03

1K 93 102
                                    

Rozdział 3.
„ZEMSTA"
NEVENTHI
TERAŹNIEJSZOŚĆ

Siedziałam w kącie pokoju Zayn'a, gdy on i jego bracia rozmawiali o zabójstwie. Ja natomiast z założonymi na piersi rękoma wpatrywałam się w szarą ścianę. Mój przyjaciel stracił życie. Gdy trafiłam do sierocińca, poznałam tam właśnie Rio – chłopaka, który jako jedyny wziął mnie wtedy pod swoje skrzydła. Bronił mnie i pomagał, gdy ja sama nie umiałam tego zrobić, a dzieci znęcały się nade mną.

Stłumiłam jęk, który chciał wydostać się z moich ust, gdy pierwsza słona łza spłynęła po moim policzku. Byłam silna, ale nie niezniszczalna.

Nawet nie miałam okazji się z nim pożegnać. Nie byłam w stanie powiedzieć mu, jak bardzo wany dla mnie był. Jak dużo mu zawdzięczałam. Rio nie był idealny, ale był... mój. Chciałam dać sobie czas na żałobę, pochować przyjaciela i siedzieć nad grobem przez następne tygodnie, ale czas gonił, a ja musiałam pomścić chłopaka.

Do pokoju wszedł Navean. Musiał już o wszystkim wiedzieć, ponieważ ignorując swoich braci, podszedł do mnie. Nogi odziane w ciężkie trapery zarzucone miałam na biurku jednego z braci i nie zamierzałam ich zdjąć, nawet w momencie, gdy Nave mnie przytulił. Niby z Woodów najbardziej uczuciowy był Nathan, ale to właśnie Navean wiedział co zrobić w danej sytuacji. Bez słowa mnie obejmował, nie licząc, że odwzajemnię jego uścisk.

— Mamy jedynie to — Zayn położył na stole zapakowany w woreczek przedmiot. I to była chwila, w której zainteresowałam się tym, co brunet pokazał rodzeństwu. — Nie mamy pewności, ale obstawiamy, że sprawca zostawił to świadomie — dodał, a moje zainteresowanie wzrosło.

— Serio? Drewniana lalka? Ile on ma lat? Pięcio letni morderca? — napomkną najbardziej irytujący z braci.

— Ma wypaloną literę. Duże „J" — uświadomił go najstarszy z nich. — Może to jakaś podpowiedź?

— Albo Logo — Nathan wzruszył ramionami.

— J...j...j... — namyślał się. — Judge? —Zaproponował Nave.

Ja postanowiłam wciąż milczeć, a jedynie podeszłam do rzekomej laleczki i chwyciłam ją w dłonie przez folię a następnie przyjrzałam. Była lekka i wykonana z szarego drewna. Łzy zbierały się w moich oczach, ale mimo to byłam w stanie dostrzec zawarty na niej znak. Moje dłonie się trzęsły od kumulowanych w sobie emocji. Miałam ochotę się drzeć i przeklinać na wszystko co się rusza, a najbardziej to w tego heterochtomicznego idiotę! Zander miał heterochromię i może uznałabym to za ładne, gdyby nie to, że tak bardzo nienawidzę jego osobowości. On też coś do mnie ma, ale może to nawet dobrze. Łatwiej unikać kogoś, kto unika ciebie.

— Pytanie tylko, dlaczego wybrał akurat Rio za swój cel. W końcu to mógł być każdy.

— Myślę, że może dlatego, iż miał dużo wrogów. Mogły być to nawet osoby z domu, w którym się wychowywaliśmy — w końcu się odezwałam, zwracając na siebie uwagę każdego. Zander był bardzo niepocieszony faktem, że postanowiłam otworzyć gębę. — Trzeba teraz się słupić, bo może być tak, że zniknie jeszcze ktoś...

— Błagam, niech ona się zamknie, bo zaraz walnę łbem w coś, bo nie mogę już słuchać twojego zrzędzenia — jęknął niezadowolony kretyn.

— Wątpię, że było to morderstwo w samoobronie, bo Rio taki nie... — przerwałam, gdy usłyszeliśmy głośny, ale jednocześnie pusty huk.

Spojrzeliśmy w stronę Zander'a, który właśnie wykurwił głową w ścianę, w skutek czego stracił przytomność. Nathan go złapał i się zaśmiał.

— Chyba panu dzisiaj już starczy. Navean pomóż mi zanieść go do pokoju.

Jak powiedział, tak zrobili. Chwycili chłopaka pod ramiona i przeciągnęli jego nogami po ziemi, prowadząc do pokoju.

— Czy on jest normalny? Przecież mógł się zabić od takiego wstrząsu — powiedziałam, patrząc na znikających za drzwiami braci.

— Nim się nie martwię. Bardziej wkurzyła mnie ta dziura wielkości czoła Zander'a na mojej ścianie. Niedawno tu malowałem — sapnął niezadowolony Zayn, palcami dotykając sporego rozmaitej wklęśnięcia w ścianie. — A co do niego, jego musiałby jakiś tytan zabić, by zdechł. Trochę martwi mnie to, że w taki sposób wykorzystuję swoją wytrzymałość. Jest tylko człowiekiem. W końcu zrobi sobie dużą krzywdę.

— Ja tam bym się cieszyła, gdybym któregoś dnia obudziła się z wiedzą, że on już nigdy się nie obudzi — wzruszyłam ramionami. Podparłam się na łokciach o stół, mocno powstrzymując chęć płaczu.

— Myślałem, że będziesz gorzej znosić fakt, że to właśnie Rio padł ofierze — zauważył, patrząc mi w oczy. Zayn był wyjątkowo niski jak na braci Wood. Miał coś koło metra dziewięćdziesięciu. Każdy z nich miał czarne włosy i niesamowite oczy. Zander chyba się najbardziej wyróżniał. Miał kolczyki, dwa różne oczy i był najbardziej znieczulony z nich wszystkich. Nawet gdy był dzieciakiem, nigdy nie widziałam u niego emocji smutku. Nigdy nie płakał, nigdy się nie śmiał. Był typem człowieka, który jedyne emocje jakie odczuwał to złość i obrzydzenie. A nie, przepraszam, miłość do swojego samochodu. Nie wiedziałam, jak można było tak kochać błachy i silnik.

Zayn miał oczy tak ciemne, że aż czarne. To samo miał Navean i Nathan. Wyglądali jak lalki. Z idealną cerą, tymi czarnymi, gęstymi włosami i ostrymi szczękami. Wszyscy byli do siebie tak podobni, a jednak inni. Każdy z nich miał coś, co ich wyróżniało. U Zayn'a i Navean'a chyba najtrudniej było powiedzieć, który jest którym. Z twarzy byli praktycznie identyczni, gdyby nie fakt, że przez brew Zayn'a szła wąska blizna, na której nie było włosów. Nikt, oprócz jego nie wie, jak sobie to zrobił, bo nie chciał mówić. Po prostu pewnego dnia wrócił z przeciętą brwią. Myślę, że miał dość już bycia mylonym z bliźniakiem i sam sobie to zrobił.

Mimo tego, że najlepiej dogadywałam się z Nathan'em, to Zayn irytował mnie najmniej, bo zwyczajnie nie bywał często w domu.

Nathan'a też było łatwo rozróżnić. Mia najgęstsze i najbardziej zakręcone włosy. Nie były to loczki, ale zawsze wkurzał się, gdy dotykałam ich, bo były na tyle puchate.

Można było też rozróżnić ich po dłoniach. Może to śmieszne, ale gdybym miała wiedzieć same ich dłonie, od razu bym wiedziała, które należą do kogo.

Navean miał czyste, bez żadnych tatuaży dłonie. Zayn miał najbardziej widoczne żyły. Nathan miał największe z racji iż był najwyższy, a Zander... cóż. Zander zawsze musiał być oryginalny, więc na globu wytatuował sobie szczękę czaszki. Mia jakaś dziwna obsesje na tego punkcie, ponieważ jego maska, która zakrywała nos i usta, również była wytrzeźwiona na zęby kościotrupa. Zander ogólnie był dziwny. Na drugiej jego dłoni na palcach miał wytatuowane jakieś kropki, krzyże i pierdoły, na które nigdy nie zwracałam uwagi, bo po co?

— To nie tak, że mnie to nie rusza. Jestem po prostu w szoku. Staram się wyprzeć to z głowy. Wiesz, że nigdy jakoś nie przeżywałam faktu, że ktoś zmarł. Nie płakałam na pogrzebie swojej matki czy ojca. Nie płakałam na pogrzebie siostry.

— Tu jednak płakałaś — czyli wszyscy zauważyli, że się rozryczałam.

— Tak, w końcu wiesz... to Rio... — gdy wypowiadałam jego imię, mój głos się załamał. Poczułam pustkę.

Przyjrzałam się figurce.

— Co zamierzasz zrobić? — Zapytał widząc, że nad czymś myślałam.

— Pomszczę go — Chwyciłam w ręce woreczek i wyszłam z pokoju.

- - - - - -

Jak Wam się podoba? Ja osobiście jestem zadowolona z przebiegu wydarzeń.

Zostaw gwiazdkę i komentarz czytelniku!

Jesteście Team Zander czy Team Cathal? (Jeśli czytaliście trylogię)

DARK DESIRES [ZOSTANIE WYDANE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz