Rozdział 8

70 7 4
                                    


SARA

Każdy dzień od kilku dni jest bardzo podobny.

Dziękuję Bogu za Heather, która musi znosić moje wybuchy humoru.

Raz się śmieję, za chwilę klnę, a w kolejnej chwili ryczę jak bóbr.

Myślałam, że czas faktycznie zaleczy rany... Mój przypadek jest beznadziejny, bo nic nie działa na moje złamane serce. Baaaaa, mało tego, zaczynam pękać... Chcę go zobaczyć... Usłyszeć... Chcę przytulić. Pragnę go z powrotem w moim życiu. Zapomniałam już, dlaczego nie jesteśmy razem. Wybaczę mu wszystko, oby tylko się odezwał.

- Znowu modlisz się do telefonu??

Głos przyjaciółki zaskakuje mnie, kiedy siada obok na łóżku.

Patrzę na nią, a gorzkie łzy tęsknoty wypełniają moje oczy.

- Nie potrafię już być silna. Kocham go.

- Saro, jeśli chcesz do niego wrócić, to po prostu zadzwoń i umów się na spotkanie. A jeśli nie, zostaw to wszystko w cholerę i skup się na przyszłości z kimś innym.

Patrzę na nią beznamiętnym wzrokiem.

- Daj...- wyciąga rękę w moim kierunku, wiem, co chce zrobić, dlatego przełykam nerwowo ślinę. Gula, która narosła już w gardle, powoduje, że ciężko mi zebrać myśli.

- Co? Po co? - ściskam mocniej w dłoni telefon, przyciskając go do piersi.

- Jeśli ty nie zadzwonisz, ja to zrobię! Musisz wrócić do normalnego funkcjonowania, bo nie jestem w stanie zostawiać cię samej w pokoju nawet na jebaną godzinę. Saro, pamiętasz? Jutro weekend... chcę swojego kapitana. Moja cipka cała furczy. Muszę przyjąć penisa, bo cała aż dygoczę.

Parskam śmiechem przez łzy...

- Mogę kupić ci sztucznego wacka- wzruszam ramionami, wycierając nos.

- Chcę poczuć na sobie te olbrzymie, umięśnione ciało... - zamyka oczy i wczuwa się w swoje słowa - chcę poczuć w sobie jego długi, wilgotny język... chcę poczuć, tego grubego...

- Dobra, stop! Stop, stop, stop! - zakrywam uszy dłońmi, nie mam ochoty słyszeć więcej tych paskudnych słów z ust przyjaciółki.

- Nie tylko ty masz swoje potrzeby, kochanie- doskakuje do mnie i próbuje zabrać dłonie z uszu, na co chichoczę. Szamoczemy się chwilę, śmiejąc się jak dwie małe dziewczynki. W końcu ustępuję, nie mam siły dłużej się opierać. Opadam na poduszkę i zerkam na przyjaciółkę. Siada obok mnie, podnosi kolana do klatki piersiowej i obejmuje je dłońmi.

Wzdycham.

Heather jest singlem, poznała fajnego faceta, a ja zmuszam ją, aby mnie niańczyła, bo nie potrafię ruszyć dalej.

Zerkam na nią i jest mi zwyczajnie smutno.

Przysuwam się do niej i opieram głowę na jej ramieniu.

Chwilę tak tkwimy w ciszy, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Jak to możliwe, że nasz nastrój zmienia się tak szybko? Jak w kołowrotku.

Dwa tygodnie. Minęły dwa zasrane tygodnie, odkąd ostatni raz Chris do mnie zadzwonił. Odkąd próbował nawiązać jakikolwiek kontakt. Odrzucałam połączenia, a on jak przystało na inteligentnego mężczyznę, zrozumiał aluzję. Od tamtej pory, słuch po nim zaginął. Myślałam, że dam radę. Przecież to tylko fiut, który mnie skrzywdził. Okłamał, wykorzystał...

- Pójdziesz jutro ze mną do tego klubu? - Heather wzrusza ramieniem z moją głową i zerka na mnie.

Ja robię to samo, opieram brodę w tym miejscu i patrzymy sobie w oczy. Widzę, tę nadzieję w jej oczach. Ten mały promyczek, który się tli i chce dodać mi siły.

Hawaii Love # Ocal mnie. Tom 2/ 18+Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz