02.

1.3K 128 176
                                    

Rozdział 2.
„ZABÓJSTWO"
ZANDER
TERAŹNIEJSZOŚĆ

Po wykonanym zleceniu, miałem dużą ochotę by zjeść McDonald'a. Może to chore, bo właśnie pozbawiłem kogoś życia, ale tak właśnie było. Byłem głodny i chciałem zjeść. Wsiadłem do czarnego Dodge i ściągnąłem maskę z twarzy. Zapach samochodu od razu we mnie uderzył. Zawsze dbałem o to, by moje auto pachniało nowością. Zapach był dla mnie bardzo ważny. Dlatego właśnie zawsze po skończeniu pracy przebierałem się i ubrania wyrzucałem, by nie śmierdzieć krwią. Ten samochód był genialny. Duży, sportowy i wygodny. Nie ma dnia, w którym bym żałował zakupu go.

Podjechałem do McDrive'a i zamówiłem jakiś zestaw. Nie przykułem do tego zbytnio uwagi.

Nieznośny dźwięk rozniósł się, informując, że ktoś właśnie do mnie dzwonił. Torbę z jedzeniem zapakowałem tak, by nie śmierdziało tanim żarciem i odebrałem.

— Słucham? — Zapytałem dodając gazu. Pojazd głośno ryknął, gdy przejeżdżając na czerwonym świetle wymijałem samochody jadące z na przeciwka.

— Gdzie jesteś? — Dopytał najstarszy z moich braci.

Wjechałam na prostą i wykorzystałem chwilę pustej ulicy, podkręcając prędkość.

— Nie wiem. Jestem niedaleko — rzuciłem nie przejmując się faktem, że do domu miałem jeszcze jakieś czterdzieści kilometrów.

— Dlaczego tak długo ci to zajęło? Miałeś się go po prostu pozbyć i wracać do domu.

Prawie pominąłem zakręt, więc szybkim ruchem wbiłem bieg i bokiem wszedłem w zakręt. Biedny samochód.

— Mówiłem już, że masz przestać tak jeździć. Nie będę odwiedzał cię potem na cmentarzu — wiedziałem, Boże, byłem pewien, że właśnie teatralnie wywrócił oczami. Z Zayn'em dogadywałem się najmniej. Z żadnym z nich się nie dogadywałem. Byli moją konkurencją. Najchętniej to bym się ich pozbył, ale to moja rodzina, więc muszę się z nimi męczyć. — Neven je z nami kolację — oznajmił, na co wytrzeszczyłem oczy.

— Niby z jakiej racji? Ta sierota nie będzie jadła ze mną przy stole już trzeci raz w miesiącu — warknąłem do słuchawki, próbując zachować spokój.

— Przestań zachowywać się jak pięciolatek. Je z nami czy co się to podoba czy nie — tracił cierpliwość.

— Nie będzie mnie na kolacji.

— Będziesz.

— Jestem dorosły, mam prawo robić co mi się żywnie podoba — rozłączyłem się i skręciłem w kolejną drogę, zmieniając tym samym cel podróży.

Droga się dłużyła, a las otaczający asfaltową drogę zdawał się płonąc, gdy moje ciśnienie skakało do góry, myśląc o tej siwowłosej kurwie. Zawsze gdy ją widziałem musiałem powstrzymywać się od chęci poderżnięcia jej gardła czy odcięciem jej tego niewyparzonego języka. Była upierdliwa i pyskata. Dużo gadała, a ja nie lubiłem gdy do mnie mówili. To było straszne. Musisz odpowiadać na pytania choć wcale nie chcesz nawet patrzeć na tą osobę. A ona miała naprawdę głupie pytania. Nie wiem co moi bracia w niej widzieli. Irytowała mnie jej sama osoba. Była taka... inna i chyba to mnie najbardziej raziło. Wszystkie kobiety z jakimi miałem dotychczas kontakt, były takie same. Ona taka nie była. Nie była miła i szczera. Była ucieleśnieniem wszystkiego co najgorsze. Jej sposób mówienia, ruch, czy gestykulacja. To wszystko sprawiało, że chciało mi się wymiotować. Dogadywała się z Nathan'em więc to oczywiste, że on chciał się z nią widywać. Nate był inny niż my. Zawsze starał się myśleć pozytywnie a negatywne myśli były u niego rzadkie. Stawiał nasze dobro znacznie wyżej niż swoje, a przyznam szczerze, że nie wyglądał na takiego, który oddałby życie abyśmy byli szczęśliwi. A ja naprawdę podziwiałem go za tą otwartość do ludzi i jednocześnie beształem.

DARK DESIRES [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz