jej się skonsternowany i zmartwiony. Na lekcjach nie uczyliśmy się anatomii poszczególnych gatunków, dlatego nie mam pewności czy w ogóle Ziemianie są płodni.

Dla mnie to nie robi różnicy czy moja Przeznaczona da mi potomka czy nie, jednak dla mojej matki i królestwa - z tym mógłby być problem. Tym bardziej w tak trudnych dla Luxytriona warunkach. Wojna jest straszna i zabiera mnóstwo żyć. Czuję się za nią po części odpowiedzialny choć to nie ja ją sprowokowałem. Ojciec jednej z księżniczek, nie mógł znieść tego, iż nie poślubiłem jego córki i przez to zaatakował moją ziemię. Matka kazała mi uciekać, bym w odpowiednim czasie wrócił i odbudował nasz Luxytrion. Wepchnęła mnie w jeden ze swoich portali, lecz coś musiało się stać, ponieważ miałem wylądować na planecie jej przyjaciółki. Jednak ta pomyłka okazała się dla mnie zbawieniem. W końcu poznałem tu swoją Przeznaczoną!

- To nie są skóry tylko ubrania, które można ściągać i zakładać kiedy się chce. - Tłumaczy skrępowana, ciągle goszcząc rumieńce na polikach. Wygląda tak słodko z nimi, aż korci mnie by się do niej przysunąć. - Na noc ściągamy je do spania. Niektórzy śpią nago, a inni wolą mieć na sobie koszule nocne i bieliznę.

Myślę nad jej słowami, dokładnie je analizując. Czyli to nie drugie skóry tylko ubrania, które mogą w dowolnej chwili zrzucić z siebie. Ciekawe. A jeszcze bardziej mnie interesuje jak moja Przeznaczona wygląda bez nich. Czy przypomina płeć piękną z mojej rasy? Może ma ogon albo ukryte łuski pod nimi? Odpędzam te myśli, czując jak moje przyrodzenie sztywnieje. Nigdy nie byłem rozpustnikiem, który ciągle myślał o zaspokojeniu swojej żądzy. Wręcz przeciwnie, nie czułem nigdy wcześniej takiego pociągu fizycznego w stosunku do drugiej istoty, czego konsekwencją jest, iż nie wiem jak mam to pragnienie ugasić w inny sposób niż poprzez kontakt z moją Przeznaczoną.

Wzdycham lekko zirytowany na siebie, zwieszając głowę. Słyszę szelest, a po chwili do moich nozdrzy dochodzi nieznajomy, słodkawy zapach, który wyraźnie czuję dzięki wyostrzonym zmysłom. Unoszę z powrotem wzrok na moją Ziemiankę. Trzyma w rękach jakieś płaskie, okrągłe rzeczy, które podejrzewam są do jedzenia. Wyciąga dłonie z nimi w moją stronę.

- Poczęstuj się. Sama upiekłam te ciasteczka. - Zerkam na nie nieprzekonany. Nie, żebym nie doceniał jej pracy, lecz u nas nie ma takich rzeczy oraz my mamy inne kubki smakowe, więc podejrzewam, iż mogą mi nie posmakować. Jednak nie chcąc robić jej przykrości, uśmiecham się z wdzięcznością i biorę jedno. - O ile nie wyglądają na takie są naprawdę dobre.

Obracam w dłoni jedno, przyglądając się mdłemu beżowemu kolorowi i ciemnobrązowym kropkom. Przełykam ślinę, unosząc - jak to zwą ludzie - ciasteczko i odgryzam spory kawałek. Żuję powoli, a dziewczyna przygląda mi się wyczekująco, za pewne śledząc moją reakcję. Słodki smak pozostaje na języku nawet po tym jak już przełknąłem zmieloną przez zęby część ciasteczka. Może nie jest to tak pyszne jak nasze owoce, ale muszę przyznać, że nie jest też takie złe jak sądziłem, że będzie.

- Są pyszne, Winter - mówię z czułością, wiedząc, że poprawię tym jej nastrój.

Słysząc to jej twarz rozświetla promienny uśmiech, a z jej ust wyrywa się cichutki pisk. Samoczynnie udziela mi się jej radość, wprawiając moje serce w szybsze bicie. Jestem pewny również tego, iż moje oczy zaczęły jeszcze bardziej błyszczeć.

- Mówiłam, że są dobre! - Sięga po jedno i także zaczyna je jeść, podając mi od razu kolejne.

- Dziękuję. - Odbieram je od niej, po czym na raz zjadam, chcąc przejść czym prędzej do nieuniknionej rozmowy. Muszę jej wszystko wytłumaczyć i przy tym nie zrazić jej do siebie. Mam nadzieję, że nie przestraszy się na wieść o tym, że jest moją Przeznaczoną i z konsekwencjami, które się z tym wiążą. - Winter, powinniśmy porozmawiać.


D.K.H.

Luxytrionowe Przeznaczenie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz