11//Nasza tajemnica...

772 62 10
                                    

-Jak bardzo idiotyczny był ten widok? - mruknęłam pod nosem słowa skierowane do Gally'ego, który siedział przy balach drewna przygotowanych na ognisko. Chłopak co chwilę śmiał się cicho wracając pamięcią do mnie leżącej w trawie.

- Który? Ten kiedy zderzyłaś się z Bartem czy ten jak plądrowałaś Strefę z nosem w trawie? - zapytał, przy okazji znowu się śmiejąc. Odwracając się do mnie, jednocześnie próbując utrzymać bale na ramionach, chłopak zmienił temat. - Czego tak w ogóle szukałaś?

-Ja? - Zesztywniałam, instynktownie nerwowo zaplatając ręce na piersi. - Mmm... branso- znaczy naszyj... eee... pierścionka! - wypaliłam w końcu. - Tylko pierścionka.

Gally zmierzył mnie podejrzliwie wzrokiem. Po chwili jednak zaśmiał się, momentalnie rozluźniając atmosferę.

-Skąd, do diabła, wzięłaś pierścionek? Newt ci dał? - Wywróciłam oczami, zabierając od chłopaka bal drewna. Uginając pod jego wagą, zachwiałam się lekko, a moje udo przeszyły igły bólu. Wyprostowałam się i z zaciśniętymi zębami ruszyłam na miejsce ogniska.

Przeszłam jeszcze parę rundek, starając się dojrzeć gdzieś umięśnioną posturę Barta. Gdy stosik przeniesiony już w większości mieścił się przed kuchnią otarłam czoło z potu i związałam posklejane włosy w kucyk, szykując się mentalnie na ostatnią partię. Podwinęłam rękawy lnianej koszuli i ruszyłam w stronę siłujących się chłopaczków. Przechodząc obok bazy ujrzałam ciemne włosy Barta. Zatrzymałam się, po czym bezmyślnie schowałam za drewnianymi drzwiami. Chłopak rzucił zapoconą koszulę na hamak i powolnie usiadł na nim, przecierając zmęczone oczy. Na jego bicepsie dojrzałam bandaż. Przyglądając się bliżej, stanęłam na desce która zatrzeszczała pode mną w proteście. Zacisnęłam zęby, ale na szczęście Bart nie zwrócił na to większej uwagi. Odwinął bandaż, sycząc cicho z bólu. Dotknął sinego miejsca i sięgnąl po maść mieszczącą się na jego stoliku. Moja ręka powędrowała w stronę uda, mimowolnie pocierając piekące miejsce.

//

Stałam za drzwiami ze skupieniem obserwując ochroniarzy pilnujących areny i trybun. Uśmiechnęłam się na widok zmienianej straży. Przesunęłam się do przodu, jednocześnie otwierając drzwi o które opierałam się przez dłuższy czas. Wyskoczyłam z kryjówki i wkroczyłam na "zagrożony teren", nonszalancko mijając bramkę. Uśmiechnęłam się znowu, tym razem do siebie i zgarnęłam blond włosy za ucho. Kolor powoli zaczynał wracać dzięki pigułkom i "dobrej diecie". Prościej mówiąc, podsunięto mi tubkę farby do włosów. Stanęłam na trybunach i obrzuciłam wzrokiem całą arenę; mały ring na środku pomieszczenia i trybuny wokół niego robiły wrażenie. Naszła mnie ochota aby zrobić zdjęcie i wysłać do taty jako pocztówkę, jednak zamiast tego wróciłam do szukania pewnej blond czupryny. Po dłuższej chwili zauważyłam Bena. Zeskoczyłam z trybuny i poszłam w jego stronę. Stanęłam obok niego i lekko szturchnęłam go w ramię, a on, zajęty wydarzeniami na arenie, automatycznie przesunął się w bok dając miejsce na przejście.
- Ben - szepnęłam, próbując zwrócić jego uwagę. Zero reakcji.

- Beeen - powiedziałam głośniej, świadomie irytująco zaciągając samogłoskę. Kiedy to nie zadziałało, moja cierpliwość była nieco nadwerężona.

-Ben, do cholery! - powiedziałam, uderzając chłopaka w bark. Zniecierpliwiony odwrócił się w moją stronę. Brwi złączyły się nad nosem w typowym dla niego grymasie.

- Chloe? - szepnął, otrząsając się z "szoku arenowego" (jak zaczęłam to nazywać, od kiedy jedyną alfą i omegą Bena stała się właśnie arena.) - Co ty tu robisz? - Zapytał, chwytając mnie za ramiona. Wzruszyłam nimi, wyrywając się z uścisku i uśmiechając mimowolnie.

seventh pariah // newtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz