Planeta 5.

735 39 7
                                    

Pov. Luxamin

Zamek na Luxytrionie był wspaniały i przeogromny. Kamienie z którego był zbudowany były purpurowe i w blasku księżyców lśniły jakby posiadały w sobie miliony malusieńkich gwiazdek. Niebieskie plącza porastały je, a ich błękitne kwiaty wyglądały zjawiskowo w promieniach słońca, ponieważ na noc ich pąki zwijały się. Wnętrze również miało moje rodzime barwy: fiolet, turkus i morską zieleń. Zamek otaczały bajeczne królewskie ogrody, po których przechadzałem się, gdy miałem trochę czasu pomiędzy kolejnymi książęcymi obowiązkami.

To, co teraz widzę zupełnie różni się od tego, co dotychczas znałem. Dwupiętrowy brązowo-kremowy budynek stoi w środku lasu, a nocą wysokie ponure choinki rzucają na niego cienie. Nie lśni jak mój zamek, ani nie ma pięknych ogrodów, ale i tak zamieram w miejscu, z zaciekawieniem przyglądając się tej dziwnej budowli. Jest prawie cała przezroczysta, przez olbrzymie okna mogę dostrzec całe wnętrze, choć nie przez wszystkie - niektóre z nich są zasłonięte.

- Co o nim sądzisz? - Głos Winter przerywa panującą wokół ciszę. Wyrywam się z zamyślenia, spoglądając na nią pytająco. Uśmiecha się do mnie, a potem kiwa głową na budynek. - O moim domu.

- Oh, tak, jest... - Szukam odpowiedniego słowa w głowie, takiego, które by jej nie uraziło i jednocześnie, które oddawałoby moje prawdziwe odczucia. - ...interesujący.

- Interesujący? - pyta, unosząc brew.

Patrzę na nią zmieszany, po czym wzdycham, zaczesując niesforne srebrne pasma do tyłu, które wiatr co chwilę rozwiewa.

- U nas... Mój zamek jest... - Język plącze mi się, nie mogę sklecić żadnego sensownego zdania.

Jak jej to powiedzieć, nie urażając jej i ludzi? Z mojej piersi wydobywa się cichy warkot na samego siebie. Spuszczam wzrok na ziemię i wpatruję się w swoje bose stopy. Ścieżkę do jej domu pokrywają cienkie gałązki z drzew i igiełki z choinek. Igiełki z ziemiańskich drzew są twarde i kłujące, ale nie robią mi krzywdy. Moje podłoże stup posiada grubą skórę, którą ciężko byłoby przebić. I choć dla mnie ich igiełki mogą być nieszkodliwe to dla stup mojej Przeznaczonej może być inaczej. Podejrzewam, że dlatego nosi ochronę na stopy.

Podchodzi do mnie, czym zwraca moją uwagę, i kładzie dłoń na moim policzku. Patrzymy sobie w oczy, a otoczenie nagle przestaje mieć jakiekolwiek znaczenie.

- Twój zamek musi być wspaniały i w to nie wątpię. Pewnie jest o stokroć ładniejszy od mojego domu i to jest w porządku. - Kciukiem gładzi moją skórę, a ja mimowolnie wtulam się we wnętrze jej dłoni. - Możesz być ze mną szczery i się nie obrażę, jasne?

Kiwam głową, a na usta wkrada mi się rozczulony uśmiech. Moja Przeznaczona jest cudowna. Nie zasługuję na Nią. Obiecuję sobie, że zrobię wszystko, by była szczęśliwa.

- Nie nie podoba mi się twój dom, po prostu jest taki... ponury? - Na to określenie moja ukochana chichocze. Moje serce wypełnia się ciepłem na ten widok. - Brakuje mu kolorów.

- Jest noc, mój kosmito. - Daje mi szybkiego buziaka i się odsuwa z iskierkami w oczach. - W dzień wszystko wygląda o wiele przyjemniej dla oka.

Chciałbym powiedzieć, że jej wierzę, ale moje myśli obrały już inny kierunek. Po tym krótkim kontakcie z nią czuję niedosyt. Chciałbym już obdarowywać jej ciało pocałunkami, ale wiem, że nie chce robić tego na zewnątrz. U nas spółkowanie jest całkowicie normalną czynnością, tak samo jak obcowanie z naturą, dlatego bez skrępowania spółkujemy na zewnątrz. Oczywiście nie robimy tego w miejscach publicznych należących do wszystkich, nie chcemy innym przeszkadzać ani narażać dzieci na taki nieprzyzwoity dla nich widok.

Wierzę, że nawet Winter spodobałaby się jaskinia miłości tuż za cudownym wodospadem. To jedno z miejsc należących do rodziny królewskiej. Od pokoleń małżeństwa chodziły się tam parzyć w ich "miesiąc miodowy" - to najlepszy ziemski odpowiednik naszego zwyczaju, w tymże miejscu również mnie poczęto. Pragnę zabrać tam moją Przeznaczoną, pragnę stworzyć z nią rodzinę i żyć z nią po kres moich dni.

- Wiesz, co dla mnie byłoby przyjemniejsze dla oka? - Mój głos jest lekko schrypnięty, co od razu zauważa, a na jej ciele pojawia się gęsia skórka. Kręci głową, więc kontynuuję, powoli się do niej zbliżając: - Ty bez tej drugiej skóry w moich ramionach.

- Luxaminie! - piszczy, zakrywając swoje czerwone policzki.

Śmieję się i bez trudu podnoszę ją, przyciskając do swojej piersi. Chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi, wtulając się we mnie. Przez jej gorący oddech owiewający moją skórę, ekscytacja przetacza się przeze mnie, a moje skrzydła mimowolnie rozbłyskują w ciemności. Święcą mocniej niż ich Księżyc, oświetlając otoczenie wokół nas purpurowo-błękitnymi refleksjami światła. Winter wydaje z siebie westchnięcie pełne zachwytu, wyciągając rękę w ich stronę. Pierwszy raz jestem tak zadowolony i dumny z ich posiadania.

- Twoje skrzydła są przepiękne, Luxaminie! - wzdycha rozmarzona, delikatnie głaskając je opuszkami palców.

Czując się jakbym był najszczęśliwszym kosmitą we wszechświecie, idę z nią na rękach w stronę wejścia do jej domu. Dalej nie mogę się nadziwić miękkością jej ciała. Kobiety mojej rasy mają równie twarde mięśnie co mężczyźni, nie posiadają ani grama tłuszczu, więc to dla mnie miła odmiana. Zaciskam palce na gołym udzie mojej Przeznaczonej, niebezpiecznie blisko jej "bielizny" - jak wcześniej wspomniała, odkrywając, że czym wyżej moja dłoń się znajduje, tym jej skóra gorętsza się staje. Ludzkie ciało dla mnie jest jeszcze nieodkrytym skarbem, ale wkrótce się to zmieni.

Przed drzwiami odstawiam ją na ziemię, by mogła otworzyć je dla nas. Tłumaczy mi czym jest kluczyk, dlaczego jest potrzebny i jak działa. Jestem szczerze zdziwiony, że ludzie muszą się zamykać we własnych domach przed innymi ludźmi. Nasza rasa jest przyjazna, pomocna i razem tworzymy rodzinę, nikomu przez myśl by nie przeszło by kogoś skrzywdzić.

W tym czasie, gdy zamyka za nami drzwi, ja rozglądam się po pomieszczeniu. Wewnątrz panują jasne odcienie w połączeniu z drewnianymi elementami. Zdecydowanie dom od środka wygląda o wiele przytulniej niż na zewnątrz, mimo że nie znam połowy znajdujących się tu rzeczy. Mijając mnie, łapie za rękę i ciągnie za sobą na górę po krętych również drewnianych schodach. Odwracając się przez ramię, rzuca mi psotny uśmieszek, na co moje serce na chwilę staje. Potykam się o jeden stopień, lecz szybko łapię równowagę, a ona w odpowiedzi chichocze. To jest najprzyjemniejszy dźwięk dla mojego ucha jaki kiedykolwiek słyszałem.

Patrzę na nią oczarowany, czując jak moje serce mocno bije w mojej piersi. Jestem w niej zabójczo zakochany. Jest to najlepsze uczucie jakie dotąd poznałem i jednocześnie najbardziej przerażające, ponieważ jest tak silne, że nie potrafię nad nim zapanować.

Nim zdążę pomyśleć, słowa same opuszczają moje usta: - Kocham cię, Winter.


D.K.H.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 08 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Luxytrionowe Przeznaczenie [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz