Rozdział 4.
„CMENTARZ"
ZANDER
PIĘĆ LAT WCZEŚNIEJMrok. On był rzeczą, która mnie uspakajała. Gdy objęcia ciemności mnie otaczały, wyciszałem się. Czułem się spełniony. Tak samo jednak lubiłem ciszę. Ona też była dla mnie formą relaksu.
Wracałem z korepetycji. Najszybszą drogą by dostać się do mojego domu, była ta, która prowadziła przez cmentarz. Zawsze gdy przez niego przechodziłem, miałem wrażenie, że ktoś do mnie mówi. Że wiatr specjalnie wieje tak, by mi coś przekazać. Z początku mnie to interesowało i ciekawiło, teraz jednak czułem, że mogę więc coś nie tak z głową. Działo się to od momentu, gdy ukończyłem czternaście lat.
Teraz przechodząc między nagrobkami, naprawdę dałbym sobie rękę uciąć, że słyszę jęki umarłych. Że wpełzły mi do głowy i atakowały myśli. Jakby chcieli mi coś powiedzieć, ale nie wiedzieli jak.
Przyspieszyłem kroku. Nie chciałem, by przejęli mój umysł. Uniosłem głowę, by przyjrzeć się niebu. Gwiazdy układały się w różne zbiory. Miałem jeden cel – jak najszybciej opuścić to miejsce. Cały ten cmentarz mi się podobał wizualnie. Był straszny i raczej rzadko odwiedzany, o ile w ogóle. Groby były porośnięte mchem a napisy prawie zanikały pod warstwą brudu. Lubiłem tą mrożącą krew w żyłach aurę jaka wisiała nad tym miejscem.
Moja noga zaplątała się o krzew, przez co straciłem równowagę. Rozkojarzenie sprawiało, że stawałem się niezdarny. To nie był pierwszy raz, gdy nie umiałem zsynchronizować ruchów.
Rozejrzałem się po miejscu, w którym się znalazłem. Był to wykopany dołek. Rozmiarowo idealny do mojej sylwetki.
Nachyliłem się do kostki i uwolniłem ją z objęć krzaka, a następnie się podniosłem. Wytrzepałem włosy z znajdującej się na nich ziemi i spojrzałem w dół. Zorientowałem się, że rzekomy rów, okazał się być świeżo wykopanym grobem.
Wpadłem do grobu.
Ze mną zawsze było coś nie tak. Wiedziałem, że jedynymi moimi prawdziwymi przyjaciółmi były dusze potępione.
Głosy ucichły, gdy przekroczyłem bramkę, odgradzającą cmentarz od reszty lasu.
***
— Zander — donośny dźwięk głosu mojego ojca, zadziałał na mnie jak zimny prysznic. Dreszcze pokryły moje ręce, gdy spojrzałem na William'a, oraz zorientowałem się, że on już na mnie patrzy. Z hardo uniesioną głową wpatrywał się we mnie. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię, czując ciężar jego spojrzenia.
— Słucham, ojcze? — Zapytałem, a gdy wiedziałem, że tego właśnie oczekuje, po chwili nieznośnej ciszy.
Chciałem jedynie tutaj zejść, by napełnić bidon wodą i ponownie zaszyć się w swoim pokoju, ale on tu był.
— Chciałbym, abyś wraz z swoimi braćmi, pojechał na szkolenie — w końcu powiedział o co mu chodziło.
Ściągnąłem brwi i się mu przyjrzałem. Może był pijany?
— Ojcze, przecież trenujemy tutaj. Shade jest jedną z najlepszych organizacji w stanach. Nie potrzebujemy szkolenia w jakiś innych, skoro ta jest wystarczająco dobra — zaprotestowałem.
Mój ojciec całe życie dążył do doskonałości. Musiał być najlepszy. Zawsze musiał mieć na wszystko plan.
On praktycznie nigdy nie zabijał. Pod tym względem, miał czyste ręce. Jeśli jednak mu ktoś podpadł, giną z ręki Wood.
Ja brałem najwięcej zleceń. Robiłem najbrudniejszą robotę, a on wciąż nie był ze mnie dumny. Wciąż coś mu we mnie nie pasowało.
To ja! Ja zawsze robiłem co on chciał! Zawsze ja byłem tym, który się nie wahał. Nie było dla mnie rzeczy niewykonalnej. Pierwsze zlecenie przyjąłem dwa lata temu. To był dzień, w którym odkryłem swoje najmroczniejsze hobby. Lubiłem sprawiać ludziom ból. Cholera, ja kochałem słuchać, gdy błagali mnie o wolność. Bym dał im przeżyć życie jak z bajki. Ale takie coś nie istniało.
Byłem psychiczny, ale nie jestem pewien, czy mi to przeszkadzało. Ja nigdy nie miałem być normalny. To była moja kara za to, co musiałem robić w poprzednim życiu.
—Koniec dyskusji. Już podjąłem decyzję.
— W porządku, przepraszam — powiedziałem, wziąłem bidon i wyszedłem z kuchni, gdy to się stało, zobaczyłem jak o ścianę, w tym swoim obcisłym czarnym kombinezonie opierała się Neventhi Harris. Moje ciśnienie podskoczyło niebezpiecznie wysoko, gdy zobaczyłem jak je moje mango.
— Czy ja się przesłyszałam, a Zander Wood naprawdę kogoś przeprosił? —Chciała do mnie podjeść i wierzchem dłoni zobaczyć, czy nie mam gorączki.
— Jeśli twoja ręka mnie chociaż dotknie palcem, obiecuję, że cię niej pozbawię — dłonie miałem luźno wsadzone w kieszenie dresów i patrzyłem na dziewczynę.
Tutaj jednak miała rację. Jedyna osoba, przed którą umiałem pokazać pokorę to właśnie mój ojciec.
- - - - - - -
Przepraszam, za taki krótki, ale był potrzebny.
Czy Zander jest nienormalny? Chyba tak.
Zostaw komentarz i gwiazdkę, czytelniku! ✨
CZYTASZ
DARK DESIRES [ZOSTANIE WYDANE]
RomanceZander Wood nigdy nie miał prostego życia. Zawsze chciał w jakiś sposób zaimponować ojcu i wybić się na tle trzech braci. Ludzie uznawali go za szaleńca, gdyż radość sprawiało mu krzywdzenie innych. Uważali, że nie posiadał uczuć i nie by...