❖ 11 cz. 3 ❖

637 85 26
                                    

Prawdopodobnie wkradnięcie się do zamku i tak byłoby łatwiejsze od pokonania drogi ze skraju lasu do pieczary smoka. Szczególnie, że był środek nocy.

Mroczna toń puszczy pochłonęła go bez reszty. Nie dostrzegał nic poza paroma najbliższymi drzewami, słyszał za to całkiem dużo różnorakich dźwięków — mógłby przysiąc, że o uszy obił mu się nawet śmiech gdzieś w oddali. Co najgorsze, nie pochodził on jednak z okolicznych domostw, a z mroku lasu.

Mimo ogromnej niechęci i strachu ściskającego serce, zdecydował się na wejście między drzewa. W pierwszej kolejności musiał odnaleźć strumień i obmyć ręce — zapach krwi mógłby zwabić do niego niechciane stworzenia. Gdyby szedł wzdłuż źródła, nawet po ciemku prędzej czy później dotarłby w okolice smoczej jamy, a potem byłoby już z górki. A raczej pod, tyle że z pokaleczonymi dłońmi i w takim mroku nie zamierzał się wspinać po skale — zawoła Youmę i będzie krzyczeć tak długo, aż ten do niego zejdzie. Najpewniej go obudzi, jednak złoszczenie się za to będzie niczym w porównaniu do informacji, jakie następnie przekaże mu książę. Ma mu powiedzieć, że przez własną głupotę sprawił, że smok jest w ogromnym niebezpieczeństwie? Że nie trzymał języka za zębami, żeby ojciec nie wygnał go z królestwa? Im dłużej nad tym myślał, tym częściej dochodził do wniosku, że podzielenie się wiadomością o prawdziwej formie bestii nie była tego warta.

— Mam przy sobie srebro — groził za każdym razem, gdy usłyszał nieopodal siebie podejrzane szmery.

W innych okolicznościach mógłby przypuszczać, że to tylko jakieś dzikie zwierzę, ale nie w tym lesie. Tylko on byłby na tyle głupi, by po zmroku chodzić po gaju, nawet gdyby nie była to magiczna puszcza. To właśnie o tej porze fantastyczne stworzenia się budziły i wychodziły na łowy. Srebrny medalik, który wziął ze sobą, dla niego nie wydawał się żadnym zagrożeniem. Na wszelki wypadek wziął go jednak ze sobą, mając w pamięci, że większość magicznych istot obawia się tego typu rzeczy. Wolałby uniknąć kontaktu z którąkolwiek z nich, ale jeśli jednak by do czegoś doszło, miałby się przynajmniej jak bronić. Prócz srebra, niebezpieczne były dla nich również kamienie szlachetne. Książę słyszał także, że na najgroźniejsze stwory działa siarka, choć nikt od dawna nie potwierdził tego w swoich zapiskach, bo zwyczajnie na takie potwory się nie natykał. Albo a i owszem, lecz nie wychodził z takiego spotkania żywy.

Shirumi miał jednak nieodparte wrażenie, że siarka przyda mu się tej nocy.

Z każdym kolejnym krokiem jego zdenerwowanie tylko się pogłębiało. Nie odnalazł strumienia i, choć krew na dłoniach zdążyła zaschnąć, nie traktował tego jako dobrego znaku. Gdyby wyruszył tu za dnia, na pewno szybko odnalazłby właściwą ścieżkę i pokonał ją biegiem, ale teraz? Co go w ogóle podkusiło, by wybrać się do tak niebezpiecznej puszczy w środku nocy, samemu, podczas gdy krwawił, co dla zmor stanowiło najlepszy wabik?

Wzdrygnął się, mijając jedno z drzew. Mimo upływu lat nadal miał traumę związaną z pochwyceniem przez driady. Może i nie widział ich od czasu, gdy był brzdącem, ale przełknął ślinę, gdy jedna z gałęzi poruszyła się niespokojnie, jakby było jej przykro, że nie sięgnie chłopaka.

Nie wziął ze sobą żadnej broni. Był bliski przyznania się, jak wielkim był przez to głupcem, ale w porę przypomniał sobie o czymś bardzo istotnym. Nawet ze sztyletem, mieczem, łukiem, czymkolwiek, wciąż był sobą. Nie potrafił walczyć ani się bronić. Przedmioty działające na magiczne stworzenia były jedynym, co mogłoby go tu ochronić.

Szedł przez jakiś czas, uważnie nasłuchując odgłosów otoczenia. Wokół panowała ciemność, momentami przerywana blaskiem księżyca wychylającym się znad koron drzew. Każdy kolejny kształt przerażał go bardziej od poprzedniego, ale szedł w zaparte — głównie dlatego, że chciał dotrzeć do Youmy za wszelką cenę, ale ważną rolę odgrywało także to, że nie miał pojęcia, którędy wrócić.

Łuski pokryte siarkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz