Każdy poranek wyglądał tak samo. Przez falujące firanki promienie porannego słońca wpadały do pokoju.
Wsłuchując się w ciszę, przekręciłam głowę na drugą stronę. Nie lubiłam wcześnie wstawać, jednak w tym domu panowały określone zasady. Korzystałam jak tylko mogłam przed przyjściem Nancy. Była moja nianą, jak i mojej starszej siostry Diany oraz młodszych bliźniaków Will'a i Peter'a.
- No panienko czas wstawać - usłyszałam głos opiekunki
- Jeszcze 5 minut - wymruczalam zaspanym głosem
- Jest już 7:15, masz aż 45 minut na ogarniecie, umycie, wyczesanie włosów oraz masz wstąpić do sali balowej przed śniadaniem.
- yhhhh
- No raz, raz - Nancy jednym ruchem odsunęła zasłony, a pokój oświetliło jaskrawe światło dnia.- Dobra idę już, ale jeśli za 10 minut nie będziesz pod prysznicem, to licz się z tym, że tak jak to robiłam jak byłaś mała zaniose cię tam w ubraniach.
Nancy była średniego wzrostu kobietą o czekoladowej karnacji, ponieważ pochodziła z Afryki o której dużo nam opowiadała. Była matka 5 dzieci i naprawdę nie rozumiałam czemu, podjęła się pracy nad naszą czwórką, jednak ona zawsze tłumaczyła że kocha nas jak własne dzieci. Dla mnie była jak babcia.
Niechętnie zmusiłam ciało do wstania. Powoli wlokłam się do łazienki.
Zdjęłam z siebie biało różową piżame ze snopym, a w między czasie woda lała się do wanny. Gdy była już w połowie pełna zakręciłam kurek i wsypałam soli do kąpieli o zapachu kwiatu róży.
Ostrożnie wszlam do środka zanurzajac się w ciepłej wodzie. Oparłam sie o brzeg włączając masaż. To było tak przyjemne, aż usypiało jednak wiedziałam, że nie mogę pozwolić sobie na spóźnienie. Po 15 minutach relaksu namydliłam się truskawkowym płynem oraz szybko umylam włosy, następnie wszystko splukalam. Sięgnęłam po śnieżno białe ręczniki z jednego robiąc turban na głowie, a drugim wytarłam mokre ciało.
Zawinięta w ręczniki wyszłam z wanny, nabalsamowałam ciało oraz nałożyłam odżywkę na mokre ciemno blond włosy i rozczesałam je dokładnie. Susząc od razu formowaly mi się loki. Nie przepadałam za bardzo za nimi.
Robiło się coraz później, a ja nie byłam gotowa. Szybko, prawie się potykając się własne nogi pobiegłam do sypialni. Nałożyłam komplet bielizny, ciemno granatowe jeansy? a na to biała bluzkę na ramiączkach. Związałam włosy w kok i byłam gotowa.
Była już 7:50, więc prędko udałam się do sali balowej, która znajdywała się piętro niżej. Była naprawdę ogromną, a wszystkie okna wychodziły na ogrody, posadzka była z jesionu azjatyckiego (kolor kremowy). To miejsce kojarzy mi się z zabawami z dzieciństwa kiedy z Cambree i Pilar robiłyśmyy bale dla paluszków, no i jeszcze z corocznymi urodzinami.
Zauważyłam, że przy wielkiej kanapie tuż przed salą siedzi mama z jakąś kobietą. Podeszłam do nich grzecznie się witając.
- Dziendobry, miałam przyjść
- O witaj Scarlett, to Kelly i będzie pomagać w balu twoje siostry za dwa tygodnie oraz przy twoim za miesiąc.
- Mama dużo o tobie opowiadała- Kelly uścisnęła moją rękę. Była niska, włosy spięte w niesforny kok, sukienka biała z Zary. Nie wyglądała na nikogo wyrafinowanego, więc liczyłam że się dogadamy.
Może i byliśmy bogaci jednak nie płytcy, raczej staraliśmy się funkcjonować jak normalna rodzina. Starać, bo nie zawsze tak było. Ojciec wychował się w ubogiej rodzinie, gdzie jego tata ciężko pracował by jego firma wyrobiła sobie imię, mama od zawsze żyła w luksusach jednak nasz ojciec zawsze starał się jakoś nas do siebie zbliżyć. Jednym z takich rzeczy były wspólne posiłki. Każdy musiał rano wstać by zjeść wspólnie, a potem może robić co chce.
Chwilę porozmawiałam z Kelly, która wręczyła mi swój katalog pomysłów. Potem odprowadziłyśmy ją do drzwi i spóźnione z mama ruszyłyśmy do kuchni. Tata siedział z gazetą popijając kawę przy nakrytym stole. Kucharka uwijała się przy garnkach razem z pomocą młodej kuzynki przyjętej z polecenia.
- Wybacz Tom, ale już ci mówiłam, że mam spotkanie przed śniadaniem
- Tak tak, ale najważniejsze, że dotarłyscie nie tak jak bliźniaki
- Trzeba wysłać po nich Nan
- Już to zrobiłem
- To teraz liczymy do 10 - uśmiechnełam się- 10...9...8...7...6..5..4..3..2...i
Do kuchni wleciało dwóch identycznych chłopaków o blond włosach, mieli na sobie identyczny dres jednak tylko jeden z nich miał na ręce bransoletkę od dziewczyny z którą się spotykał. Było mi żal Will'a, że jest sam jednak mu to nie przeszkadzało...14 latkowie.
Wszyscy razem jedliśmy śniadanie jak przeciętna rodzina, dyskutując o planach na dzisiejszy dzień, o wyjeździe do Paryża i przyjeździe Diany.
- Ty Scarlett jakie masz plany
- Jadę do miasta
- Ja też jadę mogę cię zawieść
- Dziękuję tato jednak dawno nie prowadziłam i chciałam sama pojechać
- Ok rozumiem, ale uważaj, bo Mini ma coś z automatycznymi biegami nie tak.
- O no tak, będę uważać
Po dziękowałam za posiłek i pobiegłam po schodach na górę do pokoju. Jak zawsze pierwsze co to walnelam się na łóżko. Poleżałamm tak z godzinę, a następnie podeszłam do małego stoliczka gdzie był mój komputer. Włączyłam go a w między czasie poleciałam pędem do kuchni zrobić sobie kawę z mlekiem.
Postawiłam kawę obok komputera i zaczęłam szukać adresu warszatu. Zapisałam na karteczce którą wsadziłam do kieszen,i a potem popijając napój sprawdziłam portale społecznościowe.
Gdy powoli dochodziła 11 postanowiłam zacząć działać. Z garderoby wyjęłam łososiowe spilki, założyłam tego samego koloru wianek oraz lekki makijaż. Do torby wrzuciłam telefon ze słuchawkami oraz laptop.
By nie hałasowac dopiero gdy doszłam do wejścia do garażu założyłam buty. W garażu znajdowały się przeróżne auta, od jeepow po mustangi. Ja miałam dwa: mój kochany żółty Mini Cooper i grafitowe ferrari.
Wsiadłam do Cooper'a, rzuciłam torebkę na tył samochodu i ostrożnie wyjechałam. Na podjeździe zatrzymałam się biorąc głęboki oddech. Wszystkie auta miały automatyczną skrzynię biegów, bo nie umiałam ich zmieniać, jeśli coś serio się psuje to wypadek nie będzie już planowany.
Ruszyłam do miasta, lubiłam prowadzić. Nie robiłam tego często jednak zawsze brałam z tego satysfakcję. Cieszyłam się że narazie noc się nie dzieje więc zaczęłam planować w co walnąć. Gdy już miałam pomysł auto zaczęło wariować aż automatyczna skrzynia biegów padła jak mówił ojciec. Tak jak było na kursie wszystk ktork po kroku robiłam jednak spanikowałam i chciałam zaparkować co spowodowało czołowym walnieciem w latarnię. Był to wypadek nie planowany lecz o to mi chodziło.
Wysiadlam z samochodu, wyjęłam torebkę i zadzownilam po lawete. Była to firma z której zawsze korzystaliśmy jednak kierowca był zaskoczony jak podałam mu nowy adres.
Po 15 minutach byliśmy na miejscu. Warsztat był mały, na górze widniala nazwa : Hood and Son.
- dzień dobry, przywiozłam auto do naprawy
- Witam panienek- z pod auta wydostal się wysoki mężczyzna który wyglądał na szkota - proszę go tam odstawić - odezwał się do faceta od lawety.
- Ile mniej więcej czasu zajmnie naprawa?
- Mój syn się nim zajmie, lecz jeszcze go nie ma
- To ja przyjdę później - zamówiłam taksówkę i pojechałam do kawiarni
-----
Oto pierwszy rozdział
Trochę długi i nudnawy
Spioler - w następnym będzie tylko z wizji Cala