Rozdział czwarty...

820 67 5
                                    

   Zaczynają docierać do mnie dźwięki poranka. Rana na ręku pulsuje. Zaczyna dzwonić budzik. Wyłączam go i wstaję. Ubieram się i schodzę na dół.

-Lucy, dzwonił do mnie wczoraj pan z zajęć. Czemu wczoraj uciekłaś z sali? Zapisałam cię na nie, żeby ci pomóc, ale ty ani trochę nie szanujesz ani moich pieniędzy, ani tym bardziej chęci!

Zakryłam uszy rękami. Nie mogłam tego słuchać. W końcu nie wytrzymałam.

-Zamknij się! Zamknij się w końcu! - wstałam z krzesła i pobiegłam do pokoju.

Zamykam drzwi na klucz.

Osuwam się na podłogę.

Zaczynają płynąć łzy.

Łkanie przeradza się w szloch.

Mam dosyć.


Ściągam bluzę. Zostaję w koszulce z krótkim rękawem. Patrzę na blizny.    

Przenoszę wzrok na okno.

Zostaję w tej pozycji.


Z zamyślenia wyrywa mnie dźwięk telefonu. Wyciągam go z kieszeni. 

Mary.

To tylko Mary.


Odrzucam połączenie i kładę telefon obok mnie, na podłodze.

Znowu telefon.

Alex.


Wciskam zieloną słuchawkę i przykładam urządzenie do ucha. Jednak się nie odzywam.

-Lucy, co się dzieje?

Kolejna chwila milczenia.

-Jesteś w domu?

-Tak - odpowiadam zachrypniętym głosem.

-Dlaczego nie ma cię w szkole?

Nie odzywam się.

-Kończę zajęcia i przychodzę do ciebie.

-Nie masz mojego adresu - oświadczam

-Jeśli ty mi go nie podasz, wezmę od Mary.

-Wyślę ci.

Rozłączam się. I wysyłam mu adres.

Odkładam telefon ponownie na podłogę.


Pukanie do drzwi.

-Lucy, skarbie, otwórz. - głos mojej mamy.

Nie odzywam się. Nawet się nie ruszam.

-Lucy, proszę!

Prośby mojej mamy stają się coraz bardziej błagalne.

Jednak ja je ignoruje.

Odchodzi od drzwi.


Nie wiem jak długo siedzę na podłodze. Nie mam siły się ruszyć. 

Nie mam siły żyć.


Słysze pukanie do drzwi wejściowych. Głos Alex'a. Jego kroki po schodach.

Puka do drzwi mojego pokoju.

Wstaję. Otwieram je.

Chłopak patrzy na mnie przez moment. Wchodzi do pokoju. Zamyka drzwi.

Jego niebieskie tęczówki są wpatrzone w moje, brązowe. Kiedyś radosne. Teraz pełne bólu i cierpienia.

-Lu, co się stało?

Opuszczam głowę.

On ją podnosi.

-Nie chcesz, nie mów. Ale zostanę z tobą. Chociaż na chwilę, dobrze?

Przytakuję.


I rzeczywiście - zostaje. Przez te kilka godzin słuchamy muzyki. I milczymy.

Kiedy on wychodzi, ja się kładę.

Jednak nie mogę usnąć.

Mroczne myśli. Zawsze pojawiają się w nocy. I to zawsze kończy się tak samo.

Dopóki nie zrobię kolejnych ran na nadgarstku, one nie pójdą.

A tej nocy pragnienie okaleczenia się jest silniejsze, niż wcześniej.

Wstaję. 

Idę po żyletkę. Biorę też ręcznik.

Siadam na parapecie.

Kładę ręcznik na kolanach.

Lekko przyciskam ostrze.

Bez strachu.

Bez fizycznego bólu.

Rana krwawi. Robię kolejną. I z niej wypływa czerwona ciecz. Więc robię następną. I jeszcze jedną. I jeszcze.

Tak długo, aż ręcznik jest cały we krwi.

Podnoszę wzrok z niego i spoglądam przez okno. 

Zostaję w tej pozycji do poranka.

________________________________

Wiem, ostatni rozdział był wieki temu! Sumienie przez to zaczęło się odzywać i oto jest! Nowy rozdział! Potrzebuję więcej motywacji, więc proszę o jak najwięcej gwiazdek, komentarzy i możecie również polecać do opowiadanie! Naprawdę, nie obrażę się ;D



ZłamanaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz